Calineczka szuka męża
Przedstawienie "Calineczka" w Teatrze GroteskaPremiera "Calineczki" w Grotesce. Spektakl świetny i brawurowo zagrany. Fantastyczne kostiumy i piosenki. Zgrabny dowcip. Dorosły widz nie ma się do czego przyczepić. A dzieci? Cóż, choć oglądały"Calineczkę" z rozdziawionymi buźkami, są surowe. O czym przekonała się nasza redakcyjna koleżanka, która na spektakl poszła z córeczką.
Małgorzata Skowrońska: Podobało Ci się przedstawienie?
Hanna Stąsiek (4,5 roku): Fajne, ale nie było tak, jak w bajce. Nie było mamy, nasionka i kwiatka. Był pająk. Straszny! W bajce pająka nie było. Taki pająk to się przyśnić może. Niebieskie oczy miał. Brrr... Jak oni mogli wpuścić takiego pająka? On powinien być w zoo.
Ale pająk nie był prawdziwy.
- Jak to nieprawdziwy? Nogi miał ogromne. Włochate i tak się trzęsły. Poza tym on chciał zjeść Calineczkę, a tak w bajce nie było. Musiał gdzieś ze sufitu zejść.
A inne lalki?
- Calineczka była ładna, ale najbardziej podobały mi się ropuchy i Pani Mysz. Grubiutka taka i buciki miała. Kret też był, czarny i smutny. Siedzi cały dzień po ciemku, to smutny jest. Gdyby był wesoły, Calineczka też by go polubiła. Smutasów nikt nie lubi.
O czym jest przedstawienie?
- Calineczka ciągle szuka męża. Nie wiem po co. Za młoda jest, a ciągle ktoś chce się z nią żenić. Ja się chciałam ożenić z Mikołajem, moim kolegą, ale tatuś powiedział, że męża można mieć, jak się dorośnie. A Calineczka to na drugą grupę w przedszkolu wygląda. Może to taki ślub na niby? I jeszcze ten Calineczek.
A kto to jest Calineczek?
- Też nie wiem, bo w bajce go nie ma, a w teatrze jest. To chyba taki duszek kwiatowy, co się ożenił z Calineczką i wziął od niej nazwisko.