Artykuły

Wysyłam dobre myśli dla Izy

- Czuję się wyróżniony, że byłem częścią ostatniej kreacji Maurice'a Bejarta, którą stworzył tuż przed śmiercią. A dane było mi pracować z nim tylko trzy miesiące. To był dla mnie wielki honor poznać tego człowieka, poczuć ten wiatr, tę pasję tworzenia, która go niosła przez życie - mówi DAWID KUPIŃSKI, tancerz Bejart Ballet w Lozannie.

Z Dawidem Kupińskim - tancerzem Bejart Ballet w Lozannie rozmawia Gabriela Pewińska:

Marzyłeś o tym, by tańczyć u wielkiego Bejarta, jeszcze w gdańskiej szkole baletowej...

- W wieku 17 lat chciałem robić wszystko i tańczyć wszędzie! Czy to w Operze Paryskiej, czy w Covent Garden, czy u Bejarta. Rozpierała mnie pasja tańca i byłem ciekaw całego tanecznego świata. A Bejart był jednym z moich mistrzów.

Ale swoją karierę zacząłeś w Danii. Jak to się stało, że z Opery Królewskiej, gdzie zostałeś zaangażowany zaraz po szkole gdańskiej, trafiłeś właśnie do jego teatru? Przypadek?

- Tańczyłem w Kopenhadze pięć lat i potrzebowałem zmiany. W internecie znalazłem informację, że Bejart ogłasza nabór do swojego zespołu. Pojechałem natychmiast. Zobaczył, jak tańczę, i zaprosił mnie do kompanii. Z 24 osób, które zgłosiły się na ten egzamin, przyjął tylko trzy. To było niezwykłe przeżycie i doświadczenie pracować z legendą. Miałem szczęście. Tym bardziej że Maurice był wciąż z nami, wciąż na sali prób, aktywny do końca. Czuję się wyróżniony, że byłem częścią ostatniej kreacji, którą stworzył tuż przed śmiercią. A dane było mi pracować z nim tylko trzy miesiące. To był dla mnie wielki honor poznać tego człowieka, poczuć ten wiatr, tę pasję tworzenia, która go niosła przez życie. Przyjął mnie do swego teatru pod koniec sierpnia, zmarł pod koniec listopada 2007 roku.

Jak zmienił się ten zespół po jego śmierci?

- Wcześniej tańczyliśmy właściwie tylko jego choreografie, dziś to się zmienia. Kompania musi przecież tworzyć nowe rzeczy, sztuka musi podążać za życiem, nie można inaczej.

Bardzo łatwo przychodzi ci to spełnianie marzeń...

- Właściwie nigdy za wiele nie planuję, raczej działam spontanicznie. Jeśli pojawiają się jakieś okazje, to korzystam z nich. W stu procentach.

Co przed tobą?

- Zastanawiam się nad kolejnym sezonem w Lozannie. Po śmierci Maurice'a nie było wiadomo, co się stanie, jak się to wszystko dalej potoczy. Ale dziś czuję, że wciąż chcę tańczyć Bejarta. Gdybym odszedł, czułbym niedosyt tego stylu.

Wyjazd do Lozanny to było twoje pierwsze artystyczne rozstanie z bratem, Marcinem.

- Zawsze wiedziałem, że kiedyś się w końcu rozejdziemy. Nastąpił jednak moment, że ja zapragnąłem czegoś nowego i to rozstanie wyszło nam chyba na dobre. Pracując niezależnie, rozwinęliśmy nasze taneczne osobowości. Kiedyś zawsze byliśmy "braćmi Kupińskimi". Teraz jest Marcin i jest Dawid.

Do Kopenhagi, siedem lat temu, wyjechaliście z Gdańska we trójkę: ty, Marcin i Iza Sokołowska, który dziś walczy z nowotworem kręgosłupa.

- Wiadomość o chorobie Izy spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Ostatni raz spotkaliśmy się w Atenach, gdzie mieszkała. Spodziewała się dziecka, była bardzo szczęśliwa. Miała mnóstwo planów, rozmawialiśmy o przyszłości. Oboje chcieliśmy zmian. Oboje odeszliśmy z Opery Królewskiej i wyruszyliśmy każdy w swoją drogę.

Rozmawiałam wczoraj z jej mamą, która właśnie wróciła z Chin, gdzie Iza się leczy. Udało się zamrozić guz. Teraz lekarze walczą, by zlikwidować przerzuty. Ale idzie ku lepszemu. Bardzo ważne jest dziś dla Izy psychiczne wsparcie przyjaciół.

- I to wsparcie Iza ma ogromne, chyba nawet nie zdaje sobie sprawy, jak wielkie. Historia jej talentu i historia jej choroby przyciągnęła uwagę artystów z całego świata. Wszyscy otaczamy ją dobrymi myślami.

Co byś jej powiedział dziś?

- Że wierzę. Ja po prostu wierzę, że ona z tego wyjdzie. Jest cholernie silna.

Twoje słowa są szczególnie ważne, z racji tak bardzo pozytywnego podejścia do życia. Miałeś 17 lat, gdy zapytałam, co jest najważniejsze dla ciebie. Pamiętasz, co odpowiedziałeś?

- Nie...

"Najważniejsze to żyć!".

- Bo przecież to jest zawsze najważniejsze...

Koncert dla Izy Sokołowskiej

Charytatywny koncert dla Izy Sokołowskiej - ciężko chorej na nowotwór kręgosłupa utalentowanej tancerki, absolwentki gdańskiej szkoły baletowej, odbędzie się 19 kwietnia o godz. 17.30 w klubie Blue Time Jazz w Gdańsku (ul. Kaprów 19/22). W programie: aukcja obrazów młodych artystów z ASP, występ muzyczny w wykonaniu studentów AM, koncert - Duo Acoustic, koncert - Michał Ciesielski z zespołem i vokalem w osobie Krzysztofa Majdy, jam session, w którym udział wezmą m.in. Przemysław Dyakowski, Leszek Dranicki, Janusz Mackiewicz, Maciej Sikała.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji