Artykuły

Wiejska sielanka w wielkim mieście

Sobotni spektakl baletowy oglą­dało się jak nieme filmy z udziałem Charliego Chaplina. Pu­bliczność raz po raz wybuchała szczerym śmiechem.

Mimo drogich biletów (najlepsze miejsca kosztowały 80 zł) na premie­rowe przedstawienie baletowe "Córki źle strzeżonej" przybył tłum ludzi. Od początku spektaklu organizatorzy zadziwiali widzów pomysłowością. Zapowiedzią miłosnej historii było wyświetlone na purpurowej kurtynie serce. Po jej podniesieniu, na spe­cjalnym ekranie pojawił się krajobraz podparyskiej, XVIII-wiecznej wsi. Były tam wszystkie elementy koja­rzące się z sielskim życiem z dala od ruchliwego miasta: błękitna woda, pola mieniące się złotym łanem zbóż, a na horyzoncie znad niskich, wiejskich chat wyrastała wieża koś­cioła. Sielankowy pejzaż zepsuła do­piero groźna burza z błyskającymi piorunami i silnym wiatrem w Obra­zie Trzecim. Cała akcja rozgrywa się jednak głównie w gospodarstwie bo­gatej wdowy Simone. W postać tę, noszącą niezwykłej wielkości koron­kowe czepce, wcielił się Kazimierz Cieśla. Uczynił to niezwykle suge­stywnie. Jego Simone jest kobietą nieco afektowaną, ale nawet złość nie pozbawia jej uroku. Drugą wyrazistą postacią, której każdorazowe poja­wienie się na scenie wywoływało sal­wy śmiechu na widowni, był Alain (Daniel Aleksandrov). Wraz ze swym ojcem Tomasem (Marek Bronszkiewicz) przybywa do domu Simone, aby oświadczyć się córce Simone - Lizie. Na nic zdają się próby uspo­kojenia niesfornego chłopaka przez ojca. Głuptasek Alain fika koziołki, wyskakując przez okno wykonuje salta i ciągle bawi się czerwoną para­solką. Delikatna Liza (Katarzyna Skalska) zupełnie do niego nie paso­wała. Zresztą jej wybrankiem okazał się ktoś inny - sprytny i energiczny Colin (Grzegorz Pajdzik), którego jednak nie lubi Simone. Miłość tych dwojga staje się osią całej akcji. Licznym solowym popisom zakocha­nych towarzyszą sceny zespołowe. Do barwnych korowodów wiejskich dziewcząt i chłopców przyłączają się także gospodarskie zwierzęta - kura i kogut z małymi kurczętami. Zgod­nie z konwencją XVIII-wiecznej sie­lanki sztuka kończy się szczęśliwie.

Sobotnie przedstawienie udowodni­ło, że wyrazisty gest, ruch i mimika są w stanie zastąpić słowo. Znakomicie z nastrojem sztuki do libretta Jeana Daubervala współgrała muzyka. Sta­nowiła ona udaną mieszankę kompo­zycji Petera L. Hertla z fragmentami dzieł Gioacchina Rossiniego.

Jeśli jeszcze dodać do tego wszyst­kiego niezwykły charakter wnętrza sa­li koncertowej, którą Wiesław Ochman nie na darmo nazywa "bombo­nierką", to oczywisty staje się fakt, że bytomski spektakl musiał odnieść za­służony sukces.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji