Artykuły

W pętli własnego stylu

"Mauzoleum Buffo" andcompany&Co na Krakowskich Reminiscencjach Teatralnych - Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej Kraków.

Dobrym festiwalowym obyczajem jest zapraszanie z nową produkcją zespołów, które rok czy dwa lata temu pokazały coś ciekawego. Ale wczorajszy występ andcompany&Co na inaugurację Reminiscencji rozczarował.

W ubiegłym roku berlińsko-amsterdamski zespół wystąpił z "little red (play): herstory" - melancholijną, groteskową bajką o Czerwonym Kapturku, córce zachodnioniemieckich komunistów, która jeździła na wakacje do NRD. Czas się zatrzymał, po wielkich ideologiach pozostały tylko wspomnienia - oderwane słowa, zdarzenia, zapamiętane frazy i sytuacje. I rozrzucone po scenie metalowe konstrukcje ozdobione literami układającymi się w napisy sensowne (USSR, DDR) albo bezsensowne. Spod ryzykownych zabaw starających się rozbroić wspomnienie komunizmu wyłaniało się jego ponure - albo uwodzicielskie - oblicze. Widać też było, że dla aktorów (niektórzy z nich przeżyli dzieciństwo w komunizmie) nie są to sprawy obojętne.

Przypominam w skrócie tamten spektakl (czy raczej moje wrażenia), bo w poniedziałek oglądaliśmy część trzecią trylogii, której pierwszą była "little red (play): herstory". Po Czerwonym Kapturku czekałam z ciekawością na "Mauzoleum Buffo". I klops. andcompany utknęło w stylu, który tak zachęcająco objawił się w poprzednim spektaklu. To, co tam było tworzone lekko i jakby od niechcenia, na granicy teatru i performance'u, tutaj przybrało formę ciężką i solidną. Nawet scenografia - podobna w stylu - z intrygująco sugerującej zamieniła się w dosłowną. Wiadomo, że skrzynia w centrum sceny to Mauzoleum Lenina, bo zaraz na początku się nas o tym informuje. Skoro mowa o komunistach - aktorzy zakrywają twarze tekturowymi podobiznami Lenina, Stalina, Marksa, Róży Luksemburg, Brechta, Trockiego i innych czerwonych gwiazd. Czerwona gwiazda świeci zresztą nad sceną. Skoro tam wypalił pomysł z bajką o Czerwonym Kapturku, dali i tu bajkę, tyle że do niczego niepotrzebną. Tam Kapturek był spiritus movens całej historii, tutaj bajka z muchomorkami wprowadziła jedynie nieco absurdu.

Ten nadmiar wyraźnych i dosłownych znaków ukatrupił całe przedsięwzięcie, ukręcone naprędce z tego, co stanowiło o sukcesie pierwszej części trylogii. Trochę muzyki, trochę niezbyt przekonującego aktorskiego luzu, trochę snutych miłymi głosami przez sympatycznych aktorów absurdalno-melancholijnych opowieści z osobistą nutą. Ale o co w tym wszystkim chodzi? Wydaje się, że jedynie o udowodnienie, że członkowie andcompany słusznie poczuli się specjalistami od pokazywania komunizmu w teatrze. Ale dowód się nie udał, bo za bardzo rozkokosili się w świeżo umoszczonym gniazdku. Oglądanie "Mauzoleum Buffo" przyniosło tyleż refleksji na temat komunizmu, ile siedzenie w knajpie o modnym jeszcze gdzieniegdzie soc-designie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji