Artykuły

Powrót do wstydliwej daty

Można by postawić pytanie: do jakiego celu tak cwałował na koniu Rafał Olbromski przemierzając połacie ziemi wielkich napoleońskich kampanii? Do niepodległości Polski? Tak wydawało się bohaterom "Popiołów" Stefana Żeromskiego, młodym, romantycznym patriotom, tzn. Krzysztofowi Cedrze i Rafałowi Olbromskiemu, w pewnym sensie antenatom innych wspaniałych chłopców z bliższego nam okresu: Powstania Warszawskiego. Tymczasem okazuje się, że długa, bo ponad 30 lat trwająca, droga Krzysztofa i Rafała prowadząca od "Popiołów" przywiodła ich do śmierci w "Turoniu".

I to jak nikczemnie i barbarzyńsko zadanej: zatłuczeni cepami i widłami przez rodzinnych chłopów, a potem "rozdziobani przez kruki i wrony". Leżą teraz gdzieś na polach galicyjskich szczątki ich kości, by świadczyć o hańbie roku 1846. Słynnego roku rzezi galicyjskiej.

Mimo upływu lat literatura nadal z niepokojem podchodzi do tego tematu przypominającego, że w nocy z 21 na 22 lutego 1846 roku chłopi pod wodzą kołodzieja ze Smarzowy, Jakuba Szeli, rozpoczęli straszliwą rzeź szlachty. Miast swe kosy skierować przeciw zaborcom, mordowali powstańców, najlepszych polskich patriotów, demokratów, którzy szli do powstania, by wywalczyć Polsce niepodległość. "Jakże się stało, że w Polsce, śród najłagodniejszego ludu Piastów, Głowackich, Ściegiennych narodzić się mogła najohydniejsza rzeź, jaką świat widział przed epoką Trockich i Dzierżyńskich"? - pisał Jan Lorentowicz w 1935 roku.

O tym wszystkim mówi "Turoń" Stefana Żeromskiego. Pokazuje klęskę jednego z najbardziej tragicznych powstań: narodowych, kiedy to rękami polskich chłopów zaborca stłumił powstanie mające przynieść wolność. Wydawałoby się, że niewiele brakowało, by w Tarnowie rozpoczęły działalność polskie władze. W rezultacie okazało się jednak, że bardzo wiele. "Arcyksiążę Ferdynand we Lwowie jest jeden, a ja, Jakub Szela, drugi, tu na tej ziemi. Przez 24 godziny mogę każdego z was bez sądu i kary zabić, zrabować" - mówi zdrajca Szela, będący na usługach austriackiego zaborcy do Huberta Olbromskiego (wyrazista i zdecydowana gra Tomasza Budyty). I rzeczywiście, w wyjątkowo barbarzyński sposób rozprawia się ze swoimi dotychczasowymi panami obcinając im ręce, nogi i każąc koniom ciągnąć ludzkie kadłuby do Tarnowa, gdzie miało się rozpocząć powstanie.

W czasach PRL, a zwłaszcza w latach 50. istniała koncepcja dość jednoznacznej interpretacji postaci Szeli i buntu chłopskiego. W świetle tejże koncepcji było to uświadomione powstanie ludowe pod wodzą Szeli wypowiedziane "krwiopijcom" ludu, czyli szlachcie. Zresztą owo sugerowanie uświadomienia chłopów wbrew myśli i intencji autora pojawiało się także w inscenizacjach późniejszych.

Reżyser najnowszej inscenizacji "Turonia" w Teatrze Kameralnym, Waldemar Śmigasiewicz (scenografię przygotował Maciej Freyer, a muzykę Andrzej Zarycki) dokonał dość zręcznych skrótów w tekście Żeromskiego, co nie przeszkadza spektaklowi, a przeciwnie, czyni go bardziej zwartym. Nie na tyle jednak, by wyraźnie rysowała się tu koncepcja reżyserska. Brak mi tu zarówno jasno poprowadzonej myśli motywującej niejako wybór tego właśnie dzieła do realizacji, brak zdecydowanie ustawionych postaci, brak klimatu całości, no i brak właściwie finału. Spektakl jakby urywał się w pół myśli, gdzieś pośród krzyku wściekłego Szeli. Na szczęście pozostaje tragiczna wymowa postaci Xawerego w scenie rozrywania go przez konie.

Waldemar Śmigasiewicz ustawia naprzeciw siebie dwie grupy: z jednej strony elitę narodu, patriotyczną szlachtę, z drugiej zaś ciemnych chłopów, dla których cała ta sprawa narodowa związana z powstaniem jest niezrozumiała. Znajdują się pod wodzą krwawego Szeli i to im wystarcza. Ale on ma swoje własne plany, czerpie z owego przywództwa korzyści materialne i syci swoje pragnienie bycia choć przez chwilę panem. Jest sprzedajny i cwany. Obrazuje to scena nagłej wizyty wicegubernatora Galicji (w tej roli Marek Barbasiewicz), kiedy to Szela w pośpiechu zdejmuje ze ściany dworku Cedrów (który zaanektował dla siebie) portret Kościuszki wieszając w tym miejscu wizerunek cesarza i płaszcząc się przed Leżanskym. Takoż wcześniejsza scena z Hubertem (wyraziście i zdecydowanie poprowadził rolę Tomasz Budyta) pokazuje zapędy Szeli.

Główną postacią "Turonia" jest oczywiście Szela. Reżyser wyraźnie postawił tu na warunki fizyczne Jana Tesarza. Gdy aktor pojawia się na scenie, widać wielką masywną postać górującą nad całą resztą (nie rozumiem tylko, dlaczego tak dziwnie ubrano aktora, te czerwone pompony na płaszczu noszonym pod kożuchem są trochę rodem z operetki).

U Żeromskiego Szela w finale ma poczucie swej klęski, czego nie wyeksponowano w przedstawieniu. W każdym razie nie na tyle, by dało to widome rezultaty.

Prócz wymienionych już ról w spektaklu grają: Janusz Zakrzeński jako Krzysztof Cedro, Mieczysław Kalenik jako Rafał Olbromski, zaś w role ich synów wcielili się wspomniany już Tomasz Budyta jako Hubert Olbromski i Michał Maciejewski jako Xawery Cedro. W roli syna Szeli występuje Dariusz Kurzelewski, a postać Chudego gra Adam Biedrzycki. Dwie kobiece role, córek hrabiego Cedry, reżyser powierzył Ewie Domańskiej i Katarzynie Tatarak.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji