Molier z Bułhakowem w tle
- Molier w naszych reliach niewiele by stworzył, bo to był arogancki, pewny siebie i zadufany w sobie wielki człowiek. Lider swojej epoki, ale w naszej rzeczywistości tkwiłby na marginesie życia albo w jakimś małomiasteczkowym teatrzyku - mówi MAREK LITEWKA przed dzisiejszą (13 grudnia) premierą spektaklu "Życie pana Moliera".
Po raz drugi jesteś reżyserem...
- I tym razem jest nie trzech aktorów, bo tylu było nas w "Czapie", a kilkunastu, nie licząc statystów, i to głównie ze Starego Teatru. Znaleźć czas na próby, by mogli być wszyscy - to koszmar...
Niemniej dałeś się namówić.
- Artur Dziurman, dysponując Sceną Moliere, od lat myślał o spektaklu poświęconym Molierowi. I wreszcie dał mi adaptację Bułhakowskiego "Życia Pana Moliera" dokonaną przez Justynę Kieresińską, a ja przystąpiłem do pracy.
Poznamy życie autora "Świętoszka"...
- Głównie dojrzały okres życia Moliera, kiedy to pojawiły się sukcesy, ale i - jak to bywa - narastające wielkie kłopoty. A w tle - to już zabieg autorki adaptacji - pokażemy postać Bułhakowa. I tak po dwóch stronach sceny będą konfrontowane problemy obu tych twórców, jakże po części zbieżne - mimo różnic epok i systemów politycznych.
Obrywali za brak uległości. Jak sądzisz, gdyby Molierowi przyszło żyć w naszych realiach...
- ...długo by nie pożył i niewiele by stworzył, bo to był arogancki, pewny siebie i zadufany w sobie wielki człowiek. Lider swojej epoki - ale z jego sposobem bycia i zdaniami ostatecznymi tkwiłby w naszej rzeczywistości na marginesie życia albo w jakimś małomiasteczkowym teatrzyku. Molier miał strasznie trudny charakter, jak wielu wielkich, którzy przeszli do historii. Choć w naszym spektaklu on aż taki zołzowaty nie jest; grający go Szymon Kuśmider ma w sobie zbyt wiele ciepła.
Grają w spektaklu głównie aktorzy Twojego byłego - teatru...
- I są wspaniali, że mi zaufali. Nie będąc zawodowym reżyserem pracuję m.in. z Ewą Kaim, Beatą Paluch, Jerzym Nowakiem, Jerzym Święchem, Andrzejem Buszewiczem, Edwardem Wnukiem, Ryszardem Łukowskim i Wojciechem Skibińskim ze "Słowackiego", i z Maciejem Małysą, Krzysztofem Pluskotą, Pawłem Sanakiewiczem, Kajetanem Wolniewiczem. A wspiera nas fantastyczna muzyka Bolesława Rawskiego i piękna scenografia Jana Polewki, rzecz jasna na miarę tej małej sceny i możliwości finansowych producenta. I jeszcze pewna niespodzianka...
Ale nie Molier w kamizelce kuloodpornej?
- Nie, nie. Gra aktorów będzie współczesna, lecz kostium zachowujemy z epoki.
W zeszłym roku zostałeś najpopularniejszym aktorem Krakowa, wydawałoby się, że w tym roku będziesz spełniał się aktorsko, mając wiele propozycji...
- Jakoś nie było tylu, ale wciąż gram i w Bagateli, i gościnnie w Warszawie - w Rampie, w Komedii.
A teraz reżyserujesz.
- Każdy aktor nosi w sobie reżysera niczym żołnierz marszałkowską buławę. Jak już się nagra przez 30 lat, wówczas stwierdza, że reżyseria to cholernie łatwa robota...
...nie trzeba się tekstu na pamięć uczyć.
- I można odreagować na kolegach stres zrodzony na scenie u Jarockiego, Grzegorzewskiego, Wajdy. Ale to absolutnie nie jest łatwa robota. Niemniej, mam cichą nadzieję, że mi się choć w części udała. Nie chciałbym się bowiem narazić Molierowi. Ani Artkowi Dziurmanowi - to przecież jego pierwsza samodzielna produkcja teatralna na Scenie Moliere. Rozmawiał:
Premiera dzisiaj o godz. 20 na Scenie Moliere (ul. Szewska 4). Jako patron medialny mamy na nią dwa podwójne zaproszenia; prosimy o telefon - 61-99-262 o godz. 12. Następny spektakl - jutro o godz. 17.