Artykuły

Z wizytą u podwładnych

Ta reżyseria to sprawa przypadku. Przed sześcioma laty przygotowałem "Naczelnego" jako dyplom ze studentami. Widział go mój obecny naczelny teatru i zaproponował realizację. Jak wiadomo, naczelnemu się nie odmawia - SŁAWOMIR SOŚNIERZ opowiada o reżyserowanej przez siebie sztuce.

Jak się czuje laureat nagrody za najlepszą rolę komediową ubiegłego sezonu w roli debiutującego reżysera sztuki Naczelny'?

- Bardzo przyjemnie. Po raz pierwszy siedzę po drugiej stronie, daję uwagi kolegom aktorom... Po prostu czuję się w roli naczelnego. A mówiąc serio; podczas prób uświadomiłem sobie parę istotnych rzeczy i sądzę, że jak wrócę na "moją" stronę, to będę nieco innym aktorem. Postaram się już nie zadręczać reżyserów wieloma banalnymi sprawami, którymi pewnie zadręczałem, bo uważałem, że są piekielnie ważne. Stanę się aktorem bardziej taktownym.

Mam nadzieję, że Twój debiut reżyserski nie wynika ze znudzenia aktorstwem?

- Nie, nie. Ta reżyseria to sprawa przypadku, który towarzyszy mi przez całe życie. Przed sześcioma laty przygotowałem Naczelnego jako dyplom ze studentami. Widział go mój obecny naczelny teatru i zaproponował realizację. Jak wiadomo, naczelnemu się nie odmawia. Przystąpiłem do prób tej atrakcyjnej sztuki z dużą radością.

Czy to Twoje upodobania do komedii sprawiły, że sięgnąłeś po kryminalną tragikomedię Larssona?

- Nazwałem tę sztukę kryminałem, gdyż w moim przekonaniu ma ona konstrukcję suspensu. Ale psychologicznego, gdyż akcja jest dość szczątkowa. Zmiany zachodzą przede wszystkim w bohaterach, a nie w akcji, choć i ta wielokrotnie nas zaskakuje.

Na jakiego rodzaju niespodzianki możemy liczyć?

- Historia z pozoru jest prosta: Anna i Hans żyją cicho i spokojnie. Pewnego dnia odwiedza ich Sven - szef Hansa. I nagle ta zwyczajna wizyta powoduje kompletną zmianę w ich życiu. Oto nasi bohaterowie zarzucani są dziesiątkami pytań, na które muszą odpowiedzieć. A właściwie nie wiadomo, dlaczego chcą odpowiadać. Kim jesteście naprawdę? Czy macie marzenia? Czy jesteście zdolni do prawdziwej miłości i namiętności? - oto pytania, którymi Sven niemal inwigiluje bohaterów. Tym, co najbardziej zaciekawiło mnie w tej historii, jest właśnie konfrontacja Anny i Hansa ze Sve-nem, tajemniczym człowiekiem, który, w moim przekonaniu, jest uosobieniem zła. I jak to bywa ze złem, ono zarówno dekonstruuje, jak i konstruuje życie. Świadomie nie zdradzam szczegółów fabularnych, bo sam zdekonstruował-bym tajemnicę zawartą w tym tekście. Mogę powiedzieć jedno: bohaterowie zostali postawieni w sytuacji ekstremalnej, a wizyta Svena powoduje, że zaczynają zrzucać swoje dotychczasowe maski, próbują mierzyć się ze skrywanymi kompleksami czy marzeniami. To spotkanie staje się perwersyjną grą odkrywającą ludzkie tajemnice.

Czy to rodzaj psychodramy demaskującej jej uczestników?

- Można tak powiedzieć, ponieważ Sven prowadzi grę w pytania, w prowokacje,

wchodząc brutalnie w życie rozmówców i często ich upokarzając. A jednak nie powoduje w nich buntu w sensie ostatecznym. Bo tak naprawdę ta gra jest im wszystkim potrzebna, by mogli odkryć prawdę w sobie i o sobie. Jest grą podszytą erotyką i związanymi z nią namiętnościami, fantazjami, marzeniami.

Ale to spotkanie nie jest wyłącznie wiwisekcją Anny i Hansa?

- Ono także ujawnia nam, kim jest Sven i czemu służy ta jego gra, będąca chodzeniem po linie, dotykająca bardzo czułych punktów w człowieku. W gruncie rzeczy ta sztuka jest o wzajemnym poznawaniu się. Każdy z bohaterów przeżywa przygodę spotkania z samym sobą. Zapraszam na tę psychologiczną opowieść, w której jest żart, tajemnica i niespodzianka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji