Cztery życzenia
- Jestem w takim wieku, w którym jest na mnie [w filmie] mniejsze zapotrzebowanie. Starsi coraz rzadziej dostają satysfakcjonujące role. W pewnym wieku trzeba mieć świadomość, że człowiek nie będzie miał takiego "brania" jak kiedyś. Trzeba starać się przyjmować to bez goryczy - mówi WITOLD DĘBICKI, aktor Teatru Nowego w Poznaniu.
Aktor WITOLD DĘBICKI [na zdjęciu] wspomina Toruń i swoich idoli.
Karierę aktorską rozpoczynał Pan w Toruniu, w Teatrze im. Horzycy. Jak Pan wspomina ten debiut?
- Siedziałem w tej garderobie, w której siedzimy. Teraz jest po remoncie i wygląda lepiej. Ale młodość zawsze się dobrze wspomina. Grałem tu Kordiana.
Rozmawiamy po spektaklu kabaretowym z piosenkami Wojciecha Młynarskiego. Czy dziś potrafimy się z siebie śmiać?
- Według mnie, nie potrafimy, w przeciwieństwie np. do Czechów. Z drugiej strony współczesne kabarety pokazują, że może nie jest tak źle. To znaczy - jeżeli komuś się noga powinie, to, owszem, Umiemy z tego żartować...
Trudno zatem stworzyć taki kabaretowy program, jak ten, w którym przed chwilą Pan wystąpił?
- Taki, na który składają się teksty Wojciecha Młynarskiego, nie. Wystarczy je tylko precyzyjnie, czytelnie przekazać. Te teksty są mądre, inteligentne, operują fantastycznym skrótem i to jest ich ogromny atut.
Kabarety często czerpią z sytuacji politycznej w kraju. Co Pan myśli o dowcipach z tej branży?
- Na polityce się nie znam, ale gdy patrzę na naszych polityków, to jest mi przykro. Te pyskówki w Sejmie, ten bełkot - to jest nieprzyjemne. Z jednej strony, staram się być od tego jak najdalej, z drugiej, jako obywatel powinienem uczestniczyć w życiu politycznym. Mam świadomość, że do władzy dochodzą ludzie, którzy nie powinni.
Grał Pan m.in. w serialu "Siedem życzeń". A jakie są Pana życzenia?
- Najlepiej jest, jak nie ma żadnych konfliktów, wojen. Fantastycznie, jak i jesteśmy zdrowi. Miło jest mieć fajną rodzinę. Ważne jest też, aby układało się zawodowo.
A propos ostatniego z tych życzeń - trudno dziś być aktorem?
- Nie. Ale jestem w takim wieku, w którym jest na mnie mniejsze zapotrzebowanie. Teraz filmy robią młodzi, dla młodych, o młodych. Starsi coraz rzadziej dostają satysfakcjonujące role. W pewnym wieku trzeba mieć świadomość, że człowiek nie będzie miał takiego "brania" jak kiedyś. Trzeba starać się przyjmować to bez goryczy.
Czy jako młodzieniec miał Pan aktorskiego idola?
- Z amerykańskiego kina może James Dean, a z polskiego na pewno Zbigniew Cybulski. Wielu aktorów bardzo ceniłem. Na pewno do nich można zaliczyć Zbigniewa Zapasiewicza, Tadeusza Łomnickiego. Pan Zbyszek do dziś mi imponuje formą i warsztatem aktorskim.
TECZKA OSOBOWA
Urodzony 3 maja 1943 roku w Dubnie. W 1987 r. ukończył PWST w Warszawie.
8 listopada 1967 r. - debiut teatralny w Toruniu.
W ostatnich latach aktor Teatru Nowego w Poznaniu.
Grał w serialach "Ekstradycja", "Twarzą w twarz", "Siedem życzeń".
Najnowsza rola filmowa - ksiądz dyrektor w "Lejdis".