Artykuły

Koniec z posągami w operze!

MARIUSZ KWIECIEŃ to jeden z najbardziej znanych na świecie muzyków znad Wisły. Obecnie z Aleksandrą Kurzak i Piotrem Beczałą występuje w Metropolitan Opera. Teraz odwiedzi Warszawę: 29 marca zainauguruje 13. Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena.

Mariusz Kwiecień to jeden z najbardziej znanych na świecie muzyków znad Wisły. 35-letni dziś baryton przecierał szlaki nowej polskiej fali śpiewaków operowych. Obecnie z Aleksandrą Kurzak i Piotrem Beczałą występuje w Metropolitan Opera. Niemal dwa miesiące temu oczarował krakowską publiczność rolą mozartowskiego ''Don Giovanniego'', a teraz odwiedzi Warszawę: 29 marca zainauguruje 13. Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena.

Bez wątpienia Mariusz Kwiecień jest gwiazdą operową nowej generacji - zadbaną, komunikatywną, obdarzoną sceniczną charyzmą, a przede wszystkim z wojskową dyscypliną pracującą nad swoją edukacją i karierą. Sukcesy w Metropolitan Opera poprzedziły lata wytężonej nauki w warszawskiej Akademii Muzycznej, w ramach prestiżowego nowojorskiego Lindemann Young Artist Development oraz na kolejnych kursach mistrzowskich w całej Europie. Potem nadeszły wysoko oceniane przez krytykę debiuty na tak prestiżowych scenach, jak londyńska Covent Garden czy paryska Opéra Bastille. I wreszcie wymarzony parnas, z którego sztukę Kwietnia podziwiać mogą miliony ludzi na całym świecie, a to dzięki satelitarnemu systemowi transmisji kinowych uruchomionemu przez Metropolitan Opera w 2006 roku.

Niestety do niedawna zła organizacja polskich teatrów pozbawiała tej możliwości rodzimych fanów opery. Na szczęście w powietrzu czuć zmiany: niecałe dwa miesiące temu baryton oczarował krakowską publiczność swą popisową rolą Mozartowskiego "Don Giovanniego". Teraz odwiedzi Warszawę, by autorskim recitalem pieśni zainaugurować 13. Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena (CZYTAJ: więcej o festiwalu).

--------------------------------------------------------------------------------

W niedzielę po raz drugi wystąpi pan w Polsce z recitalem pieśni. Na studiach to właśnie uprawianie kameralistyki było pana głównym celem. Czy mógłby pan porzucić dla niej operę?

Zdecydowanie nie! Piętnaście lat temu mój gust nie był w pełni dojrzały. Ale od tamtej pory mój głos stał się mocniejszy i sprawniejszy technicznie, a ja sam nauczyłem się doceniać walory sztuki scenicznej. Dziś opera jest dla mnie najważniejsza i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Do pieśni wróciłem po latach, bo to niezwykle piękna, intymna forma śpiewania. Ale też bardzo trudna, bo wymaga nie tylko technicznej i ekspresyjnej wprawy, lecz także umiejętności subtelnego czarowania głosem oraz poetyckim tekstem - bez wsparcia orkiestry, kostiumów i innych śpiewaków. Jak dotąd odbyłem kilka tournée po Stanach Zjednoczonych; na kolejne sezony zaplanowałem występy w krajach europejskich. Nie będę ukrywał, że reakcje publiczności i krytyków były bardzo różne. W repertuarze pieśniowym przyzwyczailiśmy się do głosów Dietera Fischera-Dieskaua albo Thomasa Hampsona - mniejszych, za to bardzo elastycznych, szczególnie w wyższych rejestrach. Dziś jednak śpiewakom zostawia się większą swobodę interpretacyjną i coraz więcej z nich - w tym także ja - decyduje się na wykorzystanie pełnej palety środków operowych. Granica między stylami wokalnymi zaciera się, choć wciąż budzi to silnie kontrowersje.

W Warszawie obok kompozycji Beethovena, Schumanna i Ravela zaprezentuje pan także pieśni Mieczysława Karłowicza. Czy za oceanem także promuje pan polski repertuar?

Naturalnie. Poza utworami Karłowicza wykonywałem tam także pieśni Moniuszki oraz Paderewskiego i z ogromną satysfakcją zauważyłem, że budzą one bardzo entuzjastyczne reakcje międzynarodowej publiczności. Wielu zafascynowała specyficzna - melancholijna i często tragiczna - aura typowa dla polskiej poezji oraz muzyki. Sprawa staje się o wiele bardziej skomplikowana, gdy mowa o twórczości operowej. Świetnym przykładem jest Karol Szymanowski - jego muzyka symfoniczna zadomowiła się już w światowych filharmoniach, a pieśni bardzo często wykonuje się na konkursach wokalnych. Publiczność operowa jest jednak bardziej konserwatywna i nowoczesny język "Króla Rogera" nie do wszystkich trafia. Wymaga on bardziej wyrobionego słuchacza niż człowiek, który przychodzi do teatru, by usłyszeć "La donna mobile". Na szczęście starania takich wybitnych dyrygentów jak Simon Rattle czy Walerij Giergiew robią swoje. Znakomite interpretacje "Króla Rogera", m.in. z udziałem Thomasa Hampsona, najwybitniejszego współczesnego barytona, słyszałem już w kilku liczących się teatrach oraz filharmoniach. Dzieło Szymanowskiego nie trafiło jak dotąd na deski Metropolitan Opera, Covent Garden ani sceny Berlina i Wiednia, ale to tylko kwestia czasu. Jestem dumny, że w tym roku wezmę udział w paryskiej premierze "Króla Rogera", którą w Opéra Bastille wyreżyseruje Krzysztof Warlikowski.

Co tak naprawdę musi umieć śpiewak operowy i jak wygląda jego edukacja? Czasy posągowych diw chyba już minęły.

Zdecydowanie tak. Piękny, silny i dobrze wytrenowany głos już nie wystarczy. Niezbędne stają się dziś dobra prezencja, talent aktorski oraz sceniczna charyzma. Tak naprawdę zrozumiałem to dopiero podczas dwuletnich studiów przy Metropolitan Opera. Zajęcia trwały po kilkanaście godzin dziennie, a gdy raz spóźniłem się kwadrans z powodu awarii metra, niemal usunięto mnie z programu. Dyscyplina, systematyczność i pokora nie są już w świecie operowym rzadkimi przymiotami, a wręcz stają się warunkiem koniecznym międzynarodowej kariery. Dodam jeszcze, że śpiewak uczy się przez całe życie. Brzmi to oczywiście jak truizm, ale doświadczyłem tego na własnej skórze. Moja gra aktorska jest zdecydowanie intuicyjna, bowiem tempo i nieprzewidywalność akcji scenicznej uniemożliwiają jakiekolwiek spekulacje. W trakcie kilku arii i duetów muszę naszkicować wiarygodny portret psychologiczny mojej postaci i pokazać jej wewnętrzne przemiany - to naprawdę mało czasu. Po latach odkryłem, że bardzo wiele dała mi klasa psychologiczna w liceum. Nauczyłem się tam obserwować innych ludzi i samego siebie w sytuacjach stresu, choroby czy zakochania. Nie potrafiłbym tego intelektualnie wykoncypować.

A na czym polega fenomen międzynarodowych sukcesów polskich śpiewaków w ostatnich latach? Na najbardziej prestiżowych deskach Metropolitan Opera spotkał się pan z Aleksandrą Kurzak i Piotrem Beczałą.

To do pewnego stopnia zbieg okoliczności. Ale tak naprawdę z odpowiedzią trzeba by poczekać piętnaście lat - wtedy okaże się, czy dzisiejsi studenci akademii muzycznych powtórzą nasze sukcesy. Trudno w tym kontekście nie wspomnieć o przemianach politycznych ostatnich dwudziestu lat. Śpiewacy z pokolenia Hiolskiego czy Ochmana mieli przecież bardzo ograniczone możliwości brania udziału w międzynarodowych kursach i konkursach. W Stanach Zjednoczonych i do pewnego stopnia w Europie pojawiła się też wielka moda na Rosjan i co za tym idzie Słowian w ogóle. Na afiszach operowych dominują dziś swojsko brzmiące nazwiska, podczas gdy na przykład cenionych w świecie Włochów policzyć można na palcach jednej ręki. Nieuczciwie byłoby twierdzić, że Ola, Piotrek i ja nie skorzystaliśmy na tym trochę.

A jak doszło do tego, że to właśnie Stany Zjednoczone, a nie Włochy czy Wielka Brytania, rozdają karty we współczesnym przemyśle operowym?

Odpowiedź jest prosta: operę traktuje się tam poważnie, profesjonalnie i ekonomicznie. Amerykańskie teatry utrzymywane są przez prywatnych sponsorów, więc muszą liczyć się z gustami publiczności oraz krytyków. Praca jest tam też świetnie zorganizowana, nie marnuje się niczyjego czasu ani pieniędzy. W efekcie powstają przedstawienia na bardzo wysokim poziomie artystycznym, świetnie równoważące tradycję z awangardowością, bardziej rozrywkowy wymiar opery z jej aspektem czysto artystycznym. Tymczasem dotowane z budżetu opery europejskie padają ofiarą kapryśnych reżyserów, śpiewaków i dyrygentów. Praca jest chaotyczna, a jej efekty - pomimo ogromnych nakładów finansowych - pozostawiają często wiele do życzenia. Ze smutkiem zauważam, że podobnie jest w Polsce, gdzie pieniądze często trwoni się na bzdury. Operowego biznesu powinniśmy uczyć się od Amerykanów. Przecież to także oni rozpoczęli medialny przełom, który przyciąga dziś do teatrów całkiem nowych, młodych słuchaczy. Spektakle Metropolitan Opera transmitowane do kin na całym świecie, także w Polsce, oglądane są już nie przez pięć tysięcy, ale pięć milionów osób. I wiele z nich odkrywa ze zdziwieniem, że opera to nie wyjące ze sceny grubasy, ale młodzi, zadbani ludzie z pięknymi głosami i talentami aktorskimi.

A nie boi się pan, że podążanie za trendami obrazkowej popkultury może operę nieodwracalnie zmienić?

Trudno bać się czegoś, co tak naprawdę już się dokonało. Coraz częściej trafiają mi w ręce płyty z pięknymi głosami oraz pięknymi zdjęciami na okładce. A potem idę do teatru i moim oczom oraz uszom ukazuje się coś zgoła innego. Prawda jest taka, że pośród stu plakatowych gwiazd współczesnej opery jest tylko kilka wybitnych talentów. To specyfika naszych czasów, w których marketing kształtuje rzeczywistość i bardzo trudno z tym walczyć. Podobnie jest przecież w muzyce rozrywkowej i filmie, gdzie jeden mały sukces może z kogoś uczynić gwiazdę. Z drugiej strony nie demonizowałbym tego zjawiska. Taka showbiznesowa otoczka towarzyszy przecież operze niemal od początku. Ludzi zawsze pociągała teatralna spektakularność gatunku: kolorowe światła, piękny kostiumy, rozgrywający się na scenie romans. To nie przypadek, że właśnie śpiewacy, a nie pianiści czy skrzypkowie, trafiają na okładki kolorowych pism. Głęboko wierzę, że prawdziwe talenty i tak będą zawsze błyszczeć najjaśniejszym światłem. Najpopularniejsza dziś Anna Netrebko faktycznie jest także najwybitniejszą współczesną diwą operową. Taką wspaniałą urodą i wdziękiem może poszczycić się wiele śpiewaczek, ale to właśnie rosyjska sopranistka podbiła serca milionów fenomenalnym głosem, dużym talentem aktorskim i niespotykaną charyzmą. Reasumując, po epoce pięknie śpiewających grubasów przyszły czasy amorów i wenus z malutkimi głosami. Myślę jednak, że z czasem te proporcje się zrównoważą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji