Artykuły

Okrutny Mr Punch

Teatr Lalek w Białymstoku (Scena dla dorosłych): NIECH ŻYJE PUNCH! Tekst anonimowy w przekładzie Grzegorza Sinki; piosenki z "Opery żebraczej" Johna Gay'a w przekładzie Juliusza Żuławskiego. Scenariusz, inscenizacja i reżyseria: Włodzimierz Fełenczak, scenografia: Wiesław Jurkowski, muzyka: Jerzy Derfel.

Białystok zaczyna odgrywać ważną rolę w życiu naszego teatru lalkowego. W roku ubiegłym odbył się tam Ogólnopolski Konkurs Solistów Teatru Lalek. Będzie to odtąd impreza stała. Na tegoroczną przybyć mają czołowi lalkarze zagraniczni. Miasto zabiega o utworzenie Studium Aktorstwa Lalkowego.

Białostocki Teatr Lalek nie ogranicza się do repertuaru dziecięcego. W minionym sezonie Scena dla dorosłych zainaugurowała swą działalność (recenzowaną nb. na łamach Teatru) "Kartoteką" Różewicza. 10 lutego br. miała miejsce druga premiera tej sceny - w inscenizacji Włodzimierza Fełenczaka, który ukończył studia reżyserii teatru lalkowego w Pradze jako polski stypendysta - "Niech żyje Punch!" Punch to nikt inny jak Pulcinella (Poliszynel) z włoskiej komedii dell'arte, zadomowiony od 300 lat w angielskim teatrze jarmarcznym pod nazwiskiem Mr Puncha. Ten pokraczny błazen, garbaty, brzuchaty, z nosem jak harpun, uosabia zwycięskie zło. Trup ściele się gęsto, i nie darmo główny akcent scenografii stanowią czarne trumny. Punch zabija Judy (żonę, jędzowatą wprawdzie, ale własną), Dziecko, Skaramusza, Psa, Doktora, Lokaja, Ślepca, Policjantów, samego Diabła, a i Kat w końcu dynda zamiast niego na szubienicy. Odgłosy razów Punchowej pałki - tępego narzędzia mordu - są podstawowym elementem akustycznej warstwy spektaklu.

Przetłumaczona z dziewiętnastowiecznego anonimowego druku przez Grzegorza Sinkę jedna z rozlicznych wersji przygód Puncha nie mogła wypełnić całego wieczoru. A szkoda! Dla żartu filologicznego - że i Słowacki Puncha znał! - reżyser (także autor scenariusza) wprowadził scenę w James Parku z II aktu Kordiana niestety rozgrywaną w konwencji żywego teatru serio. Dla podkreślenia pokrewieństwa postaci Puncha z osobami dramatu elżbietańskiego, mieliśmy w II akcie fragment z Ryszarda III Szekspira - sławną scenę uwodzenia lady Anny przez Ryszarda nad trumną jej męża, a w akcie III krótki monolog Falstaffa. Wydaje się, że takie pomieszanie wątków i konwencji przekracza możliwości teatru i aktorów. Chyba każdego teatru i każdego aktora. Za parawanem grać Puncha, na proscenium Kordiana i Ryszarda III - któż udźwignąłby takie zadanie? Toteż sławne sceny ze sławnych dramatów, obrośnięte bogatą i piękną tradycją teatralną, tu zgrzytają niby kamień po szkle. A przecież Jan Czauderna, z chorym gardłem po morderczych próbach, rolę Puncha poprowadził bardzo konsekwentnie i wyraziście manipulował pacynką. Mieczysław Fiodorow, odtwórca 12 ról za parawanem i 3 na proscenium, posiada wrodzoną swobodę sceniczną, nie idzie ona atoli jeszcze w parze z solidnym warsztatem aktorskim. Listę ofiarnych wykonawców dopełnia Krystyna Matuszewska.

W scenariuszu uderzało naciągnięte i przeciągnięte wprowadzenie i zamknięcie. Para komediantów, śpiewająca i zabawiająca publiczność, była czytelna w zamyśle, ale raczej męcząca w odbiorze. Muzyka Jerzego Derfla, dość nijaka, nie poczyniła na szczęście dodatkowych szkód w spektaklu, nie wznosząc go jednak na wyższy poziom.

Przedstawienie przygotowano w tempie właściwym dla produkcji przemysłowej, nie zaś artystycznej. Konieczne okazały się oszczędnościowe cięcia obsady i kostiumów. Jak widać, słuszność postulatów zawartych w memoriale Kazimierza Brauna potwierdza praktyka niejednego ambitnego teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji