Artykuły

Samobójstwo plejady

Koniec sezonu przyniósł zaskakującą adaptację dramatu Maksyma Gorkiego "Jegor Bułyczow i inni" - spektakl znamienny dla stanu polskiego życia teatralnego. Jest to zbiorowe samobójstwo artystyczne plejady aktorów, których nazwiska kojarzą się z niedawnymi jeszcze triumfami scenicznymi. Odbyło się ono w warszawskim Teatrze Ateneum pod osobistym patronatem (a raczej pod reżyserskie dyktando) Tadeusza Konwickiego, pisarza otoczonego legendą intelektualisty, który wie więcej, potrafi więcej i znaczy więcej niż inni.

Ale czas "Małej Apokalipsy", kasandrycznej baśni wieszczącej upadek komunistycznego imperium, już minął. Nasz świat wymknął się ponuremu przeznaczeniu i zaskoczył wszystkich mnogością szans, z którymi mało kto umie sobie poradzić. Zalała nas fala demokratycznej wolności, przewracając dotychczasowe hierarchie i autorytety. Konwicki stanął pośrodku tej ożywczej kąpieli zdziwiony, raptownie postarzały, z wytrąconym piórem. Coś się w nim zablokowało. Do teatru zwrócił się prawdopodobnie w poszukiwaniu inspiracji. Być może liczył także na emocjonalną pomoc aktorów, wśród których - jak sam chętnie przyznaje - zawsze czuł się dobrze. Zaprosił do swego teatralnego debiutu najlepszych.

Stanęli na scenie skwapliwie, z wiarą w reżyserski talent Konwickiego: Gustaw Holoubek, Magdalena Zawadzka, Ewa Wiśniewska, Andrzej Szczepkowski, Anna Seniuk, Emilian Kamiński, Tadeusz Borowski, Krystyna Tkacz, Marian Kociniak. Plejada. Na oczach zdrętwiałej publiczności zbiorowo targnęli się na swoje kariery. Wyglądało to tak, jakby stado wielorybów raptem zaczęło się, w histerii i samobójczym pędzie, gramolić na środek pulsującej żarem plaży. Rzadki widok. Wstrząsający.

W Teatrze Ateneum na pozór niewiele się zmieniło. To mocna placówka teatralnego establishmentu, stroniącego od awangardy i eksperymentu. Tylko w bufecie zamiast zawsze podfermentowanego napoju mandaryn sprzedaje się dziś dietetyczną pepsi w puszkach, a w hallu koło szatni umieszczono potężną malarską karykaturę niegdysiejszej gwiazdy tej sceny - Aleksandry Śląskiej.

A jednak w Teatrze Ateneum zmieniło się wszystko. Jego trwanie na posterunku jest niestety pozorne. Uleciał stąd duch, który dawał wielkość i uzasadniał sens tego teatru. Wciąż łatwo tu zebrać pęk nazwisk dobrze wyglądających na afiszu, ale jeszcze łatwiej o przypadkowość artystyczną i decyzje repertuarowe dyktowane towarzyskim sentymentem, a nie wiarą, że prowadzą do prawdziwej sztuki. Wielcy artyści minionej epoki mają swoje prawo do uczciwych stron w historii polskiej kultury, ale ich licencja na sukces, zdaje się, wygasa, co muszą zrozumieć, jak zrozumiał to producent napoju mandaryn.

Cóż za szalony pomysł wystawiać dziś Gorkiego?! Konwicki przyznał w rozmowie z kierownikiem literackim Ateneum Lechem Budreckim, że zawsze Gorkiego cenił i od czasów młodości nie może się uwolnić od fascynacji jego pisarstwem, a także w ogóle kulturą Rosji. Dziś zobaczył schyłkowe dzieło wielkiego apologety rewolucji jako - paradoksalnie - nader bliskie lękom współczesnego człowieka. Gorki pisał o odchodzeniu starego świata, patrząc ufnie w przyszłość budowaną według wskazówek Lenina (a potem Stalina). Konwicki napisał swoją najgłośniejszą powieść o rozpadzie owych leninowskich marzeń i apokalipsie komunizmu. Teraz Konwicki, wieszcz klęski, zobaczył w Gorkim, proroku zwycięstwa, wyraziciela własnych obaw co do początku nowej epoki - dopiero co żegnanego z takim entuzjazmem kapitalizmu. Koło się zamknęło.

Konwicki z Gorkim pod rękę nie są jednak w stanie niczego z naszych czasów zrozumieć, bo to nieprawda, że wszystko już było. Może w najogólniejszym, uniwersalnym sensie - tak, ale nie dotyczy to szczegółowych dylematów epoki. Odpowiedzi, jakie udaje się wysnuć Konwickiemu z uwspółcześnionej na siłę wersji "Jegora Bułyczowa", są więc fałszywe. Konstatacje w rodzaju: kończy się dotychczasowe społeczne status quo, oczekujemy wielkich zmian, w naszym zagubieniu poszukujemy przewodników, a wobec ich braku chwytamy się podejrzanych autorytetów, wróżbitów, różdżkarzy itd. - nie są warte teatralnego spektaklu.

Żeby podkreślić autorskość swojej interpretacji Gorkiego, Konwicki skrócił tytuł sztuki na "J. B. i inni". Dał sobie w ten sposób prawo do naszycia na zgrzebną tkankę utworu raczej jarmarcznych aplikacji, sugerujących, że akcja sztuki rozgrywa się współcześnie. Ta decyzja okazała się ziarnem, które obrosło klęską. Opowieść o umierającym na raka wątroby kupcu, w chwili śmierci uświadamiającym sobie bezsens świata, który dał mu majątek, władzę i tyle przyjemności (niepoprawny kobieciarz!), jest albo spóźniona (jeżeli miałaby w wersji współczesnej dotyczyć komunizmu, zresztą ta wolta jest niepotrzebna, bo wspomniana "Mała Apokalipsa" Konwickiego odtrąbiła koniec komunizmu głośniej i skompromitowała go dosadniej), albo przedwczesna (jeżeli usiłowałaby antycypować kres naszych nadziei związanych z demokratycznym państwem rozwiniętej cywilizacji XX wieku). Ceną uwspółcześnienia stało się skorodowanie tkanki dramaturgicznej utworu, która pod ręką Konwickiego wygląda jak rzeszoto. Wzajemne relacje postaci dramatu tracą sens, albo - co zdarza się najczęściej - otrzymują sens spłycony, sprowadzony do obserwacji powierzchownej, wątpliwej i często pozbawionej wewnętrznej logiki.

Zastanawiam się, o jakim końcu świata chciał więc zrobić sztukę Konwicki? O końcu wieku, tysiąclecia, cywilizacji? Czy mniej globalnie - ustroju, generacji, swoim własnym? Nie dostajemy odpowiedzi na temat przyczyn tego pożegnania. Argumentów nie dostarcza ani tekst Gorkiego, ani pogubiona w konwencjach scenografia (i kostiumy!), ani rosyjska piosenka dyskotekowa, dobiegająca od czasu do czasu z pokoju dzieci Bułyczowa, ani wreszcie aktorstwo, które stanowi najboleśniejszy wymiar fiaska tego przedsięwzięcia.

Na usprawiedliwienie przywiedzionych na szafot sceny Ateneum znakomitości trzeba dodać, że o reżyserii tego spektaklu, z fachowego punktu widzenia, nie ma co w ogóle mówić. Konwicki zlekceważył to, że reżyseria teatralna wymaga doskonałego rzemiosła, w przeciwnym bowiem razie prowadzi do chaosu i do ocierania się o szmirę. Nie ma więc po co analizować w tym przedstawieniu gestu aktorskiego, mimiki, operowania rekwizytem czy nawet zwykłej komunikacji scenicznej, skoro zasadą jest, że wszyscy aktorzy wchodzą jednymi drzwiami (centralnymi), a schodzą w boczną kulisę, niezależnie od tego, dokąd się udają. Jak na festiwalu piosenki w Opolu.

W głównej roli Bułyczowa, umierającego kupca, który żył szeroko, obsadził Konwicki Gustawa Holoubka, podkreślając inteligencko-filozoficzne konotacje kariery aktora. Holoubek zachował klasę. Z punktu widzenia warsztatu nie można mu wiele zarzucić. Tyle że swoim ego zamazał ostatecznie intencje autorów, a akcenty współczesne w jego roli pobrzmiewają tonem protekcjonalnym wobec epoki, która pozostaje dla niego mało zrozumiała.

Jeszcze gorzej rzecz się ma z grającą jego żonę Magdaleną Zawadzką, bezradną wobec roli, która nie miała prawa jej przerosnąć. Andrzej Szczepkowski i Anna Seniuk, jako jako małżeństwo Dostigajewów, zagrali bezbarwnie ogony, które zawiodły widzów. Krystyna Tkacz (znachorka Zobunowa) i Marian Kociniak (nawiedzony Propotiew) mieli szansę na błyskotliwe epizody, ale i oni zawiedli, rażąc powierzchownością zastosowanych środków aktorskich. Może jedynie Ewa Wiśniewska (Mielanija, siostra przełożona klasztoru) i Dominika Ostałowska (Szura, córka Bułyczowa) obroniły się, realizując swoje postacie na własną rękę, czasem wbrew zamierzeniom reżysera.

Po co plejadzie znakomitości wątpliwy honor znalezienia się na afiszu tego przedstawienia? To zbiorowe samobójstwo nie jest tym, czego wciąż oczekujemy. Co nie znaczy, że nasze nadzieje na prawdziwy teatr muszą się skończyć wraz z nim.

Teatr Ateneum w Warszawie "J. B. i inni", sceny dramatyczne według Maksyma Gorkiego, przekład St. Brucz i St. R. Dobrowolski, inscenizacja i reżyseria Tadeusz Konwicki, scenografia Marcin Stajewski, premiera w lipcu 1994 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji