Jak w przedwojennym kabarecie
Jak w przedwojennym kabarecie. Piękne kobiety, wytworni panowie, melodie, które już jutro stają się przebojem całej Warszawy, piosenki sentymentalne i dowcipne... Gdzie tak jest? Na trzeciej scenie Teatru Ateneum, otwartej niedawno recitalem Wojciecha Młynarskiego, teraz za sprawą tegoż Młynarskiego demonstrującej dzieło Hemara.
Tak, jest to rodzaj demonstracji - bowiem nazwisko, a właściwie pseudonim tego mistrza, szlagieru ("Kiedy znów zakwitną białe bzy", "Pensylwania", "Taka mała", "Nie będziesz ty, to będzie inna" i tysiące innych) było dotychczas kamuflowane i przemilczane. Szczęśliwie okres dąsów i przeinaczeń mamy za sobą - możliwy stał sie akt przywrócenia Hemara kulturze literackiej i scenicznej. Na ten uroczy wieczór trzeba czekać długo (grają rzadko), płacić słono ("publiczność za 800 złotych" - powiada Młynarski), wreszcie trzeba coś wiedzieć - że Qui pro Quo, że Jarossy, że "taka mała" Mira Zimińska, minęło pół wieku. Przez te pół wieku potrafiliśmy zapomnieć o tradycjach literackiego kabaretu, o tym, że Tuwim obok "Kwiatów polskich" pisywał piosenki, że to, co w teatrzyku, na estradzie nie musi być podrzędniejsze, a bawić ma prawo. Młynarski i Gołębiowski otwierają lamus, żeby nam to przypomnieć.
Na scenie Krystyna Janda, Ewa Wiśniewska, Dorota Nowakowska (jeszcze studentka PWST), Jerzy Kamas, "Słowiki Ateneum", czyli wyśmienite współczesne wydanie Chóru Dana - Jacek Borkowski, Marian Kociniak, Marian Opania, Wiktor Zborowski (gościnnie). No i oczywiście sam Młynarski, pełniący honory domu.
Właśnie taki prywatny wymiar ma to skromne inscenizacyjnie przedstawienie, szlachetnie proste, nawet skromne - zważywszy współczesne obyczaje estradowe. Są tylko oni - aktorzy i muzycy.
I jest Hemar. Hemar tekściarz, tłumacz (kto wie, że genialny tekst do muzyki Gershwina "Człowiek, którego kocham" napisał ten warszawiak ze Lwowa?). Także Hemar wybitny poeta - w archiwum autora, przekazanym Bibliotece Jagiellońskiej, znalazł Młynarski dramatyczne liryki, strofy kąśliwe, wstrząsające i sentymentalne. Recytuje Jerzy Kamas (niestety, choroba Aleksandry Śląskiej pozbawiła nas przyjemności obcowania z iei talentem)
Z tych wierszy wyłania się postać tragiczna, człowieka, którego najpierw talent, potem wojna wyrwały z rodzinnego gniazda, człowieka z zaścianka przeniesionego w wielki świat, drogą, na której podniesiono wszystkie zwodzone mosty. Ten ludzki wymiar najdowcipniejszego autora Qui pro quo", ten cień rzucony na rozświetloną rampę, przydają spektaklowi "Na dole" szlachetnej barwy.
Bijemy brawo niemal trzy godziny. Bez przerwy. Urocze są współczesne interpretacje dawnych przebojów, świetne kostiumy, jak z żurnala mód tamtych lat, dobry nasłrój. Czegóż chcieć więcej?!