Artykuły

Gdyby Szekspir był kobietą...

Były świetne inscenizacje na sce­nach całego świata, były w naszym kraju przedstawienia, które przeszły do historii, że wspomnę sławną insce­nizację Iwo Galla w Łodzi (w latach pięćdziesiątych). Zaledwie rok temu gościliśmy w Warszawie (w ramach imprez Teatru Narodów) zespół ze Sztokholmu, który pokazał niezapom­niany spektakl "Wieczoru Trzech Kró­li" w reżyserii samego Bergmana ze sławną Bibi Anderson w roli Violi.

Rozgrywano akcję "Trzech Króli" na pustej scenie, w dekoracjach sym­bolicznych, romantycznych, realisty­cznych, ale zawsze byli na scenie aktorzy dwojga płci i intryga wiarygodnie wynikała z uczuć jakie zdarzają się naprawdę dziewczętom i chłopcom, paniom i panom. Tu, to znaczy w Tea­trze Starej Prochowni w Warszawie, głos mają same "baby". Za to jakie! Spróbujcie wyobrazić sobie (a może pomogą Wam w tym rysunki Pana Waldemara Kiełczyńskiego) Ryszardę Hanin: duży hiszpański kapelusz, wąs, bródka a la Hiszpan - oczywiście nikt to inny tylko sam Malvolio. Wyobraź­cie sobie Irenę Kwiatkowską ze zmie­rzwioną rudawą czupryną i maleńkim wąsikiem, a na pewno zobaczycie "oczyma duszy" szekspirowskiego Chudogębę. Zofia Rysiówna, właści­wie nie jest zupełnie ucharakteryzowana, ma na sobie całkiem współ­czesne dżinsy, a przecież jest tu au­tentycznym, tak jak chciał tego poeta ze Stratfordu - błaznem. Hanna Skarżanka podobnie bez wielkich zabie­gów charakteryzatorskich przemienia się w hulaszczego krewnego pięknej księżniczki. Barbara Marszelówna w czarnej chusteczce na głowie, z za­kręconym zawadiacko lokiem, z kol­czykiem w jednym uchu - całkowity pirat. Hanna Stankówna to chłopięcy, miękki, trochę kapryśny książę, taki, jak... kobieta nie bywa nigdy, zwłasz­cza gdy chce naprawdę coś czy kogoś zdobyć. Jednym słowem galeria świetnie pokazanych typów męskich ze wszystkimi ich charakterystyczny­mi cechami, ich widzeniem świata, ich traktowaniem miłości. Któż zresztą zna mężczyzn lepiej niż kobiety? Kto lepiej mógł pokazać wady panów na­zbyt egoistycznie traktujących swoje otoczenie, zbyt skłonnych do dobrego mniemania o sobie, jakże pobłażli­wych dla własnych wad, że już nie wspomnę o szeregu drobniejszych ich przywar. Wszystkie pokazane zostały z całą finezją, a ostro, a zjadliwie, w absolutnej zgodzie z tekstem.

- "Wieczór Trzech Króli" - mówi jeżyser tego przedstawienia, autor pomysłu i całego opracowania, Jan Kulczyński - to najbardziej antymęska sztuka Szekspira. Co chłop to gorszy drań. Co kobieta, to uosobienie cnót. Pomysł, aby grały same panie wziąłem od Szekspira. Za jego czasów wpraw­dzie grali sami mężczyźni, ale, jak są­dzę, dla tak znakomitego pisarza fakt, że na scenie występuje tylko jedna płeć, nie mógł nie mieć konsekwencji teatralnych. Kiedy pracowaliśmy nad tym przedstawieniem, moja rola jako reżysera ograniczała się właściwie do przypominania: panie powinny odwo­łać się do swojej wiedzy o mężczyz­nach i z tego skomponujemy całość.

Skomponowano więc pyszną zaba­wę, dwie godziny śmiechu bynajmniej nie pustego, bo każde zdanie jest zna­czące, nabrzmiałe porcją wiedzy o świecie, o ludziach. Paniom grają­cym mężczyzn towarzyszą panie kreu­jące role kobiet mądrych, kiedy trzeba przebiegłych, zawsze szlachetnych. W roli Violi świetna Jadwiga Jankowska. Piękną księżniczką jest Gabriela Kownacka. Jej mądrą, urokliwą sługą Krystyna Chmielewska.

Widzom nie przeszkadza fakt, że akcja rozgrywa się nawet nie na sce­nie, a tak po prostu, pomiędzy nimi. Aktorkom przydzielono niewielką przestrzeń między dwoma sektorami rzędów. Nie ma tu dekoracji, ale i tak doskonale wiadomo, kiedy rzecz dzie­je się w pałacu księcia, lub księżniczki, na ulicy, w porcie. Nikt tu niczego nie udaje, po prostu jest tym, czym być powinien, zgodnie z utworem Sze­kspira.

- Sztuka i sztuczność - tłumaczy Jan Kulczyński - mają jeden źródłosłów. Podobnie jak teatr i teatralność. Wcale nie ma powodu udawać, że to co dzieje się w teatrze jest naprawdę. Właśnie odwrotnie: jest sztuczne, nie­prawdziwe, zmyślone. Widz, który przychodzi do teatru wcale nie chce podglądać prawdziwego życia, bo to , może robić zupełnie gdzie indziej, nie wierzę też, aby chciał tu oglądać sa­mego siebie, bo do tego służy mu lustro. Widz chce oglądać zjawiska charakterystyczne dla określonych sytuacji społecznych, czy poznać kon­sekwencje postaw moralnych. Ocze­kuje uwypuklenia zjawisk, proble­mów, a nawet pewnego komentarza.

Jest w Starej Prochowni komentarz do ludzkich słabości, wyśmianych, wyszydzonych, a przy tym wzruszają­cych, bo są to nasze ułomności.

- Szekspir prowadził bardzo spe­cjalną grę z widzem - mówi reżyser - pobudzał go do śmiechu, aby po chwi­li, nową sytuacją sceniczną, pobudzić do refleksji nad światem, refleksji nie zawsze wesołej.

A my, widzowie Starej Prochowni śmiejemy się. Z samych siebie. Zwła­szcza brzydsza połowa publiczności. Tylko... mężczyźni tak łatwo sobie wszystko potrafią wybaczyć, że kto wie czy na serio, poważnie zechcą zastanowić się nad ową porcją prawdy o nich, jaką ze znajomością rzeczy (godną kobiety) zaserwował im sam Szekspir.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji