Artykuły

Festiwal z duszą

III Międzynarodowy Festiwal Teatrów Lalek dla Dorosłych. Lalka też Człowiek w Warszawie. Pisze Kamila Mścichowska w Teatrze.

Organizatorzy festiwalu "Lalka też człowiek" po raz trzeci udowodnili warszawskiej publiczności - czego niestety wciąż trzeba dowodzić - że lalka nie jest synonimem pacynki ani marionetki, a lalkarstwo domeną ludzi niepoważnych albo niespełnionych aktorów dramatycznych. Teatr lalek - teatr "myślenia obrazowego" - posiada nieograniczone możliwości stylizacji i ekspresji, pozwala zrealizować wszystkie fantazje artysty. Za sprawą gestu, ruchu oraz plastyki "w konkretnej inscenizacji znacznie wykracza poza słowo dramatu literackiego - pierwowzoru sztuki teatralnej"1. Jest to teatr metaforyczny, "ale nie w znaczeniu literackim, lecz specyficznie teatralnym. Jest to inny typ metafory artystycznej, w którym w wyglądach optycznych, w skrócie, umowności zawarta jest treść, niejako archetyp przemawiający do wyobraźni, który pozwala zrekonstruować i unaocznić w twórczym akcie pragnienia i obawy gatunku ludzkiego".

Uczestnikom tegorocznego festiwalu udało się wcielić te enigmatycznie brzmiące twierdzenia w życie nadane lalce. Wśród siedemnastu konkursowych pokazów pojawiły się spektakle teatru przedmiotu, papieru i ruchu. Polskę reprezentowało ośmiu wykonawców: zespoły instytucjonalne (m.in. Białostocki Teatr Lalek, "Banialuka" z Bielska-Białej), stanowiące pełnoprawną konkurencję zespoły niezależne (Kompania Doomsday, Teatr Wiczy) oraz soliści (Adam Walny, Henryk Hryniewicki). Wśród gości z zagranicy dominowały teatry zawodowe z długoletnim stażem - hiszpański Teatr Tyl Tyl, izraelski Teatr Hazira czy bułgarski Teatr Lalek Burgas. Ten ostatni zaprezentował inscenizację "Jak wam się podoba" Shakespeare'a w duchu komedii dell'arte. Dwójka aktorów odgrywająca kilkanaście ról, nieskomplikowana charakteryzacja i przenośne rekwizyty sprawiły, że na pierwszy plan wysunęła się zabawa konwencją, a wymowa tekstu - czytelna, mimo różnic językowych - była mniej znacząca. Podobny nastrój panował w spektaklu "Noc poślubna. Ten trzeci". Złożona z dwóch części miniatura sceniczna poznańskiego Teatru Animacji powstała w oparciu o teksty Ignacego Nikorowicza. Panna młoda-histeryczka oraz pan młody z zadatkami na pantoflarza przedstawiają krętą drogę, jaką nieuświadomieni małżonkowie muszą przebyć, aby odkryć sens zdania: "Mężczyzna ma posiąść kobietę". Przedstawienie (zakończone happy endem) jest stylizowane na początek dwudziestego wieku (kostiumy, muzyka tapera), a jego największym walorem jest metoda aktorska. Aktorzy współgrają z lalkami, które są ich własnymi fotografiami w rozmaitych pozach i rozmiarach. Pozornie prosty zabieg jest w tym wypadku skuteczny i zabawny.

Mimo - chwilami znakomitych, a chwilami tylko poprawnych - propozycji zespołowych na tegorocznym festiwalu dominowały spektakle spod znaku one (wo)- man show. W tej kategorii wszystko zależy od talentu i dobrej dyspozycji jednego aktora. Widz ma do wyboru zachwyt albo błądzenie wzrokiem po podłodze. Tym razem - za sprawą przedstawień "Życie w jej dniu" w wykonaniu Hilary Chaplain (USA) i "Con anima" węgierskiego Teatru Mikropodium oraz trzech polskich propozycji: "Motyl" Adama Walnego, "Cud-nie" Henryka Hryniewickiego oraz "Złamane paznokcie" Anny Skubik z Teatru Wiczy -można było patrzeć solistom prosto w oczy. Pięć spektakli i pięć różnych technik animacji. Najbardziej osobliwy pod tym względem był spektakl Chaplain - jeden dzień z życia dojrzałej kobiety pragnącej miłości - która nie używała gotowych lalek, tylko tworzyła je na scenie z przedmiotów codziennego użytku. W ten sposób lampa otulona szlafrokiem pełniła rolę narzeczonego, a rolka papierowych ręczników kuchennych udawała noworodka. Aktorka ubrana w deformujący sylwetkę kostium (na biodrach i pośladkach umieściła wkładki powiększające) podchodziła do swojej postaci z dystansem i humorem. Udało się jej uaktywnić widzów, którzy śpiewali i klaskali, a nawet dali się zaangażować do ról trzecioplanowych. Niesiona entuzjazmem publiczności, Chaplain wdzięczyła się chwilami zanadto, ale przedstawienie pozostało znakomitym show.

Spektakl "Con anima" (od muzycznego terminu "granie z duszą") węgierskiego Mikropodium był spotkaniem z zupełnie odmienną estetyką i sposobem budowania emocji. Aby przedstawić tajemnicę stworzenia, András Lénárt dokonał zabiegu miniaturyzacji świata i kondensacji czasu. Jego spektakl to dwudziestominutowy kameralny pokaz bez słów. Na niewielkim kartonowym stoliku oświetlonym świecami widzimy quasi-beckettowski krajobraz - zniszczony płot, bezlistne drzewo i kopiec piachu. Najpierw wyłoni się z niego Ojciec Stworzyciel o fizjonomii trolla, który po chwili wykopie "pierwsze lalki" - kobietę i mężczyznę. Ponieważ pan tej krainy jest nie większy od dłoni, a jego towarzysze mierzą około ośmiu cali, wyraźnie widać perfekcyjną animację lalkarza. Lénárt ożywia swojego Boga za pomocą drutów (czempurytów) umieszczonych w dłoniach i na plecach oraz dzięki giętkim drewnianym stawom. Choć jesteśmy świadkami cudu, sielską atmosferę mąci napięcie i niepewność. Może powodem jest próba, której za chwilę zostaną poddani mali ludzie - Stworzyciel zręcznie wiesza na drzewie kuszące jabłko

Inspiracje biblijne stanowią również osnowę twórczości artystycznej Adama Walnego, laureata ubiegłorocznej nagrody aktorskiej za spektakl "Misterium Narodzenia". Tym razem Walny zaprezentował "Motyla", przedstawienie złożone z ośmiu etiud opartych na motywach staro- i nowotestamentowych. Aktor przystosował swój występ do warunków piwnicznej sceny Kazamaty, dokonując kilku zmian dekoracji, czy raczej rotacji lalkowych konstrukcji. Autorski teatr, który od kilkunastu lat tworzy Walny, jest specyficznym światem zamieszkałym przez marionetki, jawajki, kukły i inne rodzaje lalek, tworzone w pracowni artysty. Niektóre z nich posiadają mechanizmy trickowe, a większość mogłaby się znaleźć wśród eksponatów towarzyszącej festiwalowi wystawy "Ciało i płeć - lalka też człowiek?". Eksponowanie emblematów męskości i kobiecości oraz procesów fizjologicznych jest bowiem nieodłącznym elementem spektakli Walnego. W tytułowej etiudzie "Motyla" widzimy rozwieszoną na ramie postać mężczyzny z wachlarzem. Jego ruch sprawia, że części ciała po kolei odłączają się od siebie. Każda z nich zyskuje własne życie, przybierając kształt zwierzęcia. Z nogi powstaje wielbłąd, z głowy - świnia, z korpusu - żółw, a z ręki trzymającej wachlarz - motyl. Tej i pozostałym etiudom, m.in. "Stworzeniu świata wg Głupka albo Historii Studni", towarzyszą wykonywane na żywo (z offu) wokalizy Eurazji Srzednickiej. Jak powiada Walny, lalka "często kleci swój groteskowy świat z zakłóceń transmisji między animatorem a przedmiotem"2. Nawet jeśli drobne zakłócenia wystąpiły w "Motylu", lalkarz "ograł" je umiejętnie i uczynił elementem przedstawienia.

Spektakl "Cud-nie" to rozpisana na trzy głosy - lalkarza oraz dwóch pacynek: Keera i Kola - opowieść o ludziach z marginesu społecznego. Przez większą część spektaklu Henryk Hryniewicki leży na plecach pod stosem łachmanów. W tym położeniu animuje dwie lalki, których rozmowy koncentrują się wokół nadnaturalnych rozmiarów anonimowej "dupy". Rekwizyt, będący z pozoru niewyszukaną metaforą przegranego życia, prowokuje bohaterów do szczerej rozmowy na temat ich obecnej kondycji. Spośród lawiny przekleństw i fizjologicznych skojarzeń widz może - nie bez trudu - wydobyć kwestie mówiące o wewnętrznym życiu tych "gorszych" ludzi. Nie mają przyszłości, ich teraźniejszość przypomina senny koszmar, a mimo to organiczna chęć posiadania kogoś bliskiego bierze górę - szybko orientujemy się, że złośliwi wspólnicy niedoli warunkują nawzajem swoje istnienie. Najchętniej pozbylibyśmy się ich ze swojego otoczenia - w podobny sposób jak animator Luc "wyklaskuje" kolejne rzędy widzów. Pary wścibskich oczu na widowni nie znikają jednak, tak jak temat spektaklu - niewygodny i rzadko poruszany w tonacji serio. Największą zasługą lalkarza jest umiejętność zróżnicowania charakterów postaci, mimo ich statyczności i monotematyzmu. Spektakl powstał z inspiracji tekstem Larsa Noréna - autora, który często eksploruje obszary patologii i zaburzonych związków międzyludzkich. Bywa także określany mianem "kontynuatora skandynawskich dramaturgów spod znaku realizmu psychologicznego". W monodramie Hryniewieckiego realizm przyćmił nieco psychologię, jednak przedstawienie broni się dzięki umiejętnościom i charyzmie wykonawcy.

Równorzędna (z Hryniewickim) nagroda dla najbardziej obiecującego lalkarza mogłaby moim zdaniem przypaść Annie Skubik z toruńskiego Teatru Wiczy, mimo iż dało się słyszeć głosy, że "Złamane paznokcie" to raczej materiał na przedstawienie dyplomowe niż pełnospektaklowa produkcja. Aktorka wciela się w podwójną rolę, animując lalkę - będącej u schyłku życia - Marleny Dietrich i odgrywając postać jej młodej asystentki. Wykonana z gąbki lalka o fizjonomii mupeta posiada tylko tułów, co skrywa długa do ziemi suknia. Taka konstrukcja pozwala aktorce przypiąć ją sobie w pasie i w tej hybrydycznej postaci wykonać (na żywo) legendarny przebój "Mein Herr" w stylizacji "Kabaretowej". Bazą tego spektaklu jest dialog - w jego obszarze następuje konfrontacja obu postaci, z których zwycięsko wychodzi "Madame". Skubik znakomicie moduluje głos, znacznie go obniżając na potrzeby Marleny, dodając chrypę. Widać to świetnie w scenie, gdy żyjąca wspomnieniem o własnej wyjątkowości staruszka uczy nieśmiałą dziewczynę litanii: "I'm a woman", "glory", "fame". Dodatkowe piętro interpretacji stwarza ambiwalencja płciowa delikatnie zarysowana w relacji animatorka-lalka.

Wśród tegorocznych propozycji największe wrażenie wywierały przedstawienia, których twórcy postawili na minimalizm. Skupione aktorstwo, kilka rekwizytów, dyskretne światło ułatwiały koncentrację i zanurzenie się w świat spektaklu. Może dzięki temu nagrody festiwalowej publiczności zdobyły "Biegun" BTL-u oraz "Kąsanie" Kompanii Doomsday, która triumfowała w tej kategorii przed rokiem spektaklem "Baldanders".

1 Ten i kolejne cytaty, jeśli nie zaznaczę inaczej, pochodzą ze szkicu Józefa Górniewicza "Teatr lalek jako dziedzina sztuki. Przegląd stanowisk teoretycznych z perspektywy pedagogiki humanistycznej", "Studia o sztuce dla dziecka", z. 2/1988.

2 Adam Walny "Teatr przedmiotu. Kulisy warsztatu. Arkana rzemiosła", Warszawa 2007.

Nagrodzeni przez jury na III Międzynarodowym Festiwalu Teatrów Lalkowych dla Dorosłych "Lalka też człowiek":

Grand Prix za "wyrażenie teatru lalką" (najlepszy spektakl festiwalu)

- András Lénárt ("Con anima" Teatru Mikropodium z Węgier)

Za "wyrażenie życia" (dla najlepszej aktorki) - Hilary Chaplain ze Stanów Zjednoczonych Ameryki (spektakl autorski "Życie w jej dniu")

Za "wyrażenie życia lalką" (dla najlepszej aktorki) - Nadelina Roselinova z Bułgarii ("Jak wam się podoba" Teatru z Burgas)

Za "wyrażenie życia lalką" (dla najbardziej obiecującego lalkarza) - Henryk Hryniewicki (spektakl autorski "Cud-nie")

Za "wyrażenie lalką teatru" (za kreatywność) - Adam Walny (spektakl autorski "Motyl")

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji