Artykuły

Tak. Hemar

TO postać w przedwojenym show-businessie, zapomniana w powojennej "rozryw­ce". Marian Hemar - autor piosenek, popularnie zwany tekściarzem, człowiek związany z kabaretem przez całe niemal życie, twórca który obok Tuwima, Toma, Gałczyńskiego, Minkiewicza "rozepchnął granice gatunkowe kabare­tu". Swe piosenki, wiersze i skecze opatrzył pieczęcią talentu. Twór­czość jego pozostała jednak w naszej pamięci i dziś stanowi jeden z bar­dzo niewielu przykładów znakomitej roboty literackiej, świetnego stylu, smaku, wyczucia słowa i konwencji w obszarze zwanym terenem "we­sołej muzy".

"Taka mała", "Nikt tylko ty", "Tyle jest miast", "Daruj mi noc", "Ja i żonka ma", "Kiedy znów za­kwitną białe bzy", "Wspomnij mnie" - to tylko niektóre tytuły jego piosenek, których napisał kilkaset. Ty­tuły znane, niemal wbite nam w pa­mięć, przypominane, śpiewane, a właściwie nucone bezwiednie, całe wersy, których nie wyobrażamy so­bie w najniewinniej zmienionym szyku, szlagworty - z których część stała się już obiegowymi powiedze­niami, zwrotami...

Tradycję piosenki literackiej prze­jął w naszych czasach Wojciech Młynarski. Jako jeden z nielicznych brnie ze swoimi świetnie napisany­mi, mądrymi tekstami przez zalew szmiry, tandety, ordynarnej chałtu­ry. Młynarski wie, że walczy o słuszną sprawę, o nasz język, gust, wrażliwość, rozumie że już uratował pewną część "zjadaczy popularnych rymowanek" od śmierci głodowej, zdaje sobie sprawę z tego, iż ma fanów mniej licznych, mniej agre­sywnych i krzyczących, ale nie mniej wiernych. To olbrzymi wkład pracy w ratowanie "nowoczesnych zabytków" naszej literackiej prze­szłości. Młynarski jest świadomy własnej wartości, ale i nie zapomina o hołdzie dawnym mistrzom, lu­dziom, których jest spadkobiercą. O Hemarze powiedział: - Gdyby nie on, nie byłoby mnie. I nic dziw­nego, że to Młynarski stał się współscenarzystą, reżyserem i mistrzem tej ceremonii, jaką jest przedstawie­nie pt. "Hemar", prezentowane obe­cnie w warszawskim Teatrze Ateneum.

Na spektakl składa się szereg zna­nych i mniej znanych utworów Hemara, przeważnie piosenek, interpre­towanych przez czołowych aktorów teatru. Wiśniewska, Janda, Kamas, Kociniak, Opania, a także debiutu­jąca Dorota Nowakowska doskonale czują się w atmosferze przedwojen­nych kabarecików, wykonują swe wokalno-aktorskie zadania z pasją i wiarą, przekonują nas do końca czym może być piosenka i czym być powinna. Charakterystyczny Zborowski, jak wycięty z przedwojen­nych reklam amant Borkowski, na koniec sama Śląska i prowadzący całość Młynarski tworzą zespół wręcz idealny.

Dzieje się to na samym dnie Ateneum, na trzeciej scenie Ateneum zwanej Sceną na dole. To właściwie piwnica, wąska i mała kicha na sto miejsc, duszna, mała kotłownia przemieniona w kabaretową scenkę. Jest ciasno i co istotne w kabarecie, widzowie są w tzw. kupie. Niewy­godę wynagradza doskonała muzyka, dyskretna i kojąca, zagrana z wy­czuciem i dobrze zaaranżowana. Młynarski napisał w programie "He­mar był obdarzony wyjątkowym słuchem muzycznym i językowym. Sam miał pewne muzyczne wy­kształcenie, grał na fortepianie, a nawet trochę komponował. Ucho miał niezmiernie wrażliwe na wdzięk muzycznej frazy, wybierał tylko ładne melodie i poszukiwał do nich odpowiednio wdzięcznych i dźwięcznych polskich słów..."

I płyną melodie niezwykle kaso­wej spółki Livingstone'a i Evansa, Gershwina, trochę staroświeckiego, lecz nastrojowego Rogersa, popular­nego kompozytora Churchila - au­tora piosenek do Disneyowskiej "Królewny Śnieżki". Piosenki z tego filmu z polskimi tekstami Hemara wykonuje prześmieszny kwartet zwany słowikami Ateneum. Paro­diując słynny Chór "Dana" potwier­dzają starą prawdę, iż parodia czy pastisz wymagają sprawności war­sztatowej nieraz przewyższającej oryginał. Konferansjer zaś dodaje, że próby słowików trwały cztery miesiące, mając zasłużone poczucie do­brze spełnionego obowiązku parodysty.

Trudno jest pisać o przedstawie­niu, w którym emocje publiczności kształtują i wyzwalają energię wy­konawców, określać atmosferę pa­nującą na sali, ulotną i nieznaną, opisywać klimat inteligentnej zaba­wy. Wreszcie, zachwalać towar zna­komity, reklamować coś, co ludzie i tak kupią, powtarzać za innymi wzniosłe słowa uznania, mnożyć przymiotniki...

Więc jednak, na marginesie, za­znaczyć trzeba, iż do przedstawienia wkradł się pewien błąd. Pomyłką wydaje mi się wplecenie w drugiej części widowiska, refleksyjnego, po­ważnego i co tu kryć nudnego wier­sza poematu pt. "Wielka Obrona Warszawy". Kabaret kończy się, at­mosfera pryska, ironia pokonana przez dosadne, akademickie, wy­krzyczane słowa. Ludzie na widowni zaczynają się kręcić i szkoda dwóch godzin budowania nastroju,śmiechu i zamyślenia, szkoda ogromnej pracy wykonawców, by po owym przeryw­niku serio, na nowo rozpoczynać ka­baret, wracać w przyjęty i zaakcep­towany bez reszty ton zabawy... Chodziłoby przecież tylko o przesu­nięcie akcentów, bo w przedstawie­niu "Hemar" takich utworów jak "Wielka Obrona Warszawy", czy "Odpowiedź" nie może zabraknąć.

Dawno nie było w stolicy spek­taklu łączącego przyjemne z poży­tecznym, a ogrom informacji o Ma­rianie Hemarze, podanych w tak do­skonałej formie budzi szacunek dla wykładowców.

Toteż przyłączam się do grupy uczniów wysłuchującej z podziwem lekcji na tematy, co to jest piosenka, jaka powinna być, czym był kabaret przedwojenny, jaką funkcję powin­na spełniać sztuka estradowa, co znaczy prawdziwe rzemiosło, jak śpiewać powinien aktor... itp. Jako recenzent z przyjemnością zazna­czam, iż sto razy łatwiej przeczytać o tym przedstawieniu na łamach prasy niż je osobiście zobaczyć. Dla Ateneum nie istnieje kryzys.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji