Artykuły

Piękne było

"Sen srebrny Salomei" w reż. Krzysztofa Prusa w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Łukasz Wyrzykowski w Panoramie.

Złote żniwo dramaturgii mistycznej Juliusza Słowackiego przypada na rok 1843. Powstają wówczas: "Ksiądz Marek", "Sen srebrny Salomei", "Fantazy" - piszą znawcy twórczości autora "Kordiana" i romantyzmu. Oczywiście czynią to w sposób tak naukowo wycyzelowany, iż gmatwają rzeczy już i tak ogromnie pogmatwane. Przyznam, że nie należę do admiratorów twórczości romantycznej, o której to jeden z prześmiewców pisał: "trochę snu, jakaś zjawa, a tam mara, wszystko to wymieszane i następnie podane". Funkcjonuje ona dla mnie w odbiorze emocjonalnym i przypomina bardziej utwór muzyczny porażający dźwiękami, aniżeli oniryczną formą i takimż sensem. Sen jest zresztą immanentną częścią romantyzmu, pojawiając się już w Schillerowskim "Królu Olch", bodaj pierwszym utworze nadającym znamię temu kierunkowi.

"Sen srebrny Salomei" dosyć rzadko bywa wystawiany na scenie, chyba z racji owej trudnej do prowadzenia dwoistości akcji - jawy i snu, przenikania tych dwóch światów przez osoby dramatu. Cokolwiek dalej napiszę pogmatwam jeszcze bardziej, więc do rzeczy. Sztukę wystawił Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach, scena, której patron "widział teatr swój ogromny". Balem się tej premiery, zważywszy na to co wyżej jak również ze względu na to. że dramat romantyczny dawno już nie gościł na tej scenie i mógł odzwyczaić od tego gatunku zarówno aktorów jak jeszcze bardziej widzów "pasionych" na co dzień coraz płytszymi telenowelami... Henryk Baranowski. dyrektor Teatru, zaryzykował jednak i wygrał w wielkim stylu. Dokładnie zaś wygrali Krzysztof Prus (zupełnie przypadkowa zbieżność nazwiska z Maciejem Prusem) - reżyser oraz Marek Mikulski (zupełnie przypadkowa zbieżność nazwiska z Kazimierzem Mikulskim) - scenograf.

Katowicki "Sen" jest przedstawieniem, którego główną siłę stanowią kolejne sceny-obrazy. Tej funkcji została podporządkowana scenografia, pełniąca rolę zarówno służebną jak i autonomiczną. Fragmenty muzyki Henryka Mikołaja Góreckiego i Krzysztofa Pendereckiego nadają spektaklowi dodatkowej barwy. Ale tak zrealizowany "Sen" nie stal się rodzajem performance, pozwolił ciekawie zaistnieć aktorom, pięknie i dramatycznie podającym swoje kwestie. Nie sposób wyróżnić kogoś z wielce wyrównanego zespołu aktorskiego, który - co się widziało - tęsknił za wielkim repertuarem, wielką poezją padającą ze sceny, a dla niektórych młodych był prawdziwym chrzęstem scenicznym, gdyż czymś zupełnie innym jest granie nawet Mrożka, a czym innym recytowanie fraz Mickiewicza, Słowackiego. Szczególne brawa dla Jerzego Głybina- Regimentarza, pełniącego swoistą rolę, również narratora i Gabrieli Frycz w roli Księżniczki.

"Sen srebrny Salomei" na katowickiej scenie jest spektaklem odwołującym się do wyobraźni, emocji, i chociaż sama opowieść o kozackim powstaniu w roku 1768 cokolwiek zda się być odległą i nie jest w stanie przesłonić sienkiewiczowskiej części Trylogii, to nie w tym rzecz i dobrze, że nie o to szło realizatorom. Aliści najlepsze i najkrótsze podsumowanie usłyszałem z ust jednego z premierowych widzów, który wyłącznie na takich spektaklach bywa, gdyż wypada, a nawet musi się pokazać. Powiedział mi w zaufaniu, którym widocznie mnie darzy (już wiem co powie o tym moja żona): "Niewiele zrozumiałem, ale piękne było. Chyba jeszcze raz pójdę". I nieważne czy rzeczywiście pójdzie po raz drugi, ważne jest owo "piękne było", bowiem w tym zawiera się magia teatru. W tej chwili piękna, którą wszyscy piękniejemy.

Trochę pofolgowałem tą recenzja, a może tylko sobie schlebiam...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji