Artykuły

Przybyszewskiego taniec miłości i śmierci

Na Małej Scenie Teatru Ślą­skiego rozgrywa się taniec miłości i śmierci w kostiumie moderny i według recepty tragizmu jej naczelnego wo­dza, sporządzonej nie bez schopenhauerowskich wpływów. Determinan­tą losu bohaterów Przybyszewskiego jest demon miłości, samounicestwiający kosmiczny żywioł zmysłów, tragiczne fatum wiodące ich ku nieuchronnej serii samobójstw. "Dla szczęścia", reżyserowane przez Igna­cego Gogolewskiego, zachowuje cały ten modernistyczny model uczucio­wości, z jego maską bólu, piętnem przeczuć tragicznych, nastrojem na­rastającej trwogi, wspomaganym przez środki plastyczne i muzyczne.

Dramat rozgrywa się w czerni przecinanej czerwonymi płomieniami secesyjnych linii, a niepokoje dusz ilustrowane są narastającymi groźnie akordami muzyki, które zdają się widzowi podpowiadać wizje bliskiego nieszczęścia. Aktorzy ukazują maski swoich cierpień w zatrzymanym ge­ście, znieruchomiałym grymasie, jak­by sami się chcieli od nich oddalić. I przypominają się słowa Świętocho­wskiego kierowane do cyganerii:

"Ani się domyślają, jak są czasem zabawni i to właśnie wtedy, kiedy chcą być najbardziej tragiczni. Te szeregi młodych dusz bądź wypatro­szone z najgłębszych tajemnic, bądź wykrzywionych minami udanego bólu..."

Widział Świętochowski w formacja uczuciowości moderny grę, kłamany pesymizm.

Jest w istocie jakaś blaga w mani­festowaniu przez bohaterów Przyby­szewskiego wyzwolenia od norm moralnych i społecznych, w ich po­goni za pełnią przeżyć, ucieczką w hedonizm przy równoczesnym zacho­waniu podwójnej moralności, tej ja­wnej i ukrytej. Henryk Mann nazy­wał tę postawę "histerią renesansu".

Szukanie modelu osobowości w re­nesansowej pełni przy niedostatkach psychiki wiodło prosto na drogę komedianctwa.

Komediantami też są bohaterowie Przybyszewskiego. Olga (Ewa Decówna), uosobienie owej demonicznej siły fatalnej, jest w gruncie rzeczy kobietą słabą. Ucieczką w wyzwolony erotyzm kryje swą pustkę i lęk przed nicością. Motywacja wolności i pięk­na jest tylko maską gry. Jan (Tade­usz Madeja), porte-parole autora, jest świadomy mechanizmu instynk­tów. Tadeusz Madeja uderza w ton moralizatorski. Odziera z mitu po­jęcie miłości i o jej rzeczywistym biologicznym podłożu, zwykłej sam­czej chuci, chce uświadomić nie tyle Stefana, co widownię, do której wy­raźnie adresuje teorię Przybyszew­skiego na temat niszczącej indywi­duum siły zmysłów. Samowiedza ta nie przeszkadza Janowi czołgać się u stóp demona miłości, jako że sam jest godną egzemplifikacją teorii Przybyszewskiego. Stefan (Wojciech Górniak), jak wszyscy, których zmy­sły opanowały, cierpi, ma przeczucie tragicznego końca, a jednak idzie w tę miłość, bo i on jest nią zdetermi­nowany i nie ma dla niego odwrotu. Musi się wypalić w swej namiętno­ści do końca. Hela (Ewa Markowska), porzucona kochanka, ucieka od życia, pojmowanego jako pasmo cierpień w samobójstwo.

Scena finałowa rozgrywa się w symbolicznym tańcu, w którym part­nerzy wymieniają się partnerkami; na przemian miłością (w uosobieniu Olgi) i śmiercią (w postaci ożywionego ducha samobójczyni Heleny). Zafa­scynowanie jednym i drugim jest równego stopnia.

Czy jednak w przedstawieniu Go­golewskiego o maskę i kostium mo­derny tylko chodzi? Czy w tamtych postawach rozpaczliwego hedonizmu, pozorach wyzwolenia od norm wszel­kich i w dzisiejszych formach kon­testacji nie ma czegoś wspólnego - właśnie maski komedianctwa?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji