Czechow i Arlekin
W roku 1961 reżyserował Adam Hanuszkiewicz w Teatrze Dramatycznym polską prapremierę "Płatonowa". Było to wydarzenie nie byle jakie. Ze sporym opóźnieniem pokazana została po raz pierwszy w naszym teatrze, młodzieńcza, zapomniana, a najciekawsza i może w ogóle najlepsza sztuka Czechowa. Tamto przedstawienie wywarło poważny wpływ na późniejszą teatralną recepcję dramaturgii Czechowa. Oznaczało koniec sentymentalnej i nastrojowej stylistyki przedstawień czechowowskich. W autorze "Płatonowa" odkryto wówczas prekursora współczesnej groteski czy tragikomedii, a co jeszcze ważniejsze, pisarza równie okrutnego, bezlitosnego i głębokiego w swoim sposobie patrzenia na człowieka jak Dostojewski. Jednakże w szesnaście lat po pamiętnej prapremierze Hanuszkiewicz postanowił znowu wywalić drzwi, które już kiedyś otwierał. Sądząc z tekstów opublikowanych w programie do spektaklu w Teatrze Narodowym, ma ten spektakl być świadomym zamanifestowaniem nowego odczytania Czechowa.
Szczególnie znaczący jest tu tekst Ryszarda Przybylskiego, który przeprowadzając paralelę pomiędzy Płatonowem i Stawroginem, bardzo pięknie i przekonywająco analizuje postać tytułowego bohatera sztuki Czechowa i osadza go we właściwym nurcie literatury rosyjskiej i co jeszcze może ważniejsze, pokazuje jakie miejsce w społeczeństwie rosyjskim XIX wieku zajmowali "niepotrzebni ludzie", tacy jak Płatonow czy Stawrogin. Przybylski obnaża całą wewnętrzną pustkę pozornie fascynujących salonowych filozofów i programowych cyników, którzy w istocie, poza szyderczym grymasem i okrucieństwem wobec słabych, głupców i pięknosłowiem własnych wypowiedzi nie mają nic do zaofiarowania. Co więcej, zwraca Przybylski uwagę na społeczną nieprzydatność czy wręcz szkodliwość ich postawy, która z prawdziwym zbuntowaniem nie ma nic wspólnego. Nazywa wręcz Płatonowa - gadułą.
Jest to interpretacja mogąca być punktem wyjścia do syntezy o znacznie szerszym znaczeniu.
Następnie jednak, powołując się na przykłady z innych spektakli Hanuszkiewicza, zaczyna Przybylski wywód na temat muzycznego charakteru sztuk Czechowa. Wywód prowadzący niemal do zanegowania znaczeniowej strony zdań i słów, sprowadzający monologi, dialogi, tercety i kwartety ze scen "Trzech sióstr" do kompozycji muzycznych z kolei, powołując się już na wypowiedź samego Hanuszkiewicza, przeprowadza paralelę pomiędzy Płatonowem a Arlekinem z komedii dell` arte. Rosyjski don Juan zostaje zredukowany i skompromitowany. Jednocześnie porównuje autora "Płatonowa" z Molierem. Teza ta ma w pewnym sensie charakter metaforyczny. Znany i nie kwestionowany przecież jest sąd, że Molier stworzył swoje komedie poprzez sprzeciw wobec schematów komedii dell` arte, będącej grą swobodnej improwizacji, zamkniętą w ramach sztywnych reguł, które autor "Don Juana" z pożytkiem obala. Zawracanie Czechowa do tyłu, do Moliera, a przede wszystkim do komedii dell` arte, która przejawiła się w teatrze i dramacie europejskim XX wieku od zupełnie innej strony, wydawać się może nieporozumieniem. Ostatecznie cała droga rozwoju (raz na lepsze, raz na gorsze) dramatu europejskiego XVIII, XIX i pierwszych lat XX wieku szła w kierunku pogłębienia psychologicznej analizy postaci dramatu, a nie w kierunku schematyzacji wywodzącej się z "komedii all'improviso. Rzeczywiście u Becketta, a także i w całym nurcie groteski dramaturgicznej XX wieku można znaleźć dążenie do schematyzacji postaci bliskie komedii dell` arte (Witkacy), niemniej jednak nie dotyczy to Czechowa. Nawet w "Płatonowie". Przemieszanie wzniosłości i komizmu, tragizmu i śmieszności, absurdalny niemal humor poszczególnych scen, a przede wszystkim złośliwe traktowanie języka - wszystko to czyni z Czechowa w "Płatonowie" prekursora wspomnianego nurtu dramaturgii XX wieku. Ale nie ma w tej sztuce - świadomego czy nieświadomego dążenia do schematyzacji postaci - bliskiego komedii dell` arte.
Jednakże Hanuszkiewicz traktuje wywód o przemianie Don Juana w błazna - dosłownie - jako określenie stylistyki swojego spektaklu. Płatonow jest u niego Arlekinem czy raczej Pietruszką z baletu Strawińskiego. Wspaniale napisane przez Czechowa, polegające na niezwykle precyzyjnym i pełnym ironii dialogu sceny rozbijane są tanecznymi korowodami, mówionymi "arietkami" i kakofonią dźwięków. Groteskowe w swoim wyrazie, ale świetnie umotywowane psychologicznie działania postaci są na siłę wtłaczane w stylistykę komedii dell` arte. Pogląd, że we współczesnym teatrze postacie dramatu powinny być zredukowane, po to, żeby dać możność twórczej improwizacji aktorom - w odniesieniu do "Płatonowa" - okazuje się niezweryfikowany. Fałszywie pojęta została też teza o muzyczności dramatu Czechowa. To, że każdy dobrze napisany dramat ma budowę bliską kompozycji muzycznej, to truizm. Że słowo w teatrze ma określoną, obok znaczeniowej, wartość dźwiękową, to drugi truizm. Ale, szczególnie u Czechowa, wykorzystywanie dźwiękowej warstwy dramatu kosztem zacierania znaczeń jest barbarzyństwem. Więcej, jest niewybaczalnym błędem. Jeżeli widzowie w Teatrze Narodowym tak dużo się śmieją i tak żywo reagują, to nie z powodu arlekinad i sztucznego nakładania jednych wypowiedzi na drugie, tylko dlatego, że świetnie odbierają bezlitosny dowcip dialogu. Jak choćby wtedy, kiedy Wojnicewa pociesza syna mówiąc, że może zrobić karierę, bo jest "lojalnym filologiem".
Niestety, w przedstawieniu Teatru Narodowego tylko Kucówna grająca Wojnicewą nie gubi nic z tekstu, który napisał Czechow, i właśnie ona, a nie Płatonow stała się główną bohaterką tego przedstawienia. Zredukowanie postaci Płatonowa do wymiarów kukiełki pozbawionej głębszej struktury psychicznej - na wzór Arlekina - zemściło się na roli Wardejna. Jego Pietruszka-Płatonow zamienił się w błazna robiącego oczko do widowni. I od Stawrogina i od Płatonowa znaleźliśmy się tu bardzo daleko. A szkoda. I na roli Wardejna i na całym spektaklu zaważyło przejęte z góry formalne założenie kłócące się z początkową, tak ciekawą interpretacją tekstu. Założenie, które zamiast do nowego stylu grania Czechowa, prowadzi w ślepą uliczkę.