Artykuły

Teatralne zapiski

Aż nie wiadomo od czego tu zacząć, aby temu co się dzieje w naszym teatralnym światku dać godny wyraz i należyte miejsce. Ale ponieważ nie dopowiedzieliśmy jeszcze wszystkiego o spektaklach gorzowskich, ognich przeto zacząć wypada. Od razu powiedzmy, że inauguracja drugiego sezonu w Teatrze im. Osterwy wypada daleko korzystniej niż inauguracja pierwszego. To zresztą zrozumiałe- Teatralne śrubki i trybiki muszą się docierać i każdy kolejny rok wspólnej pracy powinien przynosić wzrost poziomu artystycznego. Dlatego zrozumiałe, że Słowacki po raz drugi na gorzowskiej scenie był o niebo lepszy od inauguracyjnej "Balladyny". Nie znaczy, że wszystko było idealne. Gra jeszcze niezupełnie wyrównana, zwłaszcza myślę tu o postaciach drugoplanowych. Szkoda również, że pani Bulik- Kujawska niepotrzebnie przedobrzyła Marię. W pogoni za ekspresją sylwetki, zgubiła jej wnętrze. Maniera w głosie czyniła tę jak najbardziej godną współczucia monarchinię chwilami odpychającą. Natomiast przemówił do widza królewski małżonek Darnley- Bogdan Zieliński. Ciekawsze było przedstawienie "Antygony" Anouilha. Może dlatego, że problematyka sztuki jest ogromnie frapująca. Zaabsorbowanie tekstem pozwalało zapomnieć o niewyrównanej grze aktorów. Na czoło wysunęła się odtwórczyni roli tytułowej pani Barbara Drogorób. Udźwignęła z powodzeniem jej ciężar intelektualny i emocjonalny, operując nowoczesnym warsztatem. Nowocześnie i z dystansem prowadził rolę Prologa Bogdan Zieliński. W roli Kreona ujrzeliśmy dyr. Zbigniewa Szczerbowskiego. Z przyjemnością odnotowujemy, że obie sztuki Państwowy Teatr im. Osterwy zaprezentował w drugiej połowie września publiczności poznańskiej i to w nie byle jakim okresie bo w czasie Jesiennych Targów Krajowych.

A teraz jak zwykle przerzucamy się do Zielonej Góry. Zacznijmy od jubileuszu X-lecia. Szumu było wiele, wiele serdeczności, kwiatów, życzeń i gratulacji. Telegram od premiera Cyrankiewicza, protektorat i list Ministra Kultury i Sztuki Galińskiego. Niezliczona ilość depesz z teatrów z całej Polski, od wybitnych reżyserów, krytyków. Życzenia z zakładów pracy, instytucji naszego województwa, a nawet od uczniów. Wdzięczna widownia świętowała dzień X-lecia razem z ludźmi swojej sceny. Gościem uroczystości był m.in. Günter Klingner, dyrektor Teatru im. Kleista z Frankfurtu.

Zaczęło się wszystko od przedstawienia "Kobiety w trudnej sytuacji" Domańskiego, sprezentowanego przez PTZL załodze "Polskiej Wełny". Przedstawienie to było dowodem żywej więzi między Teatrem a zakładem pracy, który, obok zespołu kolejarzy stworzył przed 10 laty podstawy stałej sceny. Ciepłe słowa, przemówienia i podarki były rewanżem za wesoły spektakl. W godzinach wieczornych galowa premiera "Żywot Józefa" Mikołaja Reja. Potem w imieniu władz wojewódzkich przemawiał zastępca przewodniczącego Prez. WRN Jan Koleńczuk, podkreślając zasługi zespołu PTZL i życząc dalszych sukcesów artystycznych. Dyr. Marek Okopiński wygłosił także swe credo: dalsze dążenie ku teatrowi zaangażowanemu, stworzenie teatru polskiego, współczesnego, twórczego. Pani Amelia Szymańska, Józef Michalcewicz i Leon Włodarski otrzymali z rąk przewodniczącego MRN honorowe obywatelstwa miasta Zielonej Góry. Nie trzeba dodawać, że zarówno cały zespół artystyczny, techniczny i administracyjny był szczerze wzruszony całą uroczystością. Publiczność takoż. Potem wszyscy jubilaci spotkali się przy lampce, podejmowani przez Lubuskie Towarzystwo Kultury. Tu dalsze niespodzianki: nagrody dyrektorskie dla kilkunastu najstarszych pracowników PTZL, podarki od "Polskiej Wełny" wręczone przez dyr. Barbasza dla "dziesięciolatków": pani Zofii Friedrich, Stanisława Cynarskiego i Józefa Michalcewicza, wreszcie nagrody TPPR dla Z. Giżejewskiego, H. Machalicy i Cz. Stopki.

Przejdźmy teraz do premiery inaugurującej sezon 1961/62. Rejowski "Żywot Józefa" inkrustowany wstawkami innych staropolskich utworów godnie pasował do obu okazji. Adaptacja i inscenizacja Kazimierza Dejmka znakomicie przystosowała kilkuwiekową sztukę do percepcji współczesnej. Całość groteskowo- szopkowa, plebejska. A więc otrzymaliśmy soczysty kąsek staropolszczyzny. Chwilami pąs oblewał twarze pań, chwilami cała widownia pękała ze śmiechu. Świetna scenografia i znakomite kostiumy prof. Zenobiusza Strzeleckiego przydawały smaku całości. Do tego wstawki wokalno- baletowe, kapela wąsatych kmiotków, przepraszam, muzyków Orkiestry Symfonicznej. Wartkie tempo, spoistość i klarowność nadała widowisku reżyserka Maria Straszewska, której "lwi pazur" ujawnił się z całą ostrością. Poradzić sobie z szesnastką aktorów, z których każdy z wyjątkiem bohatera, wciela się na dodatek w kilka postaci, to nic lada wyczyn. W dodatku wszystko jest dopracowane i równiutkie. Aż trudno wymienić kto najlepszy, lepszy czy dobry. Proszę więc wybaczyć, jeśli zapiszę na wieczną rzeczy pamiątkę tylko nazwisko Zdzisława Grudnia - Józefa, syna Jakubowego. Za sam wygląd mógłby przejść do historii. Dla precyzji jeszcze zapiszmy, iż oprawę muzyczną skomponował Witold Krzemiński, a nad choreograficznymi wstawkami pracowała pani Teresa Kujawa.

Niech Pan Panie Redaktorze nie ma mi za złe, tej niniejsze Zapiski rozepchną ciasny kącik, jaki im Pan wyznaczył, lecz proszę nie obcinać im ogonka. Pan rozumie - jubileusz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji