Artykuły

Na szczęście można się pośmiać

Nieco odświętniejsze stroje... Widownia zapełniona do ostatniego miejsca. Na teatrum dają "Kupca" Plautusa. Starożytna komedia wzorowana na nowoattyckich komediach Menandra. Biała scena, na tylnej ścianie wymalowane błękitne fale morskie, planszki: Titus Maccius Plautus "Mercator", po lewej stronie mały, kołyszący się na tychże świetlistych, błękitnych falach stateczek. Obrazek niemalże ze "Świerszczyka". Dekoracja prościutka, czysta umowna, funkcjonalna, a przy tym szalenie jakaś wdzięczna i miła. Jerzy Moskal (scenograf) posłużył się tu niewieloma elementami,a przy tym niemalże sterylna biel sceny ładnie kontrastowała z czernią sali i kostiumami aktorów. Przez scenę przeciągają łódeczkę z niewidoczną Pasikompsą, kochanką Charinusa. Łódeczka płynie sobie w takt dziecięcej melodyjki. Piosenka zapowiadająca przedstawienie nowe, wręcz awangardowe, z pewną złośliwostką wymierzone przeciwko recenzentom (i nie tylko). Recenzent jednak człowiek odważny, szabel ni rapierów się nie boi. Na teatrum przybył i to, co widział i słyszał skrzętnie zanotował. Zabawił się świetnie, zachwycił... umiarkowanie. Wstęp, który był nieco poza samym przedstawieniem, dowcipny i zabawny, anonsował niejako trzy stylizacje. Odwołanie się do konwencji teatru starożytnego (komedia starożytna - wiadomo, białe maski, niektóre kostiumy - dla tych "znających się"), operowanie skrótem i symbolem bajkowym (bo a nuż dzieci zawitają na widownię albo widz nie znający niczego poza bajką), chwyty kabaretowo farsowe (np. Kabaret Starszych Panów - może niektórzy znają). I tu drobniuteńki zarzut. Panowie aktorzy! Zostawcie trochę czasu na wyjście tym, którym po wstępie zrobiło się już tak awangardowo, że nie chcą niczego więcej oglądać!

Na scenie pojawia się "jakaś zabawna postać (prawie z Rzymu - starożytnego) w białej masce, z wielkim zadartym, mięsistym nosem, w rudej peruce o poetycznym imieniu Akantio. Dalej melancholijny młodzian (bez maski) - Charinus - zakochany w heterze, Pasikompsie. I stary Demifo w białej masce z wyrazistym nosem, "zakręconym" do góry i dość szczupłym ,przypominającym nieco świński ogonek. Zabawna piosenka o kozie. Staruszek dziarsko skacze po scenie, sprytny na miarę swoich - nieco już sklerotycznych - możliwości, przeżywający drugą młodość. Przezabawna scenka! Demifioz Lysimachusem (też biała maska z zabawnym nosem) klaszcząc w ręce (kosi kosi łapci) śpiewają:

"Starsi Panowie, Starsi Panowie,

Starsi panowie dwaj!

Już szron na głowie, już nie to

zdrowie,

a w sercu - ciągle maj"

Z majem w sercach wyruszają w drogę do portu. A że obaj już nieco zdziecinniali, więc kroczą sobie wesolutko, pewni że wymyślili bardzo sprytna intrygę. Demifo zaczął nawet do klas początkowych chodzić, gdyż biedak przez tyle lat wszystko zapomniał! "Znam już nawet trzy głoski! A. M. O." - chwali się. Demifo jest pojętnym i dziarskim jest pojętnym i dziarskim staruszkiem, więc wie, co owe trzy głoski razem znaczą. Nauczył się tego czy... sobie przypomniał? Śpiewa więc - dla jasności obrazu i stanu swego ducha (zwiotczałego nieco): "Arno, to znaczy kocham..." I serca staruszków, drgają na widok młodych i pięknych! Wprawdzie Lysimachus złośliwie mu przyczyna, że "staruch zgrzybiały wart tyle w miłości, co obraz na ścianie", ale sam na widok Pasikompsy głupieje. Charinus smętnie i rzewliwie zawodzi, że "już nigdy". Pięknobiustna kupiona dla Demifa przez Lysimachusa w ramionach tegoż czuje się "taka mała"..." Pasikomosa - Pięknobiusta (Henryka Bielawska-Karow) w dużej, żółtej, loczkowatej peruce, długiej czerwonej sukni (bardzo sexy) uosabia to wszystko, czym kobieta może zawrócić w głowie każdemu mężczyźnie. Niesłychanie ponętna, jak samo imię wskazuje, "cudownie sklepiona, o niezwykłej harmonii ruchów i ciekawym kolorycie całości... Kość drobna, niemal w domyśle - jakby powiedział Jeremi Przybora. Jak że rozkosznie śpiewa staruszkowi do ucha: "Mój mały nie namawiaj, bo... ulegnę"! A Lysimachus? Jak to mężczyzna. Przybiera postać kogutka, puszy się, drepce chełpi... i bierze wszystko jak dobrą, monetę. "Rudy rydz" kończy tę zabawną, farsową scenkę. Jednocześnie Heterka chce "Dama być, dama być...". Na scenie cztery przezabawne kobiece postacie różowo-lila, które z przodu i z tyłu mają zupełnie to samo - poruszają się w takt "Seksapilu". Bardzo zabawny i dowcipny pomysł! Ładnie rozegrana, śmieszne kostiumy, wdzięczne dziewczyny z jednej strony blond, z drugiej kasztan... A Demifowi "się pali". No i , bardzo dobrze!!!

Cała ta cześć przedstawienia rozegrana była w tempie żywym, w konwencji farsowo-kabaretowej. Było śmiesznie, było zabawnie, ale nieco za... chłodno. Aktorzy jakby sami za mało bawili się swoimi rolami. Poza tym podkreślenie, że wszystko dzieje tylko w teatrze wypadło sztucznie. Stanowiło to raczej tylko dodatek - niekoniecznie potrzebny - a nie element integralnie związany z całością. Tym bardziej, że sprawy te nie były najlepiej zagrane. Nie śmieszyły szlochy Charinusa ani wejście milicjanta. Wszystko poprowadzone zbyt monotonie na jednym tonie. Powtarzały się gagi, sytuacje wzbudzające ten sam śmiech. Chwilami stawało się to nieco nużące. Znakomitym natomiast pomysłem reżysera (Mieczysław Daszewski) było wprowadzenie do tekstu Plauta współczesnych przebojów! Wspaniale wzmacnia to efekty komiczne, a przy tym zabawnie i dowcipnie wskazywało na aktualność starożytnego tekstu.

Demifo i Lysimachus śpiewają "Hymn starców" Gałczyńskiego. Nastrój się nieco zmienia. Nabiera cieplejszych tonów. Staruszkowie są zabawni, ale i trochę... żałośni. Scenka ta najbliższa jest chyba klimatowi z Kabaretu Starszych Panów. Śmieszne, ale z takim małym, malutkim smuteczkiem. Humor doprawiony szczyptą melancholii. Wyjątkowo ładnie aktorzy. (Cyryl Przybył i Jerzy Glapa) wycieniowali ów drobniuteńki smuteczek z zadumką. Nie było w tym - na szczęście - żadnej nuty płaczliwości czy rzewliwości, a scenkę tę odebrałam nawet z pewnym wzruszeniem. "Ziemia młodym! lecz niebo jest nasze". Trochę już nużący bezlitosny śmiech ze staruszków i perypetii Charinusa - tutaj został odpowiednio stonowany. Szczypta liryzmu, dowcip, dobre tempo i pewne, powiedziałabym, zlanie się z postacią. Zniknęła jakaś bezosobowość, zbyt duży dystans aktora do kreowanej postaci. Z jakim urokiem staruszkowie śpiewają o tym, że "czasem ,we śnie odpadnie nam ucho albo noga", a zza kulis kobiecy głos filuternie i złośliwie dodaje: "lub inna rzecz".

Jak wiadomo w teatrze starożytnym postacie kobiece grali mężczyźni. Fakt ten szalenie zabawnie wykorzystał reżyser obsadzając w rolach Dorippy i Syry mężczyzn. Znakomitą, bardzo dowcipna charakteryzacja i kostiumy! Trochę przypominało nam to postacie z ilustracji bajek dziecięcych. Dorippa czyni wiele hałasu, krzyku. Płacze, spazmuje, ciska gromy na biednego, przerażonego Lysimachusa. Czyni to bardziej z jakiejś potrzeby dyktowania zwyczajem i obyczajem niewieścim niż z przekonania o winie męża. A on? No cóż, stara się ją wszelkimi sposobami udobruchać. A że jest dużo niższy od małżonki, musi więc wleźć na beczkę, aby móc jej czule nucić do ucha: "ujrzałem dzisiaj pierwszy siwy włos na twojej skroni". Niestety. Dorippa nie jest przekonana tak wątpliwym komplementem! I chyba słusznie... Z pieśnią na ustach wchodzi Kucharz (Jerzy Borek), pytając: "kto ciebie przytuli tak jak ja?". Jest to niewątpliwie skuteczniejszy środek na wszelkie niesnaski damsko-męskie! A do tego to tango w rytmie słów "nasza jest noc".... Ponieważ jest to komedia, więc jak każda porządna komedia kończy się szczęśliwie i moralizatorsko.

Szkoda, że tak rzadko nasze teatry sięgają po komedie. Katharsis przez śmiech jest tak samo oczyszczające jak przez łzy! Wielu, zbyt wielu artystów odprawia medytacje nad rzeczami ostatecznymi, marnością życia, przemijaniem, zagubieniem w świecie, upomina o konieczności samotnej pielgrzymki przez niezbadane krainy, złowrogie i pełne pułapek, w pościgu za nieznanym, za czymś, co. ukrywa się za horyzontem-zasłoną, którą trzeba rozedrzeć. Owszem, możemy, smęcić się z nastolatką w typie malowanych przez Annę Gunter, po cranachowsku wiotką, od lat nierozbudzoną, pełną oczekiwania. Możemy współczuć, smutnym, prężącym się dziewczynom, osamotnionym w romantycznej scenerii, wśród malowniczych ruin. Możemy też podziwiać piękne, jędrne ciała pozujące przed lustrami lub na łąkach w otoczce z listowia. I co dalej? Na szczęście możemy się też pośmiać. Beztrosko, swawolnie, radośnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji