Artykuły

Ich trzy i Dziewoński

W komedii Simona wystepują trzy panie: Joanna Jędryka, Halina Kowalska, Barbara Rylska. Pan jest jeden: Ed­ward Dziewoński. Ale i Dziewońskich jest tu właściwie trzech. Dyrektor Dziewoński, który zdobył dla swej scenki błyskotliwy tekst brodwayowskiego Jurandota, gdzie zabawne pomysły sytuacyjne łączą się z zabawną obserwacją słabostek współczesnego Yankesa; reżyser Dziewoński z wyczuciem rytmu zainscenizował utwór (zresztą to już trzeci Simon made by Dziewoński, ta kon­sekwencja przynosi owoce!); aktor Dziewoński umiał przekonać reżysera, iż w tym tekście nie są ważne tyl­ko śmieszne sytuacyjki z życia nie­fortunnego "podrywacza", Barneya Kasmana, ale także skryte na dnie je­go duszyczki rozterki, tęsknoty i marenia.

Barny Kasman, to jedna z ciekawszych ról w dorobku Dziewońskiego, który wyzbył się tu na­wyku estradowe­go gospodarzenia słowem i mimiką, sentymentalne sekwencje ładnie zespalał z kpiarskimi, ukazal cały proces "dojrzewania" Barneya. Proces niezbyt może odkrywczy, jako że Simon nie ma aspiracji prof. Kępińskiego, powiedziałbym zatem, że Dziewoński ciut wzbogacił autora. Obaj dobrze na tym wyszli.

Teraz o paniach. "Bożyszcze kobiet'' jak sugeruje sam tytuł. Nb. Mira Michałowska tłumaczy go w sposób, co niezbyt przemawia mi do przekonania. I ze względu na amerykański oryginał, gdzie mowa jest o "rozżarzonym do czerwo­ności kochanku". I ze względu na sens scenicznych zdarzeń, które w tytule uzasadniają raczej jakiegoś "pechowe­go podrywacza". A może wręcz: "Motylem jestem"!?

No, ale to jedyny zarzut pod adresem przekładu, który zdał mi się też bardzo sceniczny. Sceniczność widocz­na i w smakowitym zróżnicowaniu słownictwa trzech dam, które Barney zwabia kolejno do pustych apartamen­tów własnej mamusi, by przeżyć z nimi rozkosz zdrady małżeńskiej (czy przeżywa i jak przeżywa to sekret ak­cji, którego nie chcę tu demaskować!).

Ostatnia zjawia się na scenie Jane Fisher, podstarzała przyjaciółka do­mu Kasmanów. Że gra ją Barbara Rylska, więc ja kolejność odwrócę, i od komplementów dla Rylskiej zacz­nę. Aktorka ze wspaniałą swobodą, lecz także z przykładną dyskrecją środków skarykaturowała neurotyczne stressy swojej bohaterki, która od 8 miesięcy nie rozróżnia smaku potraw, bo mąż ją zbudził w środku nocy, by wyznać, że ma kochankę (ten monolożek mówiła Rylska wręcz uroczo!). Z trzykroć większym tem­peramentem zaatakowała rolę Halina Kowalska. Tyle że materiał literacki tu uzasadniał taką skalę, a parodystyczne przerysowanie krygów i infantylizmów tej nieszczęsnej kandydatki na Marilyn, co grzęźnie w bagienku "trawy" i nowych figur, bylo przez aktorkę prowadzone z wyczu­ciem; umiała też Kowalska wpisać w jaskrawość swej gry, leciutki ton współczucia dla swej Bobbi - tę dwoistość z satysfakcją odbierał widz. Może najbardziej stereotypowo po­traktowała swoją Ellen trzecia z wy­stępujących aktorek, Joanna Jędryka. Miała przecież sporo lekkości, kilka dowcipnie wyważonych point słow­nych...

Scenografia Mariana Stańczaka. Niezłe kostiumy, banalne rozwiązanie wnetrza. No, ale nie dekoracja decyduje o tym przedstawienia, które uznać wypada za jedno z najlepszych w stołecznym repertuarze komediowym z lat ostatnich.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji