Artykuły

Terapia wstrząsowa

Co dzieje się z człowiekiem, który wskutek fałszywych wyborów gubi głębszy sens swojego istnienia? Gdy jedyną receptą na życie staje się filozofia moralnej łatwizny, przyjemności, użycia za wszelką cenę?

Wydaje się, że wielu ludzi nie ma dziś w ogóle ochoty zaprzątać sobie głowy tego rodzaju problemami, a tym bardziej o nich rozmawiać, dyskutować. Nawet w kręgu rodzinnym rozmowy dotyczące wartości wyższych, duchowych (w tym również spraw ostatecznych, jak śmierć, zbawienie, życie wieczne) nierzadko uważane są za fanaberie lub zwykłą stratę czasu. Człowiek współczesny panicznie lęka się i wstydzi tego rodzaju tematów, usuwa je ze swego codziennego horyzontu, a powstałą wokół siebie pustkę próbuje zapełnić prymitywnym komfortem bogactwa, sytości i niczym nieograniczonej swobody w sferze seksu.

Dlatego już sam tytuł sztuki Krzysztofa Bizio "Porozmawiajmy o życiu i śmierci", pokazanej ostatnio w programie 1 TVP i wyreżyserowanej przez Krystynę Jandę, można uznać za prowokację do dyskusji nad wspomnianymi wyżej problemami. Twórcy spektaklu, świadomi zobojętnienia współczesnego widza na tzw. przesłania moralne, sięgnęli - zarówno w warstwie słownej, jak i wizualnej - po bardzo jaskrawe, chwilami wręcz drastyczne środki wyrazu. Wiadomo, że tego rodzaju przedsięwzięcia są zazwyczaj ryzykowne. Jednak tym razem się udało. Właśnie dzięki przerysowaniu obraz rozpadu rodziny nabrał dramatyzmu i stał się przekonujący. Język, pełen przekleństw i wulgaryzmów, nie był tu celem samym w sobie, lecz wiernie odzwierciedlał stany emocjonalne bohaterów, ich duchową i intelektualną pustkę. Znakomitym symbolem zaniku więzi międzyludzkich okazał się telefon komórkowy. Ojciec (Jerzy Stuhr) - biznesmen w średnim wieku, matka (Krystyna Janda) i syn (Borys Szyc) - dealer narkotykowy i początkujący gangster nie tylko rozmawiają przez "komórkę" ze swymi znajomymi, ale z "komórką" przy uchu wielokrotnie mijają się na planie, zupełnie na siebie nie patrząc. Są absolutnie zasklepieni w swoim egoizmie. Można wręcz zażartować, że jest to sztuka o życiu "jednokomórkowców", które z fazy materializmu dialektycznego przeszły w fazę materializmu praktycznego.

Najbardziej ryzykowny w całym przedsięwzięciu mógł początkowo wydawać się pomysł wprowadzenia scen z Drogi Krzyżowej: Upadek Pierwszy, Spotkanie z Matką, Upadek Drugi, Chusta św. Weroniki, Szymon Cyrenejczyk, Upadek Trzeci, Ukrzyżowanie. Ale i tutaj realizatorzy, choć balansowali na granicy kiczu, wyszli obronną ręką. To bowiem, co w pierwszym momencie mogło sprawiać wrażenie bluźnierczego gestu, okazało się głęboko przemyślanym zabiegiem dramaturgicznym.

"Pasja - jak słusznie zauważa Roman Pawłowski - jest punktem odniesienia do życia bohaterów i przenosi całą historię ze sfery obyczaju w sferę spraw ostatecznych, o których mówi tytuł sztuki. Bo w obu tych historiach bohaterem jest przecież rodzina: ojciec, syn i matka, w obu chodzi o życie i śmierć, w obu stawia się ostateczne pytania o sens ofiary i cierpienia. Tyle, że o ile jedna rodzina zbudowana jest na miłości i prawdzie, w drugiej miłość umarła, a ludzie żyją w kłamstwie".

Podczas dyskusji na temat spektaklu ks. Andrzej Luter uznał go za świetny materiał do prowadzenia rekolekcji. Warto się nad tym zastanowić. Może naszym polskim sumieniom potrzebne są takie właśnie, brutalne terapie wstrząsowe?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji