Hemar - zawsze młody
Ten spektakl miał swą premierę... w lutym 1987, na Scenie na Dole warszawskiego Teatru "Ateneum". Od tego czasu był grany nie wiem ile razy w stolicy, objechał Polskę i kawał świata, fragmenty emitowała telewizja. A przecież kiedy zapowiedziano, że widowisko "HEMAR - PIOSENKI I WIERSZE" będzie można obejrzeć jeden raz również w Poznaniu - zaczął się run na kasę, telefony, protekcje. W poniedziałek 11 bm. Teatr Wielki był wyprzedany na obu przedstawieniach. Jak słychać powtórka w dniu 18 bm. zapowiada się podobnie.
PIERWSZA UWAGA. Marian Hemar pisał swe utwory dla kabaretów, tak zwanych "nadscenek", teatrzyków rewiowych a więc przybytków kameralnych, niedużych, intymnie towarzyskich. A tutaj - wielki teatr, wielka widownia!
DRUGA UWAGA. Hemar pisał (głównie) w latach dwudziestych i trzydziestych, w stylu epoki, dla określonej grupy odbiorców nazywanych do niedawna pogardliwie "warszawką". Już wtedy zawistni zarzucali mu nadmierny sentymentalizm graniczący z czułostkowością.
I te, niesprzyjające wydawać by się mogło czynniki, okazały się bez znaczenia podczas poznańskich koncertów zespołu prowadzonego przez "konceptualistę" widowiska, Wojciecha Młynarskiego. Publiczność szczelnie wypełniająca widownię gorąco, wręcz entuzjastycznie przyjmowała każdy tekst, witając i żegnając każdego wykonawcę brawami. A wiec - Hemar sprawdził się nawet na wielkiej scenie. Sprawdziły się też jego teksty z dawno zaginionego świata, umarłej epoki retro; teksty tak wydawać by się mogło obce dzisiejszym trzeźwym, a niekiedy brutalnym i chamskim obyczajom.
A tymczasem... Entuzjazm z jakim przyjmowano hemarowskie utwory był dowodem, jak bardzo tęsknimy za czymś co jest może ckliwe, sentymentalne ale inne od codziennej szarości. Jak pragniemy, choćby na chwilę, znaleźć się w odmiennym świecie, to nic że sztucznym, bo przecież i wtedy nie wyglądał on tak jak każe śpiewać, o nim Hemar. Dobrze, że jeszcze to potrafimy.
Myślę, że podobnie jak i ja widzowie spektaklu z niejakim zaskoczeniem uświadomili sobie, że znane im doskonale piosenki - to przecież Hemar właśnie. Śpiewano je wprawdzie, ale - na nazwisko był "zapis" więc nie można było go wspominać. Pisano więc niekiedy że to Tuwima - i wszystko było OK.
Marian Hemar nigdy do Polski nie wrócił, ale zawsze o niej myślał i tęsknił nieprzytomnie. Dlatego pewnie "gryzł sercem", był przeciw systemowi nad Wisłą. Zasłużył na pewno na jakąś antologię, na wybór jego dzieła.
Widowisko było przyjemne, dowcipnie wyreżyserowane. Wyważone w proporcjach: tam gdzie groził nadmiar słodyczy, rozładowywano rzecz dowcipem, gdy zaczynało ześlizgiwać się kabaretowo - przypominano Hemara - autentycznego poetę, liryka niekiedy gorzkiego. No tak, ale aby mogło być takie trzeba było talentu i wdzięku Ewy Wiśniewskiej, Grażyny Strachoty, Doroty Nowakowskiej jak też aktorstwa i poczucia humoru panów Jacka Borkowskiego, Jerzego Kamasa, Mariana Kociniaka, Mariana Opani i Wiktora Zborowskiego.