Przybyszewski i dziś aktualny?
Fabuła jest skąpa. W domu Bronki i Tadeusza pojawia się Ewa - dawna przyjaciółka Bronki i wielka niegdyś miłość Tadeusza. Jak we wszystkich dramatach Stanisława Przybyszewskiego tak i w "Śniegu", tzw. akcja ogranicza się do psychicznych przeżyć postaci. Zdarzenia zewnętrzne dzieją się poza sceną. Bezpośrednio zaś, oglądamy tylko ich odbicie w świadomości bohaterów. Tematem dramatu jest fatalna siła miłości, zmuszająca człowieka, w imię głosu natury, do łamania praw moralnych i stawiająca go w sytuacji tragicznej. Ewie, każe ona zabić szczęście jedynej przyjaciółki, zniszczyć spokój ukochanego człowieka, Tadeuszowi, zdradzić żonę, Kazimierza i Bronkę - pcha do samobójstwa. Dalsze źródło tragicznego konfliktu, to - mimo obopólnego pragnienia, niemożność zrealizowania całkowitej i doskonałej jedności między mężczyzną i kobietą (Ewa -Tadeusz). Będą oni dla siebie zawsze tylko tęsknotą za czymś niewiadomym, nieosiągalnym. Przed kataklizmem, jakim dla Tadeusza jest miłość do Ewy, nie ma ucieczki. Bronka była dlań tylko chwilowym wytchnieniem "śniegiem, co tuli biedną ziemię i rozgrzewa". Tadeusz jest bowiem skazany na Ewę, na miłość i tęsknotę, przed którymi nie ma odwrotu.
Bronka, to dobra, prostoduszna dziewczyna, bezgranicznie kochająca męża. Wie o dawnej miłości tamtych, ma świadomość wyższości Ewy, chce jednak wypróbować uczucia Tadeusza i swój na niego wpływ. Dlatego zaprasza dawną przyjaciółkę. I... ponosi klęskę. Młodziutka Katarzyna Gałaj jest w tej roli bardzo prawdziwa i przekonywająca, udaje jej się wzruszyć widza. Chociaż w pierwszej scenie mogłaby nieco łagodniej grać ów niepokój czy lęk, a i potem jeszcze bardziej stopniować jego narastanie. Nadałoby to silniejszą wymowę scenom ostatnim, (bardzo dobrym).
Ewa, w intencji autora - kobieta demoniczna, chłodna, bezwzględna, za wszelką cenę pragnąca udowodnić swą siłę, w wykonaniu Olgi Sitarskiej została wzbogacona o elementy rozdarcia psychicznego, wewnętrznej walki. Czy słusznie? Niemniej tym sposobem postać zyskała na pewno na ekspresji. Dobrze wywiązuje się ze swego zadania Wiesław Cellari (Tadeusz). Niezbyt szczęśliwie natomiast został tu obsadzony Wojciech Siedlecki (Kazimierz). Mimo iż młody, zdolny aktor daje z siebie wiele, w roli człowieka zgorzkniałego, który w zasadzie przeżył już wszystko, przekonywać nie może. Mankamentem spektaklu są momenty, kiedy aktorom przychodzi grać poza tekstem. - Gubią się oni w rozległej, białej przestrzeni salonu (wg projektu scenograficznego Marka Grabowskiego). Większe wrażenie robiłaby też piękna muzyka Aleksandra Maliszewskiego, gdyby dać jej mniej i bardziej ją wyciszyć. Zasługą reżyserii Marka Wilewskiego jest nadanie dramatowi Przybyszewskiego formy trafiającej do współczesnego widza.