Polak z wyboru - gorzka miłość. Hemar w Gdańsku
LWÓW - początek wieku. Miasto wielonarodowościowe. Ogromna różnorodność typów ludzkich. Pobrzmiewają wciąż odgłosy walczyków wiedeńskich. Gmina, gdzie stykają się z sobą różne kultury, wizje świata, sposoby życia. Tu 6 kwietnia 1901 r. w rodzinie żydowskiej przyszedł na swat Jan Ma- rian Hescheles - później Hemar. We Lwowie mieszka 24 lata, w Warszawie 14, w Londynie 30. A jednak Lwów jest miastem, które go uformowało, najczęściej powraca do niego w swej twórczości. W nim zdobył pierwsze sukcesy autorskie - w druku i na scenie.
Dom rodzinny Hemara był typowym dla tamtych czasów domem inteligenckim. Od chłopca wymagano pozaszkolnej, dodatkowej nauki języków. Posyłano go na lekcje muzyki. Stąd znajomość nut i zasad harmonii, umiejętność gry na fortepianie, tak bardzo później profitująca.
Rosnącemu na pograniczu polsko-żydowskim Hemarowi nieobce były problemy tożsamości. Jednak urzeczenie polskością powoduje, iż staje się Polakiem z wyboru. Co podkreśla w jednym ze swych wspomnień, pisząc: "Myślę o swej gorącej i nieszczęśliwej miłości do Polski i do Polaków. Moja gorąca miłość nie może się pogodzić z inną Polską, tylko najlepszą, najszlachetniejszą, najuczciwszą w świecie. Moja nieszczęśliwa miłość nie może się pogodzić z małością i małostkowością Polaków, z blagą, z pogańską dewocją, z gładkim i pustym frazesem, z tromtadracką nieodpowiedzialnością. Mój patriotyzm nie jest małpią miłością, jest miłością gorzką, gorącą i nieszczęśliwą. Uczyli mniej tej miłości Słowacki, Żeromski i Piłsudski.
Ilekroć mnie dręczyła rozpacz na myśl, że chłopcy broniący Lwowa i chłopcy znęcający się w szkołach nad kolegami - Żydami są dziećmi tego samego narodu, ilekroć dławił mnie wstyd na myśl, że ci sami Polacy robili Legiony i Ozon, że ci sami krzyczeli za waszą wolność i naszą i pacyfikowali Ukraińców, że z tego samego pnia wyszli obrońcy Warszawy i rodacy na emigracji".
Lwów, miasto o złożonym składzie etnicznym miało wszelkie dane po temu, by stać sie wylęgarnią satyrycznych talentów. I tak się rzeczywiście działo. Śmiech rozlega się najgłośniej w miastach wielonarodowościowych. Przyjmuje funkcję tłumacza i terapeuty. Pozwala nie tylko zrozumieć cudzą inność, lecz wyzbyć się uprzedzeń.
ŻMIJA
Żmija
Chętnie się w nogę wpija
Wtedy trzeba natychmiast wypić dużo wódki
Żeby udaremnić skutki.
W ogóle wypić dużo wódki nie jest źle,
Czy ugryzła, czy nie.
BOCIAN
Bocian zawsze się zaperzy
Gdy się w niego nie wierzy,
Ale ja już nie wierzę w bociany
Bo wiem, że to nie bocian, tylko mój tatuś .
Ukochany.
Młodość Hemara przypadła na okres zawieruchy dziejowej, kiedy waliły się budowane przez pokolenia hierarchie. Zdał maturę, po czym zapisał się na wydział medyczny Uniwersytetu Jana Kazimierza. Jako kierunek dodatkowy obrał filozofię. Uczęszczał także na kursy teatralne. Mając lat 17 wziął udział w małej wojnie polsko-ukraińskiej. Hemar, który już wówczas znalazł się w kręgu mitu Piłsudskiego, lata 1919-1920 spędził w koszarach. Do wojska zgłosił się jako ochotnik. Dopiero po zakończeniu kampanii 1920 roku wrócił na studia. Nie ukończył ich nigdy. Wiedział już, że nie medycyna, lecz literatura stanie się jego zawodem.
W roku 1925 znalazł się w Warszawie, w której działało kilka kabaretów i teatrzyków konkurujących ze sobą w walce o widza. Ale jedynym naprawdę liczącym się było "Qui pro Quo". Ponieważ Hemar nie tylko pisze piosenki ze znaczną biegłością warsztatową, i zrozumieniem publiczności, ale potrafi także wywołać śmiech skeczem, monologiem, satyrycznym wierszem, szybko staje się współpracownikiem "Qui pro Quo".
W opublikowanej, w Londynie, książce o Ordonce, pt. "Pieśniarka Warszawy", Tadeusz Wittlin rekonstruuje pierwsze kroki Hemara w stolicy:
"W tym towarzystwie od niedawna przesiaduje młody, niski brunet o dużej głowie osadzonej na szerokich ramionach, jak gdyby nie miał szyi. Jest przystojny, z czarnym wąsikiem i o przyjemnym uśmiechu, a gdy mówi, gestykuluje prawą ręką. Mówi zaś dużo i głośno, sypiąc kalamburami, zaskakującymi rymami, absurdalnym powiedzonkiem, kpiną, przy czym wybitnie zaciąga kresowym akcentem. Przyjechał ze Lwowa, lecz szybko włączył się w nurt życia artystycznej Warszawy i wnet jest po imieniu ze wszystkimi skamandrytami i mnóstwem aktorów, do których zwraca się: Ta słuchaj, ta popatrz się. - Ta niech mi nagła krew zaleji...".
KRZYWICKA
Była grzesznicą, lecz nie do szczętu.
Wszystkim grzeszyła, oprócz talentu.
NA MIŁOŚĆ IDEALNĄ
Miłością idealną
Kochał piękną Józkę.
Tylko duszy w niej szukał
Sięgając za bluzkę.
Współpracuje także z kabaretami "Banda" i "Cyrulik Warszawski". Jego dwie komedie - "Dwaj panowie B" i "Firma" - bawiły publiczność nie tylko w Warszawie i w Polsce. "Firma" była grana w Wiedniu, Bratysławie i w Budapeszcie.
Antyhitlerowskie satyry sprawiły, że był poszukiwany przez gestapo we wrześniu 1939 r. Musiał uciekać, by ratować życie. Dotarł do Rumunii, skąd dopiero po roku udało mu się wyjechać do Turcji, a stąd zaraz do Palestyny. Formowała się tam Brygada Karpacka, która przyjęła starszego strzelca z cenzusem, Mariana Hemara, do swych szeregów. Zapłacił jej za to pięknym hymnem "Karpacka Brygada" (napisał nie tylko słowa, ale i muzykę). Naczelny Wódz zabrał brygadzie jej piewcę. Przeniósł go (ściślej: przewiózł statkiem dokoła Afryki) do Londynu. Od marca 1942 roku do końca wojny Hemar pracował w Ministerstwie Informacji i Dokumentacji.
Po wojnie uznał, że jego wojna nie jest jeszcze skończona, ponieważ ojczyzna nie jest wolna. Pozostał w Londynie, gdzie założył "Teatr Hemara", którego był dyrektorem, reżyserem i jedynym dostawcą tekstów. Pisał wspaniałe utwory nie tylko dla swego teatru - pisał je również dla Radia "Wolna Europa", które nadawało je do Polski. Walczył przez cale życie emigracyjne o wolną Polskę, ale jej nie doczekał.
Zmarł 11 lutego 1972 roku w szpitalu w Dorking niedaleko Londynu.