Artykuły

Bunt anioła

Przejrzysty przekład Bohdana Korzeniewskiego, olśniewająca scenografia Adama Kiliana, znakomite role główne Piotra Adamczyka i Krzysztofa Kołbasiuka oraz błyskotliwa reżyseria Jarosława Kiliana złożyły się na pełny sukces najnowszej premiery "Don Juana" Moliera w warszawskim Teatrze Polskim. To wyjątkowo czytelna i rzadka, jak na dzisiejsze czasy, inscenizacja. Bez najmniejszych udziwnień i nadinterpretacji.

Don Juan jest w niej przystojnym, prawdziwie młodym arystokratą. Nieprzeparta witalność każe mu łamać wszelkie tabu na drodze życia, obojętnie: od Boga pochodzące czy od ludzi. Piotr Adamczyk, ze swą ujmującą powierzchownością, bardziej ucieleśniał zbuntowanego anioła, niż zepsutego powodzeniem, cynicznego rozpustnika - jakich na ogół proponują nam rozmaici reżyserzy. Oczywiście, Don Juan Adamczyka był w swych działaniach osobnikiem bezwzględnym, ojcem duchowym późniejszych ruchów libertyńskich i anarchicznych, jednak w czynieniu zła - które było dlań dochodzeniem do granic poznania - nie sposób odmówić mu nie tylko brawury i konsekwencji, ale również odwagi.

Sganarel, sługa Don Juana, który wobec uwodzicielskich poczynań swego chlebodawcy miał zawsze na podorędziu gębę pełną frazesów (ogólnie uznawanych za cnoty), jawi się jako podrzędny tchórz i krętacz. W doprowadzonym do perfekcji kunszcie posługiwania się obłudą był równie śmieszny, co żałosny. Doskonała rola Krzysztofa Kołbasiuka, który swą postać umiał on nasycić ciepłem i zwyczajnie ludzkim, tragicznym rozdarciem.

Wszyscy aktorzy grali zresztą jak z nut. Podobały mi się szczególnie komediowe sceny z udziałem urodziwych wieśniaczek: Karolki (Ewa Gołębiowska-Makomaska) i Marcysi (Małgorzata Sadowska), jak też arcyzabawny epizod z przychodzącym po zwrot długu Panem Niedzielą (Bogdan Baer).

Nade wszystko jednak zapamiętam rewelacyjne rozwiązania plastyczne, przy których ojciec-scenograf współpracował z synem-reżyserem. Wymownym przykładem jest np. krzyż, wiszący nad uczestnikami wydarzeń "do góry nogami" jako symbol satanistów. Wystarczyło, by Don Juan ustawił go w prawidłowej pozycji w momencie swego korzenia się przed Niebem i scena wręcz porażała swoją niewymuszoną prostotą. Skrucha bohatera była wszak udawana. Krzyż, którego cień padał na sylwetkę Don Juana, tym dobitniej podkreślał obłudę jego czynów.

Grobowiec Komandora (Janusz Zakrzeński), z ożywającymi alegorycznymi postaciami, wzorowany na słynnym dziele dłuta Canovy - grobowcu Marii Krystyny w wiedeńskim Augustinerkirche z 1805 r. - doczekał się na scenie monumentalnej repliki. W Teatrze Polskim uderzony piorunem Don Juan ginął w czeluściach ciemnego otworu grobowca, a Sganarel lamentował nad utraconą zapłatą. To jeden z najbardziej poruszających estetycznie finałów, jakie udało mi się zobaczyć w teatrze. Kto mi nie dowierza, może się sam przekonać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji