Artykuły

Rodzina

Antoni Słonimski jako po­eta - to wiemy. Zupełnie nieznany jest natomiast ja­ko autor utworów scenicz­nych. Nie potępiam idei wy­stawiania nieznanego utwo­ru znanego mistrza, choć rzadkie są przypadki sukcesu takich premier, niemniej eks­peryment tego typu przepro­wadzić musi reżyser wierzą­cy w powodzenie przedsię­wzięcia i pewnie trzymający odpowiednio dobrv klucz do dawno zatrzaśniętego zamka.

"Rodzina" została ostatnio jakby na nowo "odkryta" i sięga po nią coraz więcej te­atrów. Na tej "fali" zdecy­dował się, jak widać, wysta­wić "Rodzinę" również dy­rektor artystyczny często­chowskiej sceny, włączając ją do repertuaru sezonu.

Sztuka napisana w roku 1933, w roku dojścia do wła­dzy Adolfa Hitlera doczeka­ła się przed wojną ponad stu przedstawień, co było rzeczą wręcz niespotykaną w tea­trach polskich lat trzydzies­tych. Skąd to powodzenie? Można powiedzieć, że na po­pularność spektaklu złożyły się dwa czynniki: talent dra-matopisarski Antoniego Słonimskiego plus aktualność te­matu - problemy ras i klas społecznych.

Za pomocą zjadliwej saty­ry rysuje Słonimski fanatyzm współczesnych mu rasistów. Perypetie młodego SS-mana, który w poszukiwaniu aryj­skiego rodowodu odnajduje ojca Żyda, stanowią główną oś sztuki. Problem ów jakże żywy w latach 30-tych, w pół wieku później, w roku 1984 nie jest już tak jaskrawy. Dzisiejsze społeczeństwo pa­trzy na sprawę już inaczej. Z perspektywy czasu oraz bogatsze o wiele doświadczeń. A dla młodych to już histo­ria... Podobne relacje można by odnieść do spojrzenia na inne problemy sztuki - ko­munizm czy sztuczne pod­trzymywanie pozycji pewnej grupy starej arystokracji, która nie przyjmuje do wia­domości przemian, jakie za­szły w otaczającym ją świe­cie.

Co może dziś w tej sztuce pociągać? Bo w sumie pre­miera "Rodziny" była niezłą zabawą, choć zabawą w opo­wiadanie starych dowcipów.

Wymieniłabym tutaj kilka jej bezsprzecznych walorów. Są to przede wszystkim walory sceniczne sztuki. Można ją nazwać wzorem współcze­snej sztuki politycznej. Niebłaha treść i brak sztampowych schematów. Typ humo­ru Słonimskiego, który ponoć był uważany za najdowcipniejszego człowieka przed wojną, można by ponadto po­równać do twórczości Ber­narda Shaw...

A więc plusem numer je­den "Rodziny" jest zgrabna i lekka forma. Nie ma tutaj, jak najczęściej w komediach bywa, karykaturalnych pery­petii obyczajowych, a na czo­ło wysuwa się problem inte lektualny, autentycznie drą­żący umysł człowieka. To jest niewątpliwie bliższe współ­czesnej widowni teatralnej i tu upatrywałabym również sporego zainteresowania tą pozycją. Do tego dochodzi dowcip podany w dość kul­turalnej formie. Teatr nie ucieka się tutaj do chwytów taniej aluzji i mrugania, nie działa metodą najprostszych skojarzeń a raczej tworzy sa­tyryczne zwierciadło, w któ­re patrzy publiczność, znaj­dując pewien obraz, który każdy widzi z pewnością nieco inaczej w zależności od dystansu, jaki ma do całej sprawy, a także od potencja­łu wiedzy i doświadczeń ja­kie w sobie nosi...

Mamy więc dworek Toma­sza Lekcickiego nieco zwario­wanego hrabiego, wynalazcy nikomu nie przydatnych urzą­dzeń typu pługa z muzyką organową i maszyny do roz­bierania. Dom zamieszkuje ponadto jego siostra Lucysia - autorka jedynego niedo­kończonego wiersza, córka Marysia - osoba choć młoda to jednak najbardziej życio­wo praktyczna oraz kamer­dyner Michał, który nie roz­staje się z wielkim sztambu­chem, notując złote myśli swego pana i uchylający się od wypełniania jakichkol­wiek poleceń.

Przez ten ospały dom, którego zda się, nie dotknęły żadne zmiany i prądy szale­jące na świecie przechodzi niczym huragan nawał gości, z których część wiążą z Lekcickim więzy rodzinne. Pan hrabia miał w przeszłości niejedną miłostkę, po których pamiątkami są, jak się oka­zuje, synowie, porozrzucani zrządzeniem losu po świecie. A więc zjawia się młody SA-man Hans, który osobiście zna Hitlera, komisarz sowie­cki Lebenbaum, małżeństwo prymitywnych dorobkiewi­czów - Kaczulskich a także szereg innych osób, wprowa­dzających dostatecznie duży zamęt i zamieszanie, aby do­tychczasowe życie dworku postawić na głowie.

Ryszard Krzyszycha zbudo­wał z tego materiału dobry i logiczny spektakl, tworząc rzeczywiście dowcipny teatr; z umiarem, ale umiejętnie uwypuklając farsowe elemen­ty sztuki i dowcip dialogów. Dobre tempo i werwa spek­taklu nagle urywają się jed­nak w scenie końcowej, któ­ra zupełnie nie korespondu­je z całością. Refleksyjny fi­nał przypomina bardziej swoim klimatem finał "We­sela" Wyspiańskiego aniżeli epilog tej zwariowanej kome­dii. Zabawa traci werwę, by aktorzy mogli w zadumie po­wiedzieć o tym co nas trapi, co stanowi naszą słabość.

Ostatnim akordem jest nie śmiech a melancholia.

Scenografia Ryszarda Melliwy dobrze oddaje klimat akcji sztuki, dając wyobra­żenie o przeszłej zamożności środowiska i stylu jego ży­cia, skupiając się na wielu szczegółach i drobiazgach.

Aktorzy wiedzą co grają i można zauważyć z ich strony kilka interesujących propozy­cji. Tomasz Lekcicki w wyko­naniu Janusza Barburskiego wysuwa się w tej galerii na czoło. Barburski poszedł nie­wątpliwie dobrą drogą. Stara się grać bardziej finezyjnie aniżeli oryginalnie, co daje rezultat. Jeśli dodać do tego dobre rzemiosło można powiedzieć, że zbudował Lekcickiego przekonywająco. Tro­chę maniak, trochę lekkoduch, zupełnie nieżyciowy w sprawach praktycznych, a mimo wszystko znakomicie oceniający szereg zjawisk po­litycznych i społecznych, któ­re dotąd omijały jego herme­tycznie zamknięty światek. Barburski pokazuje Lekcickiego - wierzącego mimo wszystko w nadrzędne zna­czenie wartości humanistycz­nych.

Dariusz Skowroński jako SA-man Hans przejęty do głębi rasizmem, totalitaryz­mem oraz innymi ideami zro­dzonymi przez faszyzm, two­rzy bardziej karykaturę ani­żeli postać autentyczną. Jego gesty, sposób mówienia, po­ruszania się, wszystkie w za­sadzie środki aktorskie idą w tym kierunku. Zastanawia­łam się jednak, czy jest to koncepcja w stu procentach słuszna i czy gry nie nale­żałoby mimo wszystko chwi­lami tonować, aby nie przy­tłaczać nią słowa.

Interesującą propozycję składa Tadeusz Krasnodębski pojawiając się jako Żyd Ro-senberg, o ironio - ojciec rasisty Hansa, u którego już samo dotknięcie tatusia wy­wołuje atak słabości i ner­wowe załamanie...Tadeusz Krasnodębski jest typowym Żydem zarówno w geście jak też sposobie wypowiadania zdań. Gotów jest przy tym na wszystko, by tylko wyjść na swoje...

Uśmiech widza wywołuje także pojawienie się na żółto przystrojonej pary właścicieli warszawskiej pralni - Kaczulskich - Zofia Koehler i Stanisław Skrzyński. Dosko­nale do siebie pasują stano­wiąc parę typowych prostac­kich dorobkiewiczów. Oboje są autentycznie śmieszni i prawdziwi, budząc jednocze­śnie politowanie i podziw - pewnością siebie oraz igno­rancją. Szmirowaci w zachowaniu, ubraniu, sposobie wy­powiadania myśli ożywiają galerię "Rodziny".

Wysoko postawiony komi­sarz radziecki Lebenbaum, w długich butach i skórzanej kurtce, ściągniętej paskiem, w wykonaniu Tomasza Karasińskiego - zamaszysty, obiekt zainteresowania całego towarzystwa wczuwa się w konwencję roli, grając lekko i dowcipnie...

W przedstawieniu wystę­pują ponadto Elżbieta Pasierbówna jako Lucysia (dobra szczególnie w epizodzie czy­tania swego infantylnego wiersza Hansowi), Magdalena Mirek jako zaradna Marysia, Stanisław Czaderski jako elokwentny wojewoda z do­stojnością wypowiadający nic nie znaczące i zawiłe tyrady dyplomatycznych sformuło­wań, Kazimierz Zieliński ja­ko starosta, Stanisława Gall jako Lebenbaumowa - mat­ka komisarza, a także Gra­żyna Błęcka (Józia), Adam Nowakiewicz (Pituła) i Woj­ciech Romanowski (naczelnik więzienia).

W sumie, co by o "Rodzi­nie" nie powiedzieć jest ona komedią niezłą i nieźle przy­gotowaną, budząc zaintereso­wanie publiczności, która znużona codziennością szuka w teatrze nieco odprężenia. Na spektaklu "Rodziny" mo­żna mieć nieco relaksu, choć ostrość problemów tej w la­tach 30-ych ciętej komedii politycznej, bardzo - jak wspomnieliśmy na wstępie - stępiała.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji