Artykuły

Przyzwyczajenia i wartości

[...] Najciekawszym wydarzeniem zeszłego tygodnia była inauguracja nowej sceny TV "Studia 63" wystawieniem sztuki Tadeusza Różewicza "Świadkowie, albo nasza mała stabilizacja" w reż. Adama Hanuszkiewicza i znakomitej obsadzie aktorskiej (Kucówna, Łapicki, Wołłejko). Idea Hanuszkiewicza, ażeby stworzyć taką scenę wydaje mi się słuszna, choć sprowadzenie jej do sprawy "młodych pisarzy" jest typowym ukłonem w stronę szyldów, które nic nie znaczą. Było to najciekawsze wydarzenie, sądząc przynajmniej po liczbie listów, które miałem zaszczyt otrzymać od Szanownych Czytelników niniejszej rubryki. Najłagodniejsze spośród nich formułowały dezyderat, ażeby takie spektakle pokazywać w zamkniętych salkach dla koneserów, bo... ekran TV przeznaczony jest dla masowego odbiorcy. Otóż - aczkolwiek ja również uważam TV za masową trybunę i ten wzgląd wydaje mi się istotny przy wszelkich występach informacyjno-publicystycznych - to jednak nie sądzę, aby na tej samej zasadzie można było traktować sztukę. Sztuka jest zjawiskiem wielostopniowym i nie może być reglamentowana według reguły: albo dla wszystkich, albo w ogóle nie... Nie mam tu, niestety, miejsca na wyjaśnianie sensu i wartości satyry scenicznej Tadeusza Różewicza, zawiera ona celną i przenikliwą, choć podaną w formie groteski obserwację, dotyczącą klimatu społecznego naszych dni. Sztuka - niezależnie od wszelkich wartości, które wniosła inscenizacja i gra aktorów najwyższej klasy - była dla mnie osobiście ciekawa. Jej znakomite sformułowania i klimat nie powinny być obce dziesiątkom tysięcy miłośników poezji Tadeusza Różewicza, poety wybitnego i przy tym wszystkim "zrozumiałego" (jeśli chcemy sobie zadać trochę trudu). Przypomnijmy sobie, że jeszcze niedawno teatrzyk Gałczyńskiego "Zielona gęś" uważany był również za "bełkot" i "nonsens", a tak niedługo potem ów poeta stał się ulubionym i najpopularniejszym autorem, bynajmniej nie wśród koneserów.

Jeśli chodzi o "Świadków" to ja osobiście miałbym pretensje o pewne przerysowanie inscenizacyjne spektaklu, o pewne nakładające się na siebie kropki nad "i". Np. autor daje nam do zrozumienia (to ma z całości w y n i k a ć ), że przedstawione w pierwszej części małżeństwo jest niejako skute ze sobą i razem się nudzi. Inscenizator ilustruje tę myśl, do której powinniśmy dojść sami, dosłownie - umieszczając na stole dwie olbrzymie obrączki, skute łańcuchem. A na to wszystko jeszcze kamerzysta robi "najazd", zbliżenie, podtykając widzowi pod nos to, co miało być samą myślą, ogólnym wrażeniem... Tak więc każdy z twórców spektaklu próbował go wyjaśnić na własną rękę. To chyba przesada. Nie tędy droga do "komunikatywności" sztuki. Jedyna prawdziwa droga wiedzie przez częsty z nią kontakt, kształcenie w sobie kultury, no i pewien opłacalny wysiłek myśli. Muszę przyznać, że niepokoi mnie trochę ten władczy stosunek do TV oraz jej programu, jaki nieraz w listach swoich wyrażają czytelnicy "Życia Warszawy", stosunek, przypominający kogoś, kto zamówił sobie w domu muzykantów i dąsa się, że nie grają mu tego, co on lubi. Proszę wybaczyć, ja też uważam, że "tabakiera jest dla nosa" - ale to nie takie proste. W TV mamy jeden program dla wszystkich ludzi. Przydałoby się trochę skromności. Ja też nie oglądam wszystkich pozycji, bo nie wszystkie są dla mnie. Raz pominę, drugi raz - a trzeci posłucham i dowiem się czegoś, o czym dotąd nie wiedziałem, poznam sprawy dotąd mi obce, z czymś się zapoznam i nauczę. Przecież to kultura właśnie, w całej swej różnorodności wchodząca do domów. [...]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji