Artykuły

Dom na kresach

Na granicy wiadomo - zawsze przeciąg. Z tego przeciągu wziął się mrożkowy "Dom na granicy", rzecz może nie najciekawsza w dorobku pisarza, ale za to wystawiona w białostockim Teatrze Dramatycznym w międzynarodowej obsadzie. Pierwszą osobą w dodatku narratorem jest tu Dymitri Denisiuk - Litwin, muzykę napisał Oleg Jaczenko - Rosjanin, scenografię zaprojektował Borys Gierłowan - Białorusin, choreograficznie opracowała Leokadia Dabużinskaite - Litwinka, ale reszta, włącznie z reżyserem Andrzejem Jakimcem i publicznością to już białostoczanie.

Denisiuk po polsku mówi pięknie choć zaciąga, ale to dobrze, bo ten dom jest na kresach. Zaciąga więc także Grażyna Juchniewicz i Andrzej Karolak i w ogóle prawie wszyscy z czego robi się jakby mniej absurdalnie niżby tego mógł sobie życzyć sam autor.

Absurd "Domu na granicy" polega na tym, że któregoś dnia, akurat kiedy Dymitri zastanawia się jak to właściwie jest z tym seksem przez telefon polecanym przez gazetowe ogłoszenia, w jego domu, jak grzyby po deszczu, wyrastają dyplomaci w cylindrach i mówią: tu będzie granica, znaczy się będzie biegła przez środek domu. A więc granica przez Denisiuka stół, przez Denisiukowe łóżko etc.

Atrakcyjność pomysłu Mrożka na "Dom na granicy" polega na tym, że przekracza granice zdrowego rozsądku: sprawy wagi państwowej trafiają więc gładko pod kołdrę do małżeńskiego łóżka, szlabanem kładą się miedzy stołownikami a miską z ich ukochanymi pierożkami. W ogóle państwo, a już szczególnie dwa sąsiednie państwa rujnują życie rodziny tym skuteczniej im dobitniej rozwija się konflikt państwowych interesów. Po wywieszeniu transparentu z hasłem "Niech żyje przyjaźń między narodami" po celebrze haseł takich jak "Równość - Wolność - Braterstwo" konflikt rzecz jasna rozwija się bez przeszkód. Wtedy w kuchni mamy "okrągły stół" w przedpokoju miny a w sypialni - czołgi.

Przemyt z przedpokoju do kuchni w dodatku przez sypialnię to niby absurd, ale dla prawdziwego kresowiaka nie taki znów surrealistyczny. W związku z tym "Dom na granicy" w Białymstoku odbiera się na swój sposób - Mrożek coś na tym traci, ale zyskuje w innym miejscu. Akcent z rozważań: państwo-obywatel przesuwa się w swojsko brzmiące, żeby nie powiedzieć wręcz realistyczne rejony. Kłopot z podlaniem nasturcji w sytuacji gdy doniczka jest w strefie "B", a studnia w strefie "A" jest tu możliwy i nawet kapitan saperów ukryty w piecu - do pomyślenia. I to dopiero jest absurd.

W tej przemyślnej konfiguracji zarówno reżyser jak i aktorzy zgodnie postanowili bawić publiczność gagami i to się mniej więcej udaje. Całkiem nieźle wygłupiają się Denisiuk z Karolakiem a sekundują im dzielnie Jacek Dawidowicz w roli przemytnika skopiowanego na rynku przy Jurowieckiej oraz Robert Ninkiewicz - saper na straży granicy.

A publiczność? Publiczność się śmieje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji