Artykuły

Geniusz kontra geniusz

"Zaratustra" w reż. Krystiana Lupy w Starym Teatrze w Krakowie. Po występach w Centrum Meyerholda w Moskwie pisze Olga Romancewa w Gazetie.

W Centrum Meyerholda zaprezentowano spektakl Krystiana Lupy "Zaratustra"

"Zaratustra", przedstawiony w ramach Spotkań Meyerholdowskich, corocznie zapoznających moskwian z realizacjami reżyserów eksperymentatorów, automatycznie odsunął minione i przyszłe spotkania na drugi plan.

I to jest najbardziej niewątpliwa rzecz, jaką można powiedzieć o spektaklu przygotowanym w Starym Teatrze w Krakowie przez Krystiana Lupę - polskiego guru teatralnego, który wychował pokolenie reżyserów - buntowników od Grzegorza Jarzyny do Krzysztofa Warlikowskiego.

Autor radykalnej idei zawisającego teatru, człowiek, o którym u nas w czasach radzieckich krążyły legendy, sam Lupa w legendy nie wierzy i udowadnia w "Zaratustrze", że nawet filozof Nietzsche, który stał się obiektem wielu legend, tak naprawdę był jedynie fałszywym prorokiem, który oszukał ludzkość.

Pokutuje opinia, że postulat Nietzschego o śmierci Boga określił rozwój współczesnej kultury. Nawet osoby, które nigdy nie brały do rąk dzieł filozofa dobrze rozumieją określenia "nadczłowiek" i "płowa bestia". Te pojęcia weszły już do współczesnego folkloru, jednak nasi przodkowie doświadczyli ich na własnej skórze. Na szczęście faszyzm, jak mówią ludzie, został pokonany. Intelektualną normą jest teraz uznawanie Nietzschego za geniusza. I to, że Krystian Lupa gotów jest traktować filozofa bez jakiegokolwiek pietyzmu - to już samo w sobie jest rewolucyjne. Ale Lupa jest jeszcze przekonany, że idee Nietzschego jedynie odurzyły ludzkość, w efekcie niszcząc własnego twórcę: filozof skończył życie w szpitalu psychiatrycznym.

W celu potwierdzenia swoich wyobrażeń Lupa wystawił na scenie legendarny traktat Nietzschego "Tako rzecze Zaratustra", co samo w sobie jest już podwójnie rewolucyjne.

Rzecz praktycznie niemożliwa dla zwykłego teatru, dla tego reżysera jest nawet organiczna. Polski mistrz nie raz wystawiał prozę, rozszerzając granice teatru sposobami teatralnego opracowania idei filozoficznych.

Powolny, medytacyjny pięciogodzinny spektakl obejmuje całe życie filozofa. Główny bohater, Zaratustra, istnieje na scenie w trzech postaciach. W pierwszej części jest zbuntowanym młodzieńcem (Sebastian Pawlak), w drugiej - dojrzałym filozofem (Zbigniew W. Kaleta), w finale - zwariowanym starcem o imieniu Fritz, który niemal zatracił zdolność mówienia (Krzysztof Globisz). Ponieważ sam Nietzsche nie poruszał tematu starości, w ostatniej części spektaklu jego teksty filozoficzne zamienia sztuka niemieckiego dramaturga Einara Schleefa "Nietzsche. Trylogia".

Ogólna idea jest taka: bohater dojrzewa, zmienia się, ale za każdym razem wydaje się, że jego i otaczający świat dzieli nieprzezwyciężony mur. Młody Nietzsche, wychudły nihilista w czerwonych spodniach i rozpiętej na piersi koszuli ostro wykrzykuje: "Człowiek to coś, co trzeba przezwyciężyć", "Brudną rzeką jest człowiek". A tłum gapiów nie słucha go, żądając, by pokazał nadczłowieka. Ale nadczłowiek (w wersji Lupy to linoskoczek w staromodnym pasiastym stroju) rozbija się na śmierć po kilku minutach. Tłum się rozchodzi, tracąc jakiekolwiek zainteresowanie głosicielem nowych prawd.

Dojrzały Nietzsche, krępy brodacz z włosami zebranymi w kucyk, doznaje olśnienia i spotyka niezwykłych ludzi w rodzaju papieża, bardzo przypominającego Jana Pawła II. Ale wszystko, co się wokół niego dzieje też raczej jest wytworem jego chorej wyobraźni. W finale oszalały Fritz obserwuje, w co przekształcił jego idee tłum włóczęgów.

Strącając z piedestału Nietzschego z wyjątkowym mistrzostwem, Lupa pozostaje wierny własnemu stylowi. Człowiek, który widział choćby jeden jego spektakl od pierwszych minut rozpoznaje jego pismo. Nieprzytulna przestrzeń wewnątrz obdrapanych ścian i ciemnych sklepień, skrywających się w ciemnych głębinach. Aktorzy niespiesznie przeżywają na scenie każdy epizod. Maksymy Zaratustry są wypowiadane i brzmią tak, jakby ich tu i teraz na naszych oczach wymyślono. Chwilami powstaje iluzja, że akurat tutaj aktorzy nic nie grają i (zupełnie jak zwykli ludzie w zwykłym życiu) nawet starają się ukryć swoje emocje.

Tymczasem na ścianie wszyscy oglądają nieco zwariowane projekcje: jak, dla przykładu, Zaratustra odgryza głowę żmii, wpełzającej mu do gardła. I nieustanny dźwięk bębna: Lupa zawsze "dyryguje aktorami", nadając im rytm akcji.

W "Zaratustrze" reżyser oczywiście manipuluje kilkoma stylami teatralnymi. Ale nawet w nader realistycznych momentach - na przykład, kiedy stary Nietzsche zostaje rozebrany i umyty w prawdziwej wannie prawdziwą wodą - jest absolutnie oczywiste, kto tu tak naprawdę jest geniuszem. Nie Zaratustra, a sam reżyser, potrafiący wycisnąć teatralność ze wszystkiego. Nawet z filozofii Fryderyka Nietzschego.

tłum. Agnieszka Lubomira Piotrowska

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji