Artykuły

Pałac przemienienia

"I będzie wesele...j" w reż. Piotra Waligórskiego w Teatrze Bagatela w Krakowie. Pisze Łukasz Drewniak w Dzienniku - dodatku Kultura.

Świetny autorski spektakl Piotra Waligórskiego w krakowskim teatrze Bagatela "I będzie wesele...j" udowadnia, ze definiuje nas przede wszystkim miejsce, w którym żyjemy.

Z przyczyn rodzinno-oczywistych nie piszę o premierach Bagateli. Tym razem jednak złamię tę zasadę, bo muszę odnotować powrót Piotra Waligórskiego. Kiedyś głównego speca od wczesnych dramatów Demirskiego ("Padnij!", "From Poland with Love"), wiodącego reżysera nowohuckiej Łaźni. Waligórski robi teatr od wielkiego dzwonu, chyba ciężko mu się zmusić do pracy, w próby wchodzi niechętnie, jakby nie odpowiadało mu tempo pracy, ceremonie rozmów sezonowych z dyrektorami w całej Polsce, przekonywanie do siebie aktorów w nowym miejscu. To typ reżysera, który potrzebuje zaufania i komfortu. Ale jak już zacznie, to okazuje się, że ma rękę do współczesnych tekstów, udaje mu się niepodobna do niczego estetyka, gęsta obyczajówka z onirycznymi szpilami z piosenek. Tym razem wyprowadza się z blokowisk i koszar i zamyka ze swoimi bohaterami w domu wariatów. "I będzie wesele...j" to jego debiut dramatopisarski, jak sam tłumaczy - przewrotny prequel do sztuki Demirskiego "Nieprzytomnie", z której wyjął główną bohaterkę Teresę. Teresa jest młodą terapeutką, dostaje pracę w szpitalu psychiatrycznym, w obu spektaklach Waligórskiego gra ją ta sama aktorka - niepokojąco neurotyczna Paulina Napora. Po zakładzie oprowadza ją Dyrektor (Krzysztof Bochenek), obleśny cwaniak, kto wie, co ukrywający przed chorymi i personelem. Jot co pokazywać. Przedstawienie funkcjonuje w zabytkowej przestrzeni Sceny na Sarego. Biel, secesja, ornamenty i rzeźby i na ścianach stają się częścią świata przedstawionego. Otaczają złożony z kilku pomieszczeń moduł do grania. Wygląda to tak, jakby byle jaki barak zagnieździł się wewnątrz pałacu. Złażą się pacjenci, żadnej agresji, nerwowości. Wycofani do wewnątrz, otępiali od leków, spokojni starsi panowiei panie, dziecięco rozszczebiotane młode kobiety, grzeczni kawalerowie. Waligórski akcentuje ich dobre maniery i wzajemną sympatię. To nie zsyp dla kalek i chorych, to rodzina alternatywna. Oni nie chorują, raczej bawią się w dom. Odgrywają młodość i dzieciństwo w codziennych rytuałach. Dla przybysza z zewnątrz, Teresy, to miejsce to urlop od życia. Jest tu się na chwilę, która trwa lata albo już na zawsze. W ramach terapii zajęciowej Teresa zdaje się przekraczać granicę między zdrowiem a chorobą, jakby to nie ona była dla swoich pacjentów, a oni dla niej. Pracę z chorymi traktuje jako ucieczkę od własnych kłopotów. Przyglądamy się niespiesznie, do czego prowadzi ukrywanie przed chorymi, że też jest się chorym. Ład świata w zakładzie zostaje zaburzony. Pojawia się niemożliwa miłość chorej Marysi (Magda Grąziowska) do nowego chłopaka w szpitalu, potem ich strach przed związkiem, ucieczka i próby samobójcze. Historia, którą opowiada Waligórski, rozmywa się w szpitalnym bezczasie, ma wyraźny początek, ale finał wybrzmi wyłącznie w śpiewanej przez Marysię piosence. Waligórski nie celuje w dziwny musical z domu wariatów. W ten sam sposób songi Teresy komentują jej stan ducha, wyrażają to, czego nie da się powiedzieć. "I będzie wesele...j" nie mierzy w wielką metaforę. Waligórski kładzie pokotem las naszych uprzedzeń i stereotypów. Nie ma ludzi chorych i zdrowych, granica jest płynna. Liczy się miejsce, w którym się znajdujemy. Ono nas nazywa, ono otwiera i zamyka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji