Artykuły

Studium paranoi

"Jama" w reż. Karela Brożka w Teatrze Ateneum w Katowicach. Pisze Bogdan Widera w Śląsku.

Byłem przekonany, że przeczytałem wszystko, co Franz Kafka napisał, bo przecież po roku 1956 jego dzieła ukazywały się w Polsce bez żadnych ograniczeń. Tymczasem "Jamy" nie znałem (ani "Schronu", bo taki tytuł nadano wcześniejszemu przekładowi opowiadania "Der Bau"). Wybrałem się więc do Galerii katowickiego Teatru Ateneum z wielką ciekawością. Zanim jednak przejdę do samego spektaklu kilka słów o miejscu, w którym go zaprezentowano. Ulokowana w ścisłym centrum (ul. 3 Maja 25) Galeria Śląskiego Teatru Lalki i Aktora Ateneum ma swój brzmiący bardzo skromnie "podtytuł" - Sala prób. I rzeczywiście ta "filialna" scena, która powstała w miejscu dawnego kina "Młoda Gwardia", służy do tego celu. Równocześnie jednak żyje swoim własnym życiem.

Odbywają się tu wystawy młodych artystów plastyków a także normalne przedstawienia teatralne, zwłaszcza w czasie czerwcowego festiwalu "Katowice - dzieciom", bo nie zawsze przybywające do nas w tym czasie teatry mieszczą się na maleńkiej scenie głównej siedziby przy ul. św. Jana. Piszę o tym tak szczegółowo, ponieważ ciągle przekonuję się, że do wielu ludzi nie dotarła jeszcze informacja, iż przybyła naszemu miastu nowa i - co chciałbym podkreślić - zasługująca na uwagę placówka kulturalna.

Wróćmy jednak do spektaklu "Jamy". Wspomniałem już, że nie znałem tego utworu Kafki, wszystko więc było dla mnie nowe. Scena bez kurtyny okolona została jakby wałem obronnym utworzonym przez sterty splątanych ze sobą nogami, siedziskami i oparciami krzeseł. Nijak nie korelowało to z tytułową jamą, która kojarzy się z budowlą ziemną (a przecież widziałem wcześniej na tej scenie piasek, kamienie, kiedyś nawet wielki śmietnik). Okazało się jednak, że ta na pozór odległa od dosłownej nory, czy jej platońskiej idei scenografia Zbigniewa Mędrali jest jednym ze świetnie obmyślonych elementów składowych tego... - chciałem napisać: dziwnego, ale sam autor prowokuje do tego, żeby powiedzieć - kafkowskiego spektaklu.

Na tak zaaranżowaną scenę wchodzą kolejno aktorzy i odgrywają między sobą krótkie pantomimiczne scenki. Wykonawców jest czworo: Krystyna Nowińska, Marta Popławska, Piotr Janiszewski i Mirosław Kotowicz. Kiedy więc ze sceny padają pierwsze kwestie, musi minąć chwila, żeby widz się zorientował, że tekst jest rozpisanym na głosy długim monologiem. Dlaczego Karel Brożek, autor adaptacji i reżyser przedstawienia nie zdecydował się na realizację tego tekstu w formie monodramu? Czy chciał widowisko "udziwnić", bo to Kafka? Pytania zasadnicze i zasadne. Na pozór, bo znowu okazało się, że to dobrze przemyślany zabieg inscenizatorski, że taka właśnie propozycja, poza wspomnianą już scenografią oraz muzyką Petra Litvika złożyły się na całość konsekwentną i poruszającą. Aby powyższe stwierdzenia wytłumaczyć (czy też wytłumaczyć się ze swoich sądów), muszę odwołać się do tekstu.

Kafka swojego opowiadania nie zdążył dokończyć. Utwór urywa się w pewnym momencie, w środku zdania, bez żadnego znaku interpunkcyjnego sygnalizującego koniec kwestii. To jednak tylko jedna z możliwych interpretacji, o czym pisze tłumacz "Jamy" Jarosław Ziółkowski. Bo może to nie śmierć autora spowodowała takie "zawieszenie", ale śmierć jego bohatera, śmierć, która żadnemu niemal człowiekowi nie zostawia czasu na "postawienie kropki". Tylko czy narrator żyjący pod ziemią jest człowiekiem? Everymanem? Opowiadanie nie jest powtórzeniem "Procesu", który toczy się przeciwko wszystkim bez wyjątku Józefom K. "Jama" to dla mnie niemal kliniczne (przydało mi się studiowanie psychologii) studium choroby nazywanej potocznie paranoją, naukowo zaś - psychozą maniakalno-depresyjną.

Bohater tekstu próbuje się ocalić przed wyimaginowanym, ale dla niego rzeczywistym zagrożeniem stale rozbudowując, umacniając i doskonaląc jamę, w której czuje się bezpieczny. Tylko że bezpieczny nie czuje się prawie nigdy. Po euforii, którą wywołuje u niego np. chytre rozmieszczenie zapasów żywności, przychodzi załamanie, apatia, depresja. Na przemian aktywność i rozpacz. Prawdziwy chory słyszy głosy, "czyta" niewidzialne dla innych znaki. Podzielenie więc przez Brożka tekstu "na role", zaangażowanie aż czworga aktorów ma w tym kontekście głębokie uzasadnienie. Chorzy psychicznie, zwłaszcza ci nazywani paranoikami to nie żadne "wioskowe głupki" dziwacznie odziane, upośledzone intelektualnie, odpowiadające ludowemu wyobrażeniu "waryjota". Są to ludzie myślący niesłychanie logicznie, zdolni do konstruowania precyzyjnych, rozbudowanych systemów, przekonujący w swoich wywodach. Trzeba czasu, żeby zdać sobie sprawę, że cała konstrukcja, którą nam przekazują bardzo racjonalnie, wzniesiona została na obłędnym założeniu.

Dlatego scenografia z krzeseł - takich swoistych "klocków lego", z których bohater buduje swój schron, jest kapitalną ilustracją procesu chorobowego. Czy do końca chorobowego? Nie wiemy, czy wróg narratora, według niego straszny i groźny, to jakiś rzeczywisty stwór, czy też to po prostu śmierć, która znajdzie zamaskowane wejście do każdej "jamy", niezależnie od pomysłowości i trudu jej budowniczego.

To tylko krótka recenzja, pobieżnie sygnalizuję zatem jedynie bogactwo treści zawartych w prostym - zdawałoby się - tekście, pozostawiając rzecz do własnego przeżycia oraz refleksji czytelników, których gorąco do obejrzenia "Jamy" zachęcam. Spektakl ten jest na pewno ważkim wydarzeniem w życiu teatralnym regionu. A także inauguracją w Galerii "Ateneum" sceny dla dorosłego widza. Mam nadzieję, że ten ambitny początek będzie miał niebawem swój dalszy ciąg.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji