Artykuły

Polska prapremiera "Biesów"

"Biesy". Adaptacja sceniczna Alberta Camusa powieści Fiodora Dostojewskiego. Przekład: Joanna Guze. Reżyseria: Janusz Warmiński. Scenografia: Lidia i Jerzy Skarżyńscy. Prapremiera polska w Teatrze Ateneum.

NA krótko przed swą śmiercią Albert Camus - uwielbiany pisarz młodej Francji i od dwu lat laureat Nagrody Nobla - opracował nie bez pośpiechu adaptację sceniczną "Biesów". Na przedstawienia w Theatre Antoine w Paryżu padł niebawem cień tragicznej śmierci adaptatora, a zarazem blask jego niepomiernej sławy. Sukces sztuki był ogromny. Pewnik: że powieść Dostojewskiego jest genialna - wzbogacono o drugi jakoby pewnik: że adaptacja Camusa jest genialna.

Tymczasem sprawa nie jest tak prosta, przeciwnie, jest zawiła "Biesy" to powieść bardzo szczególna, genialny - to niesporne - wyraz ugruntowanego już wówczas w psychice pisarza lęku przed wywrotowcami i jego nienawiści do ruchów w których dopatrywał się zagrożenia potęgi państwa i podstaw ładu społecznego. Konserwatywna nie raz określana jako reakcyjna - postawa Dostojewskiego w późniejszym okresie jego życia, a więc w tym, w którym powstały m in "Biesy" (1870) jest znana. W całym ruchu postępowo-rewolucyjnym ówczesnej Rosji widział wyrzekanie się Boga na rzecz ubóstwienia człowieka, co wydało mu się szatańskim źródłem wszelkiego i stężonego zła. Przełożyć "Biesy" na język sztuki scenicznej to skondensować ową warstwę społeczno-filozoficzną poglądów autora w jej formalnej i niemal anegdotycznej wymowie. Ulatnia się mistyka - albo przynajmniej schodzi na drugi plan, za to wysuwa się brutalnie na czoło potępienie ruchów rewolucyjnych, które wprawdzie skupiły się w umyśle pisarza w nienawiść do ich skrajnych manifestacji, ale musiały ogarniać zakres szerszy - i rzeczywiście ogarniały. Mimo że chodzi tylko o nihilistów i anarchistów - i że mówienie o reakcyjności "Biesów" byłoby też uproszczeniem - wymowa sztuki jest nieprzyjemna. Natłok frazesów o Bogu, a jednocześnie obraz inteligentów, którzy podburzają robotników, a sami w razie niebezpieczeństwa uciekają gdzie pieprz rośnie ("pierwszą klasą"). To są sprawy, które budzą niechęć, niezależnie od fluktuacji ocen wartości samej adaptacji, która po dekadzie lat i nie we Francji, nie wydaje się tak znakomita, jak wówczas, gdy powstała. Przy tym Piotr Wierchowieński to tylko łajdak, mordujący z zimną krwią i haniebnie uciekający za granicę. Nienawiść zaślepia. Przecież Nieczajew, który był pierwowzorem młodego Wierchowieńskiego, wydany przez Szwajcarię carskim władzom, zgnił w kazamatach twierdzy Pietropawłowskiej po 10 latach cierpień. To się stało wprawdzie już po napisaniu "Biesów", ale taki koniec mógł przewidzieć obiektywny obserwator.

Wierchowienskiego gra ze spokojną, z piekła rodem determinacją Marian Kociniak. W roli jego ojca Stiepana wystąpił Jan Świderski - i owładnął sceną, wespół z Hanną Skarżanką jako Barbarą Stawrogin: oboje są znakomicie rosyjscy, z tej epoki od Dostojewskiego do wczesnego Gorkiego. Realistyczną postać z ubiegłowiecznej Rosji zarysowała Anna Seniuk, Elżbieta Kępińska zagrała przejmująco nieszczęśliwą Marie Lebiadkin (Bogusz Bilewski - zbyt ostro Kapitana Lebiadkina). Katorżnika Fiedkę zagrał wyraziście Ludwik Pak. Bardzo ważną w sztuce, jak i w powieści, rolę spełnia Kiryłłow, ofiara obłędu filozoficznego, żałosny samobójca: trudne i dość niewdzięczne zadanie wypełnił Władysław Kowalski w sposób godzien wielu pochwał.

Janusz Warmiński jest doświadczonym i pełnym inicjatywy reżyserem. Biorąc na warsztat adaptację Camusa nie poprzestał na jej materiale, lecz rozbudował pewne wątki, powiększając też rolę Narratora - którego tekst spokojnie, a precyzyjnie wypowiada Ignacy Machowski, tu i ówdzie zresztą mieszając się na chwilę do akcji. - Warmiński starał się też usilnie, by ta sceniczna powieść - rzeka miała jednak swe napięcia dramatyczne. Czasem mu się to udawało, choć nie zdołał uniknąć streszczania - a więc i spłycania - materiału z Dostojewskiego.

A Stawrogin, postać jeszcze bardziej skojarzona w "Biesami" niż Wierchowieński? Krzysztof Chamiec ma bardzo dobre wejście i dobre rozegranie się. Ale później wraca do swej maniery mówienia sobie a muzom. Może to i słuszne: spowiedź, jaką składa przed świątobliwym Tichonem (Jerzy Kaliszewski) jest sprawą prywatną, intymną, widzowi nic do niej: nie będą obcy dopuszczeni do strasznych tajemnic serca Stawrogina.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji