Przed premierą "Rodziny"
- Wkrótce obejrzy publiczność nową premierę teatralną. Będzie to "Rodzina" Antoniego Słonimskiego. Sztuka bardzo mało znana przeciętnemu widzowi. Co można o niej bliżej powiedzieć?... zwracamy się do reżysera przedstawienia Ryszarda Krzyszychy.
"Rodzina" powstała w roku 1933 i była dość często grana przed wojną. Doczekała się nawet jedenastu premier. Po wojnie została z wielu względów odsunięta na boczny tor i dopiero w latach 80-ych sięgnięto po nią powtórnie, ujawniając publiczności jej wspaniałe walory. Dotychczas zrealizowano już dwie premiery - w Warszawie i Łodzi. Obecnie przygotowywana jest "Rodzina" na częstochowskiej scenie.
- Z czego wynika obecnie zainteresowanie sztuką?
- Jest to przede wszystkim pozycja bardzo dobra i ciekawa. Należy ponadto do typu sztuk o charakterze politycznym, a to dziś widownia niezmiernie lubi. Sam Słonimski nazywa siebie człowiekiem "politycznie myślącym". W zasadzie przez pryzmat polityki patrzył na wszystkie sprawy.
- A co uznałby Pan w "Rodzinie" za szczególnie interesujące?
- Nietypowe, a nawet zaskakujące współczesnego widza spojrzenie człowieka żyjącego przed wojną na takie zjawiska jak - komunizm i hitleryzm, a także na problemy rasy oraz klas społecznych. Rzecz cała streszcza się w małym wierszyku "Rasa i klasa w jednym stały domku"... Słonimskiemu chodziło jednak obok zaakcentowania tych spraw o zarysowanie obrazu konfrontacji pewnych ideologii. W salonie hrabiego Lekcickiego spotykają się - komisarz sowiecki, młody hitlerowiec, który osobiście zna Hitlera, Żydzi, parweniusze... Wszyscy oni są ze sobą spokrewnieni, stąd tytułowa "Rodzina". Już sam zamysł pokazania takiego kipiącego kotła i oczekiwanie co z tego wyniknie jest bardzo frapujące.
- Słonimski nie jest znany jako dramaturg.
- Faktycznie jego dramaturgia jest bardzo mało znana. Powszechnie uważany jest za poetę. A napisał cztery sztuki, z których jedna "Wieża Babel" okazała się niewypałem. Pozostałe jednak są dobre i były dość często grane. Największe powodzenie miała wśród nich komedia polityczna "Rodzina". Słonimski czuł teatr i prawa jakie rządzą sceną, był ponadto uważany w życiu prywatnym za naj-dowcipniejszego człowieka przed wojną. Wszystko to znalazło odbicie w sztuce. Proszę mi wierzyć, że niektóre riposty są wręcz wspaniałe...
- Jednym słowem może się podobać...
- Niedawno rozmawialiśmy z dyrektorem Teatru Nowego w Łodzi, gdzie odbył się już setny spektakl "Rodziny" przy pełnej widowni. Przedstawienie będzie przeniesione na przyszły sezon artystyczny. Myślę, że z podobnym przyjęciem spotka się w Częstochowie. A częstochowskiej widowni należy się dobra komedia.
- Kto projektuje scenografię?
- Ryszard Melliwa. Przypomnę, że był on autorem scenografii do "Zemsty" Aleksandra Fredry.
- A kogo zobaczymy w rolach głównych? W przedwojennej prapremierze postać Lekcickiego, właściciela dworku, w którym dzieje się akcja utworu grał przecież sam Stefan Jaracz.
- Nasza publiczność zobaczy w tej roli Janusza Barburskiego.
- Na Częstochowskiej Scenie zrealizował Pan czternaście sztuk. Czy można przypomnieć kilka z nich?
- "Obywatelstwo honorowe" Briana Friela, "Domek z kart" Emila Zegadłowicza, "Grupa Laokoona" Różewicza...
- Potem były dwa lata przerwy...
- Tak, współpracowałem w tym czasie z teatrami w Rzeszowie, Szczecinie, Gorzowie...
- Reżyserowałem między innymi takie spektakle jak "Kartoteka", "Tango".
- Można więc powiedzieć, że Pana specjalnością jest repertuar współczesny.
- Tak się dotychczas w moim życiu zawodowym układało, że otrzymywałem propozycję pracy właśnie nad sztukami współczesnymi. Marzy mi się jednak klasyka, wielki polski repertuar - Słowacki, Wyspiański... Chciałbym raczej sprawdzić się w tego rodzaju przedstawieniach.
- Czy po "Rodzinie" będzie Pan przygotowywał coś jeszcze dla częstochowskiej publiczności?
- Już nie. Stąd wyjeżdżam do Lublina, by podjąć pracę nad "Nowym Wyzwoleniem" i "Mątwą" Witkiewicza.
- Wcześniej jednak będzie premiera na Sali Kameralnej Teatru Adama Mickiewicza.
- Zaprosimy na nią publiczność 10 listopada. Próby są dalece zaawansowane. W zasadzie nadajemy całości już ostatnie szlify.
- Dziękujemy za rozmowę.