Artykuły

Europejska Nagroda Teatralna. Odsłona pierwsza

Trzy pierwsze dni obchodów wręczenia Europejskiej Nagrody Teatralnej podsumowuje Aleksandra Konopko z Nowej Siły Krytycznej.

Pierwsze trzy dni Festiwalu towarzyszącego obchodom wręczenia Europejskiej Nagrody Teatralnej można uznać za prolog powoli rozkręcający dyskusję na temat współczesnego teatru, aktorstwa i twórczości tegorocznych laureatów Premio Europa per il Teatro. Najważniejszą nagrodę teatralną pierwszy raz w historii odbierze Polak - Krystian Lupa. Stąd może program festiwalu został ujęty w pewną klamrę. Pierwszym ważnym spektaklem pokazywanym we Wrocławiu w czasie tych kilku dni było "Factory 2" [na zdjęciu], a całość zamknie pokaz części najnowszego projektu laureata zatytułowanego "Persona. Tryptyk". W jakie obszary myślenia o człowieku i artyście pokieruje nas Lupa tym razem, pokazując środkową część tryptyku poświęconą Marilyn Monroe? Jedno jest raczej pewne - będzie to kontynuacja zgłębiania tematu osobowości, ludzkiego indywiduum, aktu kreacji/autokreacji, zmagania się z mitem, przekraczaniem granic i relacji między aktorem a postacią. W tym sensie "Persona" może stać się bliska "Faktory 2".

Próby do "Factory 2" trwały ponad rok. Spektakl powstawał bez wyjściowego tekstu, w oparciu o improwizacje aktorów na zadane tematy, zacieranie granic między publicznością a światem scenicznym (w pierwszej części widzowie są właściwie gośćmi stworzonej na scenie legendarnej nowojorskiej Srebrnej Fabryki Andy'ego Warhola), między postacią a aktorem, między teatrem, a filmem, między teatrem a tekstem dramatycznym. Widać w tym przedstawieniu penetrację rejonów autotematycznych, przedzieranie się w obszary postaci odłamków prywatności, poruszające bycie (a nie już tylko granie) aktorów w tym świecie scenicznym, którzy nazywają nie sceną, czy scenografią, ale swoim osobistym, prywatnym klubem. Krystian Lupa stworzył dla tego spektaklu tylko pewne ramy, określił kierunki i terytoria poszukiwań, zarysy tematów. Powstało przedstawienie będące mocnym, silnie oddziałującym eksperymentem, rodzajem jakiegoś granicznego doświadczenia w poszukiwaniach Lupy.

W odtworzonej przestrzeni nowojorskiej Fabryki spotykamy guru Andy'ego Warhola (znakomity Piotr Skiba) i jego artystyczną "świtę": Paula (Zbigniew W. Kaleta), Erica (świetny w tej roli i swoim długim monologu Piotrek Polak), Freddiego (Bogdan Brzyski), Brygid (poruszająca Iwona Bielska), Vivę (intrygująca Małgorzata Hajewska-Krzysztofik), czy Ultrę (Urszula Kiebzak). Wszyscy zmagają się z wyznaczonymi przez reżysera tematami i granicami sugerowanymi do przekroczenia. Walczą z osobowościami swoich legendarnych postaci nakładanymi na ich własne osobiste doświadczenia. I mimo powolnego rytmu narracji wciągają widza w swoje historie, poruszając, bawiąc i wzruszając jednocześnie.

"Factory 2" otrzymało już przez ten rok wiele recenzji, pochwał, ale i kontrowersyjnych opinii. Warto jednak dodać, że we Wrocławiu podczas niemal ośmiogodzinnego spektaklu i mimo dwóch przerw widownia była do końca pełna, a twórcy otrzymali długie owacje. Szkoda tylko, że spektakl obejrzeć mogli niemal tylko zaproszeni goście i akredytowani dziennikarze, dla zwykłego widza niestety nie było miejsca. Organizatorzy nie zadali sobie trudu, by w tym wielkim wydarzeniu, jakim jest wręczanie w Polsce i Polakowi Europejskiej Nagrody Teatralnej mogła wziąć też udział szersza publiczność.

Oprócz "Factory 2" w "Lupowy epilog" został włączony też wrocławski spektakl "Prezydentki", który reżyser zrealizował dla Teatru Polskiego już dziesięć lat temu. Mimo to, widownia na wszystkich trzech pokazach była przepełniona, a przedstawienie jak gdyby zatrzymało się w czasie, zupełnie się nie zdezaktualizowało. "Prezydentki" to spektakl według sztuki Wernera Schwaba opowiadający o trzech kobietach zmagających się z rutyną i okrucieństwem codzienności. To bolesny obraz niskich warstw społecznych i przejmujące studium samotności. Lupa oddaje całą siłę przedstawienia trzem świetnym aktorkom: Bożenie Baranowskiej w roli Erny, Halinie Rasiakównie wcielającej się w postać Grety i Ewie Skibińskiej jako Mariedl. Sam reżyser natomiast wypełnia inscenizację detalami skupiając się na subtelnościach relacji między kobietami, a ich indywidualnymi charakterami oraz na scenografii, przy tworzeniu której staje się "mistrzem przedmiotu". Podczas rozwoju przedstawienia niemal każdy z nagromadzonych scenograficznych drobiazgów, małych przedmiotów codziennego użytku wypełniających obskurny, skromny pokoik, zyskuje jakieś znaczenie i zastosowanie. U Lupy nie ma miejsca na "pustą dekorację". Czas "Prezydentek" to czas uderzenia w widza, wstrząśnięcia nim, pobudzenia do najgłębiej skrywanych przeżyć.

W pierwszych dniach Premio Europa per il Teatro przedstawienia Lupy należały do najważniejszych punktów programu. Ponadto odbyły się imprezy towarzyszące związane bezpośrednio z Rokiem Grotowskiego, jak wernisaż wystawy fotografii "Proch. Apocalypsis cum figuris" znanego włoskiego artysty Maurizio Buscarino. Ekspozycja prezentuje zrobione w Mediolanie w 1979 roku zdjęcia próby "Apocalypsis cum figuris" Teatru Laboratorium. Do tej pory światło dzienne ujrzały tylko nieliczne fotografie z tej kolekcji. Wystawa daje więc okazję powrotu do historycznego już przedstawienia. Festiwalowi towarzyszą też dyskusje, konferencje i sympozja. W pierwszych dniach na plan główny wyłoniły się dwie sesje "Sztuka aktorska przed i po Grotowskim", w którą wkradł się niestety duży chaos i nudna moderacja, przez co o sztuce aktorskiej przed i po Grotowskim nie udało się przekazać zbyt wielu cennych uwag, a tym bardziej wzbudzić dyskusji. Ciekawiej wypadło sympozjum poświęcone Krystianowi Lupie, gdzie opowiadano o reżyserze i jego sztuce z różnych punktów widzenia, również tych, które dotyczą metody pracy i osobowości, jaką reżyser potrafi zafascynować swoich aktorów i kolejne pokolenia młodych twórców.

Pod koniec trzeciego dnia festiwalu rozpoczęto pokazy twórców, którzy odbiorą we Wrocławiu nagrodę z nurtu Europejska Nagroda Nowe Rzeczywistości Teatralne. Początek wypadł fatalnie. Rodrigo García pokazał publiczności spektakl/performance "Wypadki: Zabić by zjeść". To kontrowersyjna w aspekcie etycznym (bo artystycznego właściwe tu nie ma) propozycja perofmancu, który według artysty ma chyba szokować, wstrząsnąć i dać do myślenia. To 25-minutowy pokaz polegający na męczeniu homara, późniejszym zarżnięciu go wielkim tasakiem i usmażeniu na oczach widzów, a potem skonsumowaniu tak przygotowanej "kolacji" przy kieliszku wina, który jest pójściem na łatwiznę, nadętym pseudoartyzmem, tandetną i tanią manipulacją. Nie ma w tym nic ze sztuki, i nic z nowości, a do tego próba nazwania przez Garcíę swojego niedorzecznego przedsięwzięcia sztuką odbywa się kosztem żywego stworzenia. I co z tego, że twórca dorabia do tego głęboką ideologię, że to spektakl o ostatnich chwilach życia i agonii życia w naturze, że powrót do pierwotnych doświadczeń, czy inna linia obrony: że przecież jedząc mięso codziennie przyczyniamy się do podobnych aktów, a w końcu też, że na świecie jest tyle zła, wojen i okrucieństwa, przez które codziennie giną ludzie, a my się oburzamy śmiercią homara. Twórca uprawia autorską nadinterpretację. Obraz, jaki pokazuje, wcale nie potwierdza tych górnolotnych interpretacji. Artystycznie nie wydarzyło się tu zupełnie nic. Przesłanie naciągane i chybione. Nawet o radykalności i nowum w tym temacie nie ma mowy, bo współczesna sztuka (w tym teatr i peformance) już od kilku dekad prowokuje podobnymi aktami, tyle że wielokrotnie dużo bardziej radykalnymi. A García nie robi nic. Stoi bezpiecznie pośrodku, bez pomysłu i wmawia sobie i innym, że pokazuje sztukę. Przygnębiający obrazek. Tylko za co te Nowe Rzeczywistości?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji