Artykuły

Zaproszenie do piekła

Twórczość dramatopisarka Larsa Norena nieodmiennie obraca się wokół rodzinnych spotkań, często nocnych, w których dochodzi do ostrej wymiany zdań, tyleż szczerych, co brutalnych. Postacie tych dramatów są sprawnymi szermierzami słów, które ranią. Głęboko, jeśli nie śmiertelnie. Taka też jest sztuka o ironicznie pogodnym tytule "Miłość - to takie proste", wyreżyserowana przez Jacka Gąsiorowskiego.

Dramaty Norena zdeterminowane są jego traumatycznymi przeżyciami z dzieciństwa. "Zamieszkaliśmy w odległości około dwudziestu metrów od rzeźni. Do dziś czuję w nosie ten zapach, zapach krwi... - wspomina pisarz. - Rzeźnia usytuowana była pośrodku kompleksu mieszkań kwaterunkowych, często obserwowałem zwierzęta, które przychodziły bawić się na podwórko. Sądzę, że miałem wtedy sześć lat. Od tego zaczyna się moja pamięć - od zarzynania krów...". Nie bez wpływu na jego warsztat pisarski pozostały także doznania z wczesnej młodości. "Miałem dwadzieścia lat, leżałem tam siedem miesięcy. Poszedłem do tego szpitala po śmierci mojej matki. Cały czas odnosiłem wrażenie, że ona żyje. Widziałem ją wszędzie. To budziło mój strach. W tym szpitalu dali mi najmocniejszy środek, jaki dają schizofrenikom - lek hibernal, który natychmiast usypia". Przeszedł też serię elektrowstrząsów: "Bardzo się tym martwiłem, tym bardziej, że nigdy nie miałem rozmowy z lekarzem".

W Norenie krytyka zwykła upatrywać bezpośredniego kontynuatora skandynawskiego dramatu psychologicznego spod znaku Ibsena i Strindberga. Widać też u niego powinowactwa z kinem Bergmana i innymi współczesnymi twórcami.

"Miłość..." utrzymana jest w klimacie sztuki Albee'ego "Kto się boi Virginni Woolf?"; bezpośrednio nawet szwedzki autor nawiązuje do niej w jednej z kwestii.

- Witajcie w piekle! - zwraca się Alma (Monika Niemczyk), wprowadzając parę bliskich przyjaciół do mieszkania, w którym mieszka z mężem Robertem (Maciej Kozłowski). Małżeństwo Hedda (Małgorzata Zajączkowska) i Jonas (Andrzej Blumenfeld) przyjmują tak sformułowane zaproszenie jako żart. Niewiele czasu upłynie, by się okazało, że piekło, jednak, tkwi po Sartre'owsku w nich samych. W nas...

Spotkanie dwóch, na pozór ustabilizowanych życiowo par, staje się nieoczekiwanie psychodramą, wypływają wzajemne małżeńskie i przyjacielskie urazy. Alma, Robert, Hedda są aktorami. Karierę robi tylko Alma. Robert występuje razem z nią. Niestety, grywa ogony. Hedda zazdrości im obojgu - od lat nie wyszła na scenę. Jedynie Jonas, psycholog, jest spoza branży. Ale i jego nie ominie ostre pranie dusz. Wulkan tajonych z dawna urazów eksploduje z niepohamowaną siłą. Okaże się, że obie pary małżeńskie wiąże z sobą niezwykle silne uczucie: nienawiści. Gmeranie w mrocznych zakamarkach duszy zawsze jest przedsięwzięciem ryzykownym. Szczególnie dla artystów sceny, którzy nie mają odwagi pójść, w ślad za autorem, na całość. W spektaklu wyreżyserowanym przez Jacka Gąsiorowskiego otrzymaliśmy jedynie dwie rzetelne role. Obie kobiece. Dawno na polskiej scenie nie widziana Małgorzata Zajączkowska jest autentycznie

wzruszająca w ukazaniu samotności swojej bohaterki, jej niedostosowaniu, alkoholowym zagubieniu, tęsknocie za ciepłem uczucia. W widzu rodzi się spontaniczny odruch: wstać z miejsca, wejść na scenę, przytulić, pocieszyć. Monika Niemczyk, odwrotnie, onieśmiela. Szlachetnie dumną urodą, ironicznym spojrzeniem, nieprzystępną pozą. Do obu, zagranych z prawdziwą klasą ról kobiecych, panowie stworzyli jedynie tło.

Lars Noren "Miłość - to takie proste", przekład Halina Thylwe, reżyseria Jacek Gąsiorowski, scenografia Jagna Janicka. premiera 16 grudnia 1999 r., Teatr Na Woli, Warszawa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji