Samograj z Schaeffera
"Decydujące zwarcie, czyli Próby" w reż. Wojciecha Ziemiańskiego w PWST we Wrocławiu. Pisze Leszek Pułka w Gazecie Wyborczej-Wrocław.
Niedzielny spektakl to udany dyplom aktorski. Ale tekst Bogusława Schaeffera brzmi jak zdarta płyta: teatr, o teatrze, teatrem.
Wojciech Ziemiański postarał się, by w "Decydującym zwarciu" każdy z młodziutkich artystów miał swoje pięć minut. Umiał także stworzyć przekonujący ansambl. Jak to u Schaeffera bywa, zmusił aktorów do galopad i akrobacji, namnożył tyrad o sztuce współczesnej i kazał wskakiwać na wózki inwalidzkie i katafalki.
Zamysł reżysera to ewidentny samograj. Kiedy dyplomanci szarżują w roli reżysera-niezguły, kiedy wymieniają egzemplarze grafomańskich dialogów jak menu w podłym barze, kiedy sypią się im teksty i role - jest tak śmiesznie, że sala musi śmiać się do rozpuku.
Stylowe przebieranki grubo podszyte codziennym chamstwem, tyrady ćwierćinteligentów wyciągane z kapelusza, kpina z gwiazdorstwa i targi o rolę, epatowanie seksem studenci wrocławskiej PWST mają w jednym palcu. Grają błyskotliwie od pierwszej sceny, kiedy wpadają pomiędzy kolumny Świebodzkiego, tańcząc i śpiewając niczym pierwszorzędna obsada musicalu aż do finału, którego nie pamiętam, bo bite półtorej godziny opowiadają straszne dyrdymały. Trzeba mieć łeb konia, aby te błahostki o teatrze i aktorstwie spamiętać.
Piękno czarnych sukni Elżbiety Terlikowskiej i uroda młodych aktorek były niezaprzeczalne. Tylko żal, że kiedyś ich rówieśnicy, wkraczając w dorosłość, zakładali Teatr 8 Dnia czy Pieśń Kozła, a oni bawią się banałami o sztuce wysokiej i niskiej. Mimo to warto docenić Justynę Bartoszewicz, która niezwykle przekonująco umiała wyciszyć śmiechy. Zachwycała żywiołowość Barbary Prokopowicz. Mógł się podobać wyważony i inteligentnie dowcipny Adam Pater. Oglądaliśmy nadto Monikę Dawidziuk, Joannę Gleń, Marzenę Kopczyńską, Dorotę Łukasiewicz i Michała Mrozka. Każdy do patrzenia i słuchania. Były kwiaty i owacje.