Artykuły

Aktorski "Fantazy"

Klasyka narodowa tak w stołecznych, jak w krajowych teatrach bywa grywana dosyć rzadko. Choćby z tego powodu każde nowe wystawienie dramatu któregoś z naszych wieszczów, lub komedii Fredry, staje się wyda­rzeniem.

Użyteczność tego wydarzenia np. dla młodej widowni jest poza wszelką wątpliwością. Zawsze to milej obejrzeć w trudnych, romantycznych rolach ulubionych aktorów - znanych np. z serialu "W labiryncie" - niż samodziel­nie brnąć przez te cudowne, jak twierdzą belfrzy, lecz zawile metafory, które składają się w "ka­noniczny" wiersz. Jeśli reżyser nie znajdzie jakiegoś interpretacyjnego kruczka, który ni stąd ni zowąd pokaże nam zbieżność te­go, o czym prawi wieszcz, z naszymi czasami, cały ciężar "uwspółcześnienia" klasyka bie­rze na siebie aktor.

I taki właśnie jest przypadek "Fantazego", który to dramat (w zamyśle Słowackiego) - nie bez powodu 20 lat później ochrzczo­ny komedią przez wydawców utworu - wystawił ostatnio war­szawski teatr Ateneum. Gustaw Holoubek, który nie po raz pier­wszy zmierzył się reżysersko z ,,Fantazym" uznał słusznie że forsowne "uwspółcześnianie starości" najlepiej udaje się w "czasach burzy i naporu". Czy zresztą fabuła tej romantycznej komedii, z kupiecką transakcją w punkcie wyjścia i trupem szla­chetnego samobójcy w finale, wymaga jakichś uwspółcześnień? Żywioł handlu, którym tak pogardzali nasi szlacheccy przod­kowie, opanował w nowej rze­czywistości ulice miast, miaste­czek i siół. W tej sytuacji cały trud przebicia się z kunsztownym wierszem Słowackiego do widowni spadł na aktorów. Ci zaś ze swoich zadań wywiązali się na ogół sprawnie, lecz w sposób przystający w różnej mierze do te­go, co starsi z nas pamiętają jako "styl romantyczny" w naszym powojennym teatrze. Młodzież licealna, okupująca szczelnie najwyższą "jaskółkę" i tłocząca się w przejściach, nie ogladała przecież na scenie tegoż Ateneum. Jerzego Kamasa - Fantazego i Aleksandry Śląskiej jako hrabiny Idalii. Lecz skoro ma przed sobą Marka Kondrata (jed­nego z bohaterów właśnie ,,W labiryncie", który to serial przy­pomniała znów Telewizja Polo­nia) i jeśli ośmieszoną przezeń, a szczerze zakochaną w Fantazym Idalię gra - przecudownie -Te­resa Budzisz-Krzyżanowska, to z jej punktu widzenia wszystko jest w porządku.

Widzowi trochę krytyczniejszemu będzie nieco przeszkadzał tenże Kondrat jako przeniewierczy kochanek wykwintnej Idalii. Gra raczej pospolitego, fircykowatego cynika niż wielkiego pa­na; romantycznego poetę, który nawet jeśli przybiera pozy, to są to pozy prawdziwego granda. I trzeba mistrzowskiego kunsztu Teresy Budzisz - Idalii, by nas przekonać, wspaniale mówionym wierszem Słowackiego, iż można kochać kogoś takiego, jak ten hrabia Fantazy...

Dobry, choć też nierówny, jest drugi plan w tej romansowo-transakcyjnej opowieści, którą reżyser przeniósł raczej w czasy po drugim powstaniu. Wiadomo: salon Respektów podupadł mate­rialnie w wyniku carskich represji po powstaniu listopadowym. A mjr Hawryłowicz, Rosjanin, któ­rego samobójczy strzał w finale pozwala się połączyć obu zako­chanym parom, jest byłym uczestnikiem spisku dekabrystów. Jeśli tak, to czemu czarna suknia Dianny, Fantazemu handlowanej, kojarzy nam się z żało­bą narodową, jaką Polki nosiły po powstaniu styczniowym?... Oso­biście odczytuję to jako znak zdystansowania się reżysera od romantycznego kanonu. I rze­czywiście, ten ,,Fantazy" nawią­zuje swoją aurą raczej do pozy­tywistycznych, z ich krytycyz­mem wobec romantyzmu, pó­źnych lat sześćdziesiątych, ubieg­łego stulecia, kiedy utwór Sło­wackiego ujrzał wreszcie deski sceny, niż do lat czterdziestych, kiedy został napisany. Nawet Idalia w wykonaniu Teresy Budzisz,po kobiecemu walcząca o swe prawo do miłości, i w efekcie zdobywająca kochanka, jest w tym spektaklu niemal karykaturą wielkiej damy. Z tym że karykatu­ra w świetnym stylu, narysowana cienkim piórkiem tegoż roman­tycznego wiersza, który dla ak­torki mniejszej klasy mógłby oka­zać się karkołomny.

I okazuje się karkołomny na przykład dla Doroty Nowakowskiej - Dianny. Ta młoda aktorka miała arcytrudne zadanie: jej wielki monolog, w którym, w obecności kupca na swe wdzięki, upomina się o obrażoną godność panny potraktowanej jako przedmiot handlu, wypada w apogeum cynicznego i pozerskiego tokowania Fantazego na salonach przyszłych teściów. No cóż, na takim tle skarga kogoś skrzywdzonego i bezsilnego wo­bec mechanizmów, jakich padł ofiarą, brzmi z reguły żałośnie.

Bardzo natomiast pięknie wy­pada postać Stelki, młodszej sios­try Dianny. W wykonaniu Magda­leny Wójcik, Stella jest nie tyle dzieckiem, co panienką nieświa­domie zakochaną w kochającym Diannę Janie. Z tym zesłańcem na Syberię tajemne śluby połączyły na wspólnym wygnaniu starszą siostrę.

Otóż i Jan - Krzysztofa Kolbergera wypada nader przekonują­co, siłą swego uczucia, pozba­wionego wszelkiej pozy. Podob­nie jak tragiczny major Mariana Kociniaka. Zaprzyjaźniony w swoim czasie z rodziną polskich zesłańców, a dziś zgorszony i nie pojmujący tych dziwnych salono­wych kombinacji przedmałżeń­skich, których stał się świadkiem i mimowolnym uczestnikiem.

W sumie ową przejrzyście ro­mansową i szlachetną w wymo­wie perypetię młodzieży ogląda się świetnie. Widzom bardziej wymagającym zostaje na pocie­chę myśl, że czasy mamy niezbyt romantyczne w rzeczy samej...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji