Artykuły

Przeciąganie struny

Czy widzieliście kiedyś pań­stwo "Paradę Miłości", z któ­rej co bardziej szokujące ob­razki z lubością transmituje telewizja? A może zdarzyło się wam zobaczyć gejowską ma­nifestację przemierzającą od czasu do czasu miasta Euro­py i Ameryki? Jeżeli tak, to proponuję pomnożyć to przez dwa, dokładając kilku odzia­nych w pończochy i skórzane gorsety transwestytów, kobie­tę z męskimi genitaliami i akwarium wypełnione stłamszonymi, nagimi ciałami, wiją­cymi się niczym węże, a wy­obrazicie sobie obóz Pankra­cego w "Nie Boskiej komedii" zrealizowanej przez Krzyszto­fa Nazara w Starym Teatrze.

Otóż reżyser postanowił przedstawić współczesną wersję romantycznego dzieła Zygmunta Krasińskiego, przesuwając wszystkie możli­we akcenty tak, iż powstała opowieść o zagrożeniu jakie niesie ze sobą dzisiejsza kul­tura masowa, kultura wideoklipu, symbolizowana rów­nież przez telewizor do które­go przybity jest Chrystus i którego ukrzyżowanie reje­strowane jest przy pomocy kamery. W tym czytelnie po­kazanym przesłaniu Krzysz­tof Nazar jednak co nie co się zagalopował, przeciągając momentami strunę insceniza­cyjną do granic możliwości.

Pierwsze i to dosłowne przeciąganie, wprawdzie nie tyle struny co sznurka, zaczy­na się już na samym począt­ku. Żona (Anna Radwan-Gancarczyk) i Mąż (Roman Gancarczyk) trzymają się kurczowo cienkiej linii, która symbolizuje ich dom i która w każdej chwili może pęknąć, co dzieje się, gdy pojawia się wysłanniczka diabła. Dziewi­ca (kusząca ciałem odzianym w kostium z epoki techno So­nia Bohosiewicz). Metafora całkiem ładna, tylko że raczej nie najlepiej sprawdzająca się na scenie, gdyż aktorzy za­miast oddawać targające nimi uczucia, skupiają się na for­mie, precyzyjnie wyliczonych gestach i kroczkach.

Takich niepotrzebnych efektów jest dużo więcej, łącznie z nie wiadomo po co męczonym na scenie Orciem. Niczego nie wnosi on do przedstawienia oprócz wzbu­dzania współczucia wśród co wrażliwszych widzów dla kil­kuletniego chłopca, który po­winien raczej o tej porze spać we własnym łóżku.

Zajmijmy się jednak stroną interpretacyjną spektaklu. Otóż największy kłopot mam tu z Hrabią, który nie bardzo wiem, kim jest. Bowiem grający na emocjach w drugim akcie Roman Gancarczyk nie należy na pewno, wbrew Kra­sińskiemu, do świata arysto­kracji, dlatego że tego świata w spektaklu zwyczajnie nie ma. Ludzie tworzący obóz Hrabiego nie są wcale przed­stawicielami starych, szla­checkich rodów, tylko nie­określoną, bezwolną masą, skontrastowaną z niezwykle wyrazistymi postaciami ze współczesnej subkultury.

Dlatego też ich upadek nie ma większego znaczenia, po­dobnie jak śmierć Pankracego (Krzysztof Globisz), który jest do tego stopnia nijaki, iż sce­na pojedynku z Hrabią traci jakikolwiek sens. Globisz na spektaklu, który widziałam, grał tak jakby miał zaraz za­snąć, co powodowało, że ro­zedrgany Gancarczyk nie znajdował dla siebie przeciw­nika. Obydwaj za to zginęli: Hrabia skacząc na łeb na szy­ję z okopów Świętej Trójcy, Pankracy pod wpływem tru­jących pocałunków transwe­styty Leonarda (Adam Na­wojczyk).

Zwycięża nowe. To nowe to przesycona niezdrowym ero­tyzmem, kopulująca kultura wideoklipu, przed którą nikt nie ucieknie. Nawet nie po­może tu Anioł Stróż (świetny szczególnie jako anielski klo­szard z roślinką Piotr Cyrwus), przechodzący przez zdegradowany świat, z dwój­ką dzieci. Obawiam się jed­nak, że wnioski Krzysztofa Nazara są zbyt pochopne. Nie jestem pewna, czy "nowe", o którym mówi, nie jest już "stare", czy nie jest to już kul­tura dokładnie opisana i oswojona, która nie wzbudza specjalnych emocji. Bo tak naprawdę to "nowe" dopiero się czai, kuca jeszcze gdzieś w kątku, chichocząc i kiwa ostrzegawczo paluszkiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji