Artykuły

Pseudogóralszczyzna

Głuchota Bogusławskiego na gwarę, wynikającą z jego niemal pełnej izolacji od kultury chłopskiej, nie może być powtarzana dzisiaj, gdyż świadczy o braku szacunku dla kultury wsi, ignorancji i nieprofesjonalizmie reżysera, w tym wypadku Andrzeja Piszczatowskiego. Ale chłopina z Warszawy, to wszystko wyjaśnia. Gdybyście Państwo słyszeli tę sztukę, to po prostu nie wiadomo było czy śmiać się, czy płakać, czy słuchać, czy uszy zatykać - po emisji "Krakowiaków i górali" w Polskim Radiu, pisze Niegzecny Gzegos w Tygodniku Podhalańskim.

Będę złośliwy. Paskudny będę, bo proszę wybaczyć, szlag mnie trafia, kiedy po raz kolejny, setny, tysięczny słyszę ten sam błąd. Ja się powtarzam, gdyż o tym, o czym teraz piszę, mój felietonowy sąsiad z góry Maciej Pinkwart wspominał tutaj, na łamach TP wielokrotnie. Ale nigdy nie dość wytykania głuchoty i głupoty zarazem.

Gwara, o czym pisał pan Maciej, kaleczona w sposób skandaliczny. Gwara góralska, która jest istotnym składnikiem kultury i tradycji języka polskiego. Gwara, której podstawowe zasady są proste, a jedna czy dwie najistotniejsze: akcent i ta druga, o której zaraz szerzej się rozpiszę. Tak więc dlaczego wkurzam się, zamiast pozostawić w spokoju ten oklepany już temat i przyczepić się czego innego?

"Patsaj jeno miły Jonku, Pat saj dobze pseciw słonku. Bo słysa łem ze dziś wcale. Mają psypłynąć górale" - to jest próbka gwary krakowskiej. "Tseba nam się mężnie bronić (...) Nie bojta się, ty, Świstos. ksykmj na kobiety, Niech pędzą tsodę" - a to przykład gwary góralskiej. Będę złośliwy, bo wymienię dwa nazwiska bardzo niepochlebnie się o ich właścicielach wyrażając. Wojciech Bogusławski [na zdjęciu], autor sztuki "Cud mniemany, czyli "Krakowiacy i górale" z której cytat pochodzi, a którą to sztukę przed dwoma mniej więcej tygodniami, w takiej właśnie, formie, jak powyższe cytaty, w Programie 1 Polskiego Radia słyszałem, w reżyserii (tu drugie nazwisko) Andrzeja Piszczatowskiego. Obaj panowie, osły patentowane jeśli o znajomość gwar chodzi.

Mogę zrozumieć, że Bogusławski, zwany ojcem sceny polskiej, pan szlachcic pełną gębą, z prostym chłopem, mówiącym gwarą niewiele miał do czynienia i niewiele miał kontaktów. Do zainteresowania kulturą ludu, czyli tzw. chłopomanii, w czasach powstania sztuki, pod koniec XVIII wieku było jeszcze daleko. Mogę, choć trudno mi zrozumieć popełnianie przez Bogusławskiego błędów tak ewidentnych. W tamtych czasach gwarą po wsiach mówili wszyscy, z wyjątkiem państwa ze dworu i być może proboszcza. Wystarczyło nadstawić ucha na targowisku, gdzie wieś z miastem się spotykała.

Ale niech tam. Bogusławski cosik usłyszał, cosik mu do ucha wleciało w stylu - może żaba w zbożu żyje, i wydało mu się, że według tego samego wzoru będzie - psecies zeka pses haki psepfym. A być może spotykał się ino z chłopstwem bezzębnym i z tej przycyny sepleniącym? Przepraszam - psyczyny. Ale żeby u początku XXI wieku, kiedy istnieje bardzo bogata literatura dokładnie opisująca wszelkie nasze gwary, a gwary małopolskie i góralskie w szczególności, tak chrzanić ich piękno i robić z nich po prostu pośmiewisko i jeszcze gorszą robotę, upowszechniać to durne seplenienie w całej Polsce, to już się po prostu we łbie nie mieści. I nie można tłumaczyć, że się reżyseruje i gra dokładnie według tekstu autora.

Głuchota Bogusławskiego na gwarę, wynikającą z jego niemal pełnej izolacji od kultury chłopskiej, nie może być powtarzana dzisiaj, gdyż świadczy o braku szacunku dla kultury wsi, ignorancji i nieprofesjonalizmie reżysera, w tym wypadku Andrzeja Piszczatowskiego. Ale chłopina z Warszawy, to wszystko wyjaśnia. Gdybyście Państwo słyszeli tę sztukę, to po prostu nie wiadomo było czy śmiać się, czy płakać, czy słuchać, czy uszy zatykać. Nie mówię o spotkaniu z językoznawcą, ale wystarczyło, żeby pan reżyser udał się na którąkolwiek stołeczną uczelnię, bo na każdej studiują Podhalanie, i tam zasięgnął tzw, języka. Ale do tego potrzebna wyobraźnia.

"Janosik" Passendorfera to samo. Albo rozliczne, pseudogóraiskie reklamy. I można kłaść w te "mądre" głowy że tam, gdzie w pisowni rz to tzw; mazurzenie nie zachodzi. Nic to nie daje Tragikomedia.

Z innej beczki. Jak dowiedziałem się w ostatni poniedziałek, jakaś Mądra Komisja Unii Europejskiej ustaliła, że już nie wolno zwracać się do kogokolwiek przez pan, pani, panna, gdyż wskazywałoby to na płeć, a to jest seksizm. Jak pisać i mówić, nie wiem. I to jest następny tragikomiczny przypadek. Dlatego na przekór oznajmiam: Moja żona jest kobietą!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji