Artykuły

Klaustrofobiczne studium wyobcowania

"Brzydal" w reż. Grzegorza Wisniewskiego w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Po spektaklu na Rzeszowskich Spotkaniach Karnawałowych pisze Małgorzata Tokarz w portalu RESinet.pl

Jako trzeci - w ramach XVI Rzeszowskich Spotkań Karnawałowych, które odbywają się w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie wystąpił Teatr im. Stefana Jaracza z Łodzi ze sztuką pt. "Brzydal" Mariusa von Mayenburga w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego.

Marius von Mayenburg - rocznik 72 - to jeden z najwybitniejszych i najmodniejszych dramaturgów niemieckich młodego pokolenia. Jego "Brzydal" zrealizowany przez Grzegorza Wiśniewskiego w Teatrze im. Jaracza w Łodzi to polska prapremiera sztuki.

Treść widowiska jest bardzo współczesna, choć w dużej mierze uniwersalna. Zaryzykować nawet można stwierdzenie, że tego typu tekst, z niewielkimi modyfikacjami, równie dobrze mógł zostać napisany w czasach mistrza Ajschylosa czy sto lat temu, tak bardzo jest ponadczasowy i uniwersalny. Tytułowy bohater sztuki - Lette to naukowiec i wynalazca. Wybiera się właśnie na sympozjum naukowe, gdzie ma przedstawić swój ostatni wynalazek. Dowiaduje się jednak od szefa, że nie może tam pojechać, gdyż jego twarz jest nie do końca w porządku - czyli, w domyśle, brzydka. Zastąpi go osobisty asystent i podwładny badacza. Lette początkowo próbuje się bronić, ale gdy również jego żona potwierdza prawdę o szokującej brzydocie, podejmuje dramatyczną decyzję dotyczącą operacji plastycznej. Operacja ma charakter radykalny. Po niej naukowiec ma nową - niezwykle atrakcyjną twarz. Rzeczywistość wokół niego zmienia się w sposób ekstremalny. Nie tylko może jeździć na wszystkie sympozja naukowe i promocję, na jakie jest zapraszana jego macierzysta firma, ale wręcz staje się jej - nomen omen - twarzą, a także żywą reklamą możliwości zawodowych chirurga plastycznego, który go tak cudownie odmienił. Metamorfozie ulega również jego pozycja towarzyska. Jest wręcz rozrywany przez panie i może przebierać w nich jak w ulęgałkach. To go w znacznym stopniu demoralizuje. Jego życie ulega gwałtownemu przyśpieszeniu i trywializacji. Ma szereg niekonwencjonalnych doświadczeń erotyczno - biznesowych. Początkowo nieporadnie i z nieśmiałością, później z coraz większym upodobaniem nurza się dekadenckiej perwersyjności wyższych sfer, w obrębie których zaczął się obracać. Ulega stopniowemu emocjonalnemu rozkładowi i degrengoladzie. Traci kontakt z żoną. Dopiero sytuacja, kiedy jego twarz zaczyna być produkowana seryjnie przez znakomitego chirurga i postacie łudząco do niego podobne zapełniają miasto - ściąga go do pionu i przypomina mu o podstawowych wartościach.

Przesłanie płynące ze sztuki jest dość czytelne. W jakimś stopniu odwołuje się do bardzo współczesnego nam kultu piękna, młodości i atrakcyjności fizycznej, który tak bardzo jest lansowany przez nowoczesne media. A także nawiązuje do manipulacji, jakiej coraz częściej i w coraz większym stopniu jesteśmy poddawani we współczesnym świecie, czy to w reklamach, czy w pracy, czy przede wszystkim - w środkach masowego przekazu. Z drugiej jednak strony sztuka ma bardzo wyraźne konotacje egzystencjalne. Dramat głównego bohatera to bardzo czytelna replika doświadczeń Józefa K. z "Procesu" Kafki, skądinąd po części też Niemca, jak również bohaterów książek Alberta Camusa, Stanisława Ignacego Witkiewicza, Witolda Gombrowicza, Jerzego Andrzejewskiego czy też Tadeusza Różewicza. Rozmowa Lette z przełożonym, kiedy stopniowo dowiaduje się, że jest brzydki, w konsekwencji czego zasługuje na odrzucenie przypomina rozmowy skazańców z katem, kiedy nie od razu wiedzą, z kim mają do czynienia i że ich los, niezależnie do tego, co zrobią, czy też powiedzą dawno już jest przesądzony. Ta wymiana słów, jak również późniejszy dialog z żoną to niezwykle sugestywny obraz przemocy psychicznej, wyrafinowane studium wyobcowania i samotności, gdzie klaustrofobia, początkowo subtelnie zarysowana urasta do rozmiarów monstrualnych.

Spektakl został wyreżyserowany zawodowo. Nie ma tutaj niczego, co by w jakikolwiek sposób przekraczało konwencję teatralną. Jednak liczba, rodzaj i jakość wykonania poszczególnych pomysłów inscenizacyjnych może budzić szacunek i podziw znawców tematu. Grający w inscenizacji aktorzy wielokrotnie się przepoczwarzają, kreując coraz to inne, jednakże równie wiarygodne postacie. Ich transformacje są bardzo subtelnie podkreślone zmianą elementu kostiumu. Jednakże przemiany te są ledwie dostrzegalne. Znacznie większy ciężar owych transformacji spoczywa na modyfikacji sposobu kreowania postaci. Bardzo piękne, czy też bardzo brzydkie twarze bohaterów dramatu to zawsze naturalne twarze aktorów, nie noszące nawet śladów charakteryzacji. W ten sposób reżyser jeszcze mocniej podkreśla fakt, iż ocena człowieka, zarówno jego warstwy fizycznej, czy też wnętrza dokonywana przez naszych bliźnich jest często nieobiektywna i nosi silne znamiona manipulacji.

Przesłanie zawarte w sztuce jest bardzo czytelne. Nawet najbrzydsza twarz jest lepszą od twarzy udawanej. Piękno tkwi wewnątrz człowieka. Inni ludzie niekoniecznie są naszymi przyjaciółmi i chcą naszego dobra. Dlatego ostrożnie należy podchodzić do ich ocen. Powinno się szanować to, co się ma i to, kim się jest. Próba udawania kogoś lepszego najczęściej kończy się bolesnym upadkiem. I na koniec bardzo smutna, klasycznie egzystencjalna pointa: tak naprawdę człowiek zawsze pozostaje sam.

Widowisko zostało wyreżyserowane i zrealizowane zawodowo. Trzyma mocno w napięciu i osadza głęboko w fotelach. A oddanie samotności człowieka wobec bezduszności świata, który jest wielki, mroczny i stale się rozrasta - zrobiło naprawdę poruszające, klaustrofobiczne wrażenie. Tylko związku tego spektaklu z festiwalem karnawałowym jakoś trudno się dopatrzeć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji