Artykuły

Pierwszy dzień wolności

Sztuki "Pierwszy dzień wolności" go niepodobna zaliczyć do teatralnej awangardy. Operująca tradycyjnymi środkami, całkowicie realistyczna, ba! - oparta na historycznych wydarzeniach - formalnie należy ta sztuka do teatru tradycyjnego. Ale jej zawartość intelektualna jest na wskroś nowoczesna: ostre, wyraźnie sprecyzowane postawy, poglądy, idee, zderzają się tutaj w czystej, modelowej sytuacji. Pojawiają się dość zasadnicze pytania: jakie są granice wolności dla ludzi, którzy tę wolność odzyskali po latach cierpień? Czy wolno im więcej niż przeciętnemu człowiekowi? Czy mają jakiekolwiek obowiązki w stosunku do dotychczasowych ciemiężycieli?

Kruczkowski, choć przedstawił odpowiedzi różne, wybrał najzupełniej jednoznacznie: żadne okoliczności nie zwalniają od kardynalnych nakazów etycznych, samowola i gwałt nie mogą zastąpić sprawiedliwości. Tylko takie odczytanie pozwala trafnie odpowiedzieć na ostatnie, retoryczne pytanie dramatu: dlaczego właśnie Jan wykonuje wyrok na Indze? Narzuca się tu bowiem myląca interpretacja, prymitywna może, ale natrętna (skusiła niejednego już reżysera): Jan zabija Ingę ponieważ on właśnie jest odpowiedzialny za jej; swobodę; jego czyn to obowiązek wobec przyjaciół, których wystawił na niebezpieczeństwo. Prawda Kruczkowskiego jest inna - zabicie Ingi to nie obowiązek Jana, lecz jego moralne prawo. Jan, dobrowolny obrońca osamotnionej niemieckiej rodziny, jest jedynym sprawiedliwym w miasteczku i tylko on może wymierzyć sprawiedliwość. Odczytanie i ekspozycję tej prawdy zapisać trzeba na plus łódzkiego przedstawienia. Nie wszystko jednak w tym spektaklu godne jest pochwały. Lapidarny, modelowy, na wskroś intelektualny charakter teatru nowoczesnego wymaga silnych indywidualności aktorskich. Przecież racje stron są tutaj podawane w postaci czystej, literackiej, nie poparte siłą materiału fabularnego. Trzeba dobrego aktora, by racje te przekonywająco wyłożył, by nadał im odpowiednią siłę. Łódzki spektakl odznaczał się aktorstwem poprawnym, lecz niestety - nie wybitnym. Miało to wyraźny wpływ na ostateczną wymowę dzieła. Pojawia się na przykład w "Pierwszym dniu wolności" postać Filozofa - Anzelma. Dla tego człowieka pięć lat w obozie jenieckim było oazą szczęścia i wolności. Wolność bowiem dla niego to możliwość ucieczki od codziennych kłopotów i trosk, w krainę własnych myśli i abstrakcyjnych spekulacji. Kruczkowski daleki był od afirmacji tej postawy, wzorowanej na filozofiach Wschodu; głęboki humanizm pisarza uczy cenić w człowieku właśnie szarą, codzienną pracę, uporczywe, powszednie zmaganie z losem. W tekście sztuki postawę tę reprezentują główni bohaterowie, Jan i Michał, i oni właśnie odnoszą moralne zwycięstwo nad Filozofem. W spektaklu telewizyjnym jednak najsilniejszą indywidualnością był Anzelm w świetnym wykonaniu Janusza Kłosińskiego. Argumenty jego przeciwników wypadły blado, a finałowe palenie "złotych myśli" straciło wszelki sens. Indywidualność aktora sprawiła, że poglądy Filozofa wysunęły się w spektaklu na pierwszy plan, zabrzmiały jak credo autorskie - co mija się wszak z intencją Kruczkowskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji