Artykuły

Miłość jak kostka lodu

To przedstawienie może być gratką dla badaczy literatury. Ale może też sprawić przyjemność człowiekowi, który lubi się w teatrze zasłuchać, a nie zapatrzeć.

Już po pierwszej kwestii głównego bohatera "Wynalazku miłości" na widowni rozlega się gromki śmiech. Alfred Edward Housman (Jerzy Kiszkis) powiada: Wygląda na to, że nie żyję. Potem jest jeszcze śmieszniej, bo z prawej strony wynurza się łódź. Łódź sunie majestatycznie po scenie. W łodzi siedzi Charon w czarnym cylindrze i pelerynie, jak mag. Choć wokół rozpościerają się zasnute sinym dymem fragmenty antycznego amfiteatru i szczątki nagrobków, atmosfera wcale nie jest grobowa. Charon Haliny Winiarskiej gryzie pestki i pluje z dużą przyjemnością. Do tego w tle słychać leciutką, niezobowiązującą muzykę Marka Kuczyńskiego. Nie ma tu mowy o powadze chwili i podniosłym nastroju, jaki powinien - bądź co bądź - towarzyszyć śmierci.

Pełzający po scenie non stop dym i wynurzająca się spod niego zwalista architektura "kamiennych" siedzisk oraz majacząca na horyzoncie gigantyczna ściana przywodzą na myśl opowieść grozy. Jednak humor Stopparda i Babickiego jest przewrotny. Na tle tej statycznej dekoracji odbywają się filologiczne dysputy specjalistów od literatury klasycznej, a wszystko to podlane homoseksualnym sosem.

Rzecz dzieje się w wiktoriańskiej Anglii w uniwersyteckim środowisku Oksfordu, do którego wraca wspomnieniami martwy Hoosman. Klisza pamięci cofa się i oto widzimy młodego Alfreda (Dariusz Szymaniak) rozprawiającego z przyjaciółmi o rzymskich elegiach miłosnych. Jak w antyku, tak i tu, miłość niejedno ma oblicze. W środowisku nobliwych dżentelmenów mamy gejów. Trzeba przyznać, że wygłaszane przez nich miłosne strofy starożytnych rozbrzmiewają przewrotnym dowcipem.

Akcja sztuki Toma Stopparda dzieje się w czasach, w których wynaleziono m.in. telefon, gramofon, żarówkę, rower, maszynę do pisania, aspirynę, w czasach, kiedy ruszył zmechanizowany transport publiczny i zaczęły wychodzić wysokonakładowe dzienniki. W tym okresie, gdy zmieniał się obraz świata, grono naukowców z pasją rozprawia o miłości zapisanej na kartach pożółkłych ksiąg. Toczą się dyskusje na temat niechlujnych kopistów i leniwych skrybów, dostaje się niemądrym wydawcom, którzy przeinaczają myśl starożytnych.

Wśród kwestii dotyczących powabu męskiego uda pojawia się problem historii, będącej zbiorem chaotycznie porozrzucanych tekstów, historii zapisywanej byle jak, przez to - budzącej wiele wątpliwości.

W rolę Housmana wcielają się Jerzy Kiszkis i Dariusz Szymaniak. Kiszkis obdarza swoją postać spokojem i refleksją, przynależną osobom w podeszłym wieku. Housman czerpie siłę z mądrości starożytnych poetów. Poza pracą naukową, zajmuje się też pisaniem wierszy. Ale dopiero u schyłku życia zdaje sobie sprawę, że nie można godzić tych dwóch przyjemności. Że jedno stoi na przeszkodzie drugiemu. Jerzy Kiszkis próbuje pokazać człowieka rozdartego między uczciwością i rzetelnością badacza a emocjami artysty. Człowieka, który miłość zna z literatury. Jego tragedia polega na bolesnej świadomości, że zanim miłość zostanie zapisana w wierszach, trzeba jej najpierw doznać. Także na tym, że bez obiektu uczuć nie da się napisać wiersza miłosnego i wreszcie na tym, że miłość jest jak kostka lodu w zaciśniętej pięści...

Młodego Housmana gra Dariusz Szymaniak i trzeba przyznać, że aktor wkłada w powierzone mu zadanie dużo serca. Jednak jego bohater pozbawiony jest ciepłych uczuć. Młody Housman kocha książki, dla ludzi nie ma czasu. Jego uczucie do przyjaciela Mojżesza Jacksona ujawnia się za późno. Wyjątkowo piękna jest ta scena. Zraniony Housman, dowiedziawszy się o narzeczonej przyjaciela, pokazuje wreszcie cierpiącą twarz. Szymaniak z dużą klasą rozgrywa tę scenę, omijając szczęśliwie melodramatyczne zasadzki.

Największym i najprzyjemniejszym zaskoczeniem okazała się rola Andrzeja Łachańskiego. Jego Jackson to tryskający dobrą energią młody człowiek, z uporządkowanym systemem wartości, umiejący godzić sferę ducha z przyjemnościami, które daje wysportowane ciało. Łachański gra żywiołowo, ale gdy trzeba - wycisza się i uspokaja. Duże brawa. Konsekwentnie buduje też postać Pollarda Jarosław Tyrański, który bawi się błyskotliwym gadulstwem swojego bohatera. Dobrze skrojone epizody budują Adam Kazimierz Trela (Pattison), Jacek Labijak (Pater), Andrzej Nowiński (Ruskin), Florian Staniewski (Jowett), Dariusz Darewicz (Stead) i Igor Michalski (Oskar Wilde).

Przedstawienie Krzysztofa Babickiego nie jest łatwe w odbiorze. To teatr konwersacyjny. Trzeba chcieć go słuchać. Trzeba też rozsmakować się w przewrotnym dowcipie Stopparda. Ten teatr ma jednak w sobie wdzięk i urodę czegoś dawno minionego. Spowita w ciemnościach rozbudowana nieruchoma scenografia, w której staroświeckie towarzystwo (starannie ubrane przez Irenę Biegańską), rozprawia o sprawach interesujących tak naprawdę tylko specjalistów - to, trzeba przyznać, teatr niemodny. A jednak na myśl o tym spektaklu robi mi się przyjemnie. Dwie godziny spędzone wśród erudytów zawsze krzepią.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji