Artykuły

Świat jest kuchnią...

Otwarta scena. W głębi, za oszkloną ścianą, błyskają bez przerwy kolorowe światła. Ich refleksy padają na szafki, stoły, naczynia - wnętrze kuchni wielkiej restauracji. Wchodzi aktor, zapala światła, włącza wentylator. Kuchnia ożywia się jak organizm, który musiał odpocząć by teraz na nowo wszystkich wciągać w swój rytm. Pojawia się na scenie Max, rzeźnik, biegnie Berta, przy cukierniczym stole zajmują stanowiska Paul i Raymond. Włączone aparaty wydają jednostajny szum, który będzie towarzyszyć całemu spektaklowi. Padają słowa powitania, niewybredne żarty, wchodzą kelnerki, kucharze. Rozlegają się pierwsze plotki o wczorajszej bójce między pracownikami tejże KUCHNI. I zaczynają się pierwsze spięcia między ludźmi. Drobne, pozornie nic nie znaczące, które jednak charakteryzują układy w tej społeczności.

Wszystkiemu towarzyszy nieustannie narastający ruch. Kelnerki dzielą rewiry między sobą, Max przygotowuje mięso kucharzom, z kotłów wydobywa się para. Peter z Moniką zaczynają codzienne scysje zakochanych/. Przy tym narastającym ruchu zorganizowanym przez reżysera giną jednak zarysowujące się konflikty, sympatie i antypatie wśród tej gromady ludzi, których łączy niejednokrotnie tylko KUCHNIA. Nie są one dość wyraźnie wypunktowane, częstokroć do widowni nie dochodzą teksty, a przecież każdy z nich jest istotny dla zrozumienia sztuki. Nawet w scenie śniadania dla personelu te układy, jakie między ludźmi się rysują, zaznaczone są bardziej przez dwa stoły, przy których zasiadają, aniżeli przez konflikty i antypatie, jakie tych ludzi dzielą. Przez to i ta właśnie scena nadmiernie się przeciąga w spektaklu.

Doskonały jest finał pierwszej części przedstawienia; gdzieś tam, na sali restauracyjnej zasiadają już goście, kelnerki nieprzerywanym sznurkiem wchodzą, rzucają zamówienia, odbierają potrawy, wychodzą iw tym ciągłym ruchu rytm KUCHNI, rytm pracy dochodzi do kulminacji. Jest już tylko ruch, tylko praca, ludzie jak automaty poruszają się w obłędnym rytmie, jaki narzuca im KUCHNIA - codzienna konieczność. Ten wzmagający się ruch przerywa histeryczny krzyk, gasną reflektory, zapada cisza. Scena momentalnie pustoszeje, tylko w głębi zapalają się i gasną kolorowe światła.

Jest w tym finale wreszcie magia teatru, siła uteatralnionej akcji. Wydaje się, jakby reżyser tego przedstawienia, Abdellah Drissi, zauroczył się sztuką Weskera, zwłaszcza ta jej warstwą, w któej dramaturg pokazuje pracę. Ludzki wysiłek zdaje się ważniejszy w tym spektaklu, aniżeli sami ludzie. Konstrukcja sceniczna tego ruchu wymagała nie tylko wyobraźnie i konsekwencji reżyserskiej, ale i ogromnego wysiłku całego zespołu aktorskiego. Jest to rzeczywiście efektowna scena finałowa, ale skierowanie uwagi dosyć jednostronnie na pokazanie tego problemu zgubiło w pierwszej części przedstawienia sprawy ludzkie. Zwłaszcza, że Arnold Wesker dosyć znamiennie strawestował Szekspira. Dla Szekspira świat był teatrem. Dla Weskera - KUCHNIĄ. Tę KUCHNIĘ może zastąpić fabryka, każdy zakład pracy, bo KUCHNIA jest tu symbolem. Nie ona jest ważna, ale ludzie, jakich dramaturg tu zgromadził, bo sam podkreśla, że jego sztuka mówi o stosunkach pomiędzy ludźmi.

Jest to temat poruszany we wszystkich sztukach tego angielskiego dramaturga: w trylogii "Rosół z pęcakiem", "Korzenie" i "Mówię o Jeruzalem"; w wystawianej u nas "Kuchni", czy głośnym dramacie dramacie "Dziennikarze". Zawarł w nich umiejętność obserwacji ludzi poznanych w najrozmaitszych okolicznościach a także swoje bogate doświadczenia życiowe. Czterdziestokilkuletni autor głośnych nie tylko w Anglii sztuk, ma za sobą bogatą karierę: pracował w stolarni, księgarni, odbył służbę wojskową w RAF-ie, był pomocnikiem ślusarskim, drwalem, parobkiem, chłopcem kuchennym, pomocnikiem kucharza, cukiernikiem. Praca w restauracjach Londynu i Paryża pozwoliła mu nie tylko na ukończenie Londyńskiej Szkoły Techniki Filmowej, ale stanowiła poważny materiał, jakim posłużył się w swoim dramacie "Kuchnia".

W drugiej części przedstawienia tej sztuki w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym jest kilka świetnych scen i kilka niepotrzebnych, które tylko rozciągają spektakl. Druga część zaczyna się od przerwy w pracy. Młody Grek, Dimitri, myje podłogę. Niemiec, Hans gra na gitarze sentymentalne melodie, Irlandczyk, Kevin, umęczony położył się koło stołu. Peter, drugi Niemiec, w którym mieści się tyle sprzeczności, zacznie zabawę i rozmowę o marzeniach, których żaden człowiek nie powinien się wstydzić.

Jeżeli w tej części spektaklu zupełnie nieuzasadniony i niepotrzebny wydaje się taniec Greków, to świetny jest "pojedynek" między Raymondem i Peterem. Cukiernik i kucharz - Józef Sajdak i Jerzy Janeczek - walczą na szczotkę do zamiatania i chochlę. Jest w tym organiczna potrzeba oderwania się od rzeczywistości KUCHNI, konieczność rozbawienia siebie i innych. Obaj aktorzy są tu doskonali. Wielka to scena Józefa Sajdaka, którego niestety, na ogół zupełnie nie słychać. Można powiedzieć, że cały ten spektakl jest niemałym sprawdzianem umiejętności mówienia, nośności głosu po szczególnych aktorów, a z tym nie jest najlepiej.

Obsada w tej sztuce jest liczna. Wyróżniają się: Diana Łozińska (Berta), Stanisław Kędzia (Dimitri), Marek Rajski (Hans), Władysław Madej (Max), Marian Szczerski (Szef), Mieczysław Błochowiak (Frank). Epizody, w jakich występują, nabierają ważności, są istotne, należycie rysują charakter swoich postaci. Nie wygrał swojej wielkiej sceny Tadeusz Bartkowiak Paul), kiedy w rozmowie z Peterem opowiada o swoim konflikcie z sąsiadem, kierowcą autobusu. Opowieść jest źle wypunktowana, bezbarwna, a dotyczy spraw ważnych, istotnych dla postaw ludzkich. Odniosłam też wrażenie, że Małgorzata Szudarska w roli Moniki szafuje pretensjonalnością jakby w kuchni znalazła się przypadkowo, jakby zniżyła się do tej roli. Natomiast Jerzy Janeczek w rolo Petera zagrał ciekawie; irytujący, zadziorny, bezwzględny, a jednocześnie nie pozbawiony ludzkich odruchów. Wokół tej pary, wysuniętej na pierwszy plan, osadzona jest wyraźnie akcja drugiej części przedstawienia. Sympatię wszystkich zdobywa Henryk Tomaszewski w roli Irlandczyka Kevina.

To już nie epizod, a dobrze zagrana rola.

Zakończenie spektaklu jest konsekwentne w stosunku do założenia: oto już minął punkt kulminacyjny, jest po wielkiej burzy, Peter musi odejść. Przy jego stole staje Frank. Dramat jednostki nie może zaważyć na rytmie, jaki narzuca KUCHNIA. Narasta dźwięk kotłów kuchennych, światła zapalają się i gasną, wszyscy wpadają w rytm pracy. KUCHNIA znów dyktuje swoje prawa.

W przedstawieniu biorą ponadto udział: Zofia Grabska, Anna Chitro, Urszula Jursa, Stefania Masalska, Jadwiga Bogusz, Helena Tuliszewska, Janina Wojtczak, Maria Dłużewska, Aniela Łamtiugina, Andrzej Oksza, Feliks Woźnik, Andrzej Kruk, Tadeusz Mroczek, Stefan Buczek i Antoni Polarczyk. Scenografia, bardzo sensowna i funkcjonalna, jest dziełem Kiki Lielicińskiej, opracowanie muzyczne Kazimierza Rozbickiego. Oboje tutaj, obok reżysera i aktorów, są w niemałym stopniu twórcami tego niebanalnego przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji