Artykuły

Kawałek życia

Festiwal nowych sztuk z Europy Bonner Biennale

Bońska publiczność owacjami przyjęła pokazaną w czwartek w Schauspielhalle sztukę Ingmara Villqista "Noc Helvera", którą dla Teatru Powszechnego wyreżyserował Zbigniew Brzoza. Historia kobiety, która podczas faszystowskich rozruchów próbuje uratować niepełnosprawnego chłopca, wywarła wielkie wrażenie na gościach festiwalu i krytyce. Pierwsze recenzje są pochwalne: "Zajmujący w polskim spektaklu jest sposób, w jaki autor, a za nim reżyser budują relacje między postaciami" - pisze "Bonner Rundschau". "Spektakl ma w sobie staromodną intensywność" - wtóruje mu recenzent "General Anzeiger".

Villqist bez paszportu

Krytycy chwalą aktorów - Krystynę Jandę, przedstawianą tutaj jako aktorkę Wajdy, Kieślowskiego i Istvana Szabó, oraz Sławomira Packa. Janda gra porażająco prosto i skromnie, Pacek wywiera wrażenie, przechodząc od roli współuczestnika zamieszek do ich ofiary" - donosi "Bonner Rundschau". Aktorzy grają bez przesadnej emocji, za to bardzo trafnie" - chwali recenzent z "General Anzeiger". Prasa podkreśla uniwersalny wymiar sztuki, która nie mówi o państwowym faszyzmie ani nie nawiązuje do historii Niemiec. Jest tragedią dwojga ludzi, którzy w czasie pogardy dla człowieka próbują ratować podstawowe ludzkie wartości.

Do oklasków w czwartkowy wieczór nie wyszedł autor dramatu. Villqist nie przyjechał do Bonn, bo zbyt późno dotarło do niego zaproszenie i nie udało się odnowić na czas jego paszportu. Nie sposób ustalić, czy stało się tak z winy warszawskiego teatru, czy festiwalu., Jest nam bardzo przykro, Bonner Biennale to festiwal poświęcony autorom, zawsze ich zapraszamy i nie potrafię powiedzieć, dlaczego tym razem się nie udało" - powiedział "Gazecie" dyrektor festiwalu Manfred Beilharz. Pod nieobecność autora i zespołu, który wrócił do Polski, gratulacje zbiera więc korespondent "Gazety". Jest to jedna z przyjemniejszych stron pracy na Dońskim festiwalu.

Kane z Londynu

Obok "Nocy Helvera" wydarzeniem pierwszych dni przeglądu są dwa dramaty Sarah Kane z londyńskiego teatru Royal Court - "Crave" ("Łaknąć") i "4.48 Psychosis". To wznowienia prapremierowych realizacji z lat 90. Pierwszą reżyserowała Vicky Featherstone, z którą Kane blisko współpracowała przed samobójczą śmiercią w 1999 roku, drugą - James Macdonald, ten sam, który wystawił w połowie lat 90. debiutancką sztukę Kane "Zbombardowani", wywołując największy po wojnie skandal w brytyjskim teatrze.

"Crave" i "Psychosis" nie mają nic z atmosfery skandalu, która otacza twórczość Kane. To dwa kameralne dramaty, grane cicho, w skupieniu, jakie towarzyszy najważniejszym rozmowom. W "Crave" na zwykłych krzesłach siedzi czwórka bohaterów - dwie kobiety i dwóch mężczyzn. To, co mówią, to skrawki wewnętrznych monologów niekiedy przechodzące w dialog, którego tematem są ich najintymniejsze przeżycia i obsesje. "Psychosis" - ostatnia sztuka Kane, zapis drogi do samobójstwa - rozgrywa się na sterylnie białej scenie, która odbija się w wielkim lustrze zawieszonym ukośnie nad sceną. Na bohaterów patrzymy jednocześnie z przodu i z góry, jakby publiczność siedziała nie w teatrze, ale na obserwacyjnej wieży, z której widać jak na dłoni cudze życie i cudzą śmierć. Ale jednocześnie jesteśmy z nimi twarzą w twarz, ich ból, krzyk i rozpacz uderzają w nas bezpośrednio, nie pozwalając na dystans.

Obaj reżyserzy świetnie wydobywają temat, który przewija się przez wszystkie teksty Kane - samotność. Widać to w "Crave": bohaterzy siedzą osobno, twarzą do publiczności, jak goście w studiu telewizyjnym albo pacjenci w poczekalni u lekarza. Nie ruszając się z miejsc, próbują zbliżyć się do siebie za pomocą słów, intymnych wyznań, gróźb i dwuznacznych propozycji. Wszystkie próby nawiązania kontaktu kończą się jednak fiaskiem - jedyne, co potrafią wspólnie zrobić, to skandować słowo "nie, nie, nie, nie". Natomiast w "Psychosis" trójka bohaterów niezależnie od siebie przygotowuje się na śmierć. W jednej ze scen na białą płaszczyznę sceny pada projekcja ulicy filmowanej z góry. Pomiędzy bohaterami, którzy stracili wiarę w życie, przechodzą obojętne cienie przechodniów. Żaden nie przystaje nawet na chwilę.

Gdzie idzie dramaturgia

Ten intensywnie grany dramat w dwóch odsłonach daje pojecie o kierunku, w jakim idzie najnowsza dramaturgia. Dramaturg trzyma mikroskop wycelowany w pojedynczego człowieka, zdziera z niego kolejne warstwy kłamstw, docierając do ukrytych przeżyć, lęków i obsesji. Dramaty Kane podobnie jak sztuki Villqista są szalenie egocentryczne, ale nie narcystyczne. To nie jest zachwyt sobą, ale wołanie o ratunek. Nie można dłużej udawać, że się go nie słyszy. Czy sztuki odsłaniające brutalną stronę rzeczywistości są jednorazową modą, czy też wejdą w krąg literatury, do której teatr będzie powracał? Mark Ravenhill, brytyjski dramaturg i jeden z patronów Biennale, który nominował sztuki Sarah Kane na festiwal, odpowiada twierdząco. "Dramaty Kane będą czytane, wydawane i grane, dopóki ludzie będą widzieć w nich kawałek swojego życia". Z reakcji publiczności wynika, że trzy lata po śmierci autorki jej teksty są ciągle żywe.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji