Artykuły

Tak zamilkł Zaratustra

"Zaratustra" w reż. Krystiana Lupy w Starym Teatrze w Krakowie. Po występach w Centrum Meyerholda w Moskwie pisze Marina Dawidowa w Izwiestijach.

Na scenie Centrum im. Meyerholda odbyły się występy gościnne krakowskiego Starego Teatru. Wybitny polski reżyser Krystian Lupa przywiózł do Moskwy sceniczną wersję filozoficznego poematu Nietzschego, radykalnie zmieniając sensy jego już dość zbanalizowanych postulatów.

Łatwo sobie wyobrazić, jaką wampukę można byłoby uszykować z dzieł Nietzschego w ogóle, a szczególnie z jego poetyckiego traktatu "Tako rzecze Zaratustra". Tu by można było sobie pofolgować. Można byłoby przy dźwiękach symfonicznego poematu Richarda Straussa pod takim samym, co książka tytułem (to ta muzyka, która teraz rozbrzmiewa w telewizyjnym teleturnieju "Co? Gdzie? Kiedy?") przedstawić grzmiącego proroka z pałającym wzrokiem. Można byłoby wypuścić na scenę krwiożerczych nazistów, w sposób poglądowy pokazując nam, do czego doprowadza propagowanie immoralizmu. Można byłoby postawić Fryderyka Nietzschego pod sąd historii

Lupa na szczęście uniknął dróg, prowadzących na manowce pompatycznej teatralnej grafomanii. Być może on w większym stopniu, niż inni koryfeusze europejskiej sceny posiada immunitet chroniący przed sceniczną trywialnością. I szczególny pociąg do przekładania na język teatru skomplikowanych filozoficznych konkluzji. Potrafi przekładać nie obniżając jednocześnie zawartości intelektualnej źródła. "Bracia Karamazow" Dostojewskiego, "Lunatycy" Hermanna Rocha, "Wymazywanie" Thomasa Bernharda Lupa realizował je niespiesznie. Rozwijają się one również niespiesznie - wiele godzin, nie nużąc, a wciągając w przetkaną filozoficznymi strumieniami przestrzeń.

Jednakże książka Nietzschego to mimo wszystko nie powieść. To wizjonerskie dzieło, gdzie poezja podporządkowuje sobie logikę, gdzie jedno spostrzeżenie przeczy drugiemu, a od ilości obrazów mieni się w oczach. W "Zaratustrze" nie ma ani fabuły, ani charakterów, niczego, co może przyciągnąć uwagę widza. Tylko intensywna pulsacja myśli i nieludzki (nadludzki) napór Po co Lupa wystawił "Zaratustrę"? Powiedziałabym tak: "ewangelię Nietschego", która swego czasu wywróciła świadomość Europejczyków Lupa umieścił w kontekście współczesnej kultury, która dawno utraciła jakiekolwiek podstawy, stroni od wszelkich jasno sformułowanych ideałów (za jakimkolwiek ideałem obecnie majaczy widmo totalitaryzmu), organicznie odrzuca wszystko, co wzniosłe i nadludzkie. Zaratustra Lupy żyje w świecie, w którym każdy patos jest śmieszny, a dopuszczalny jest tylko sceptycyzm, w którym nie ma i być nie może żadnych proroków. I on sam też nie jest prorokiem. Jest człowiekiem, zanadto człowiekiem.

W trzech częściach pięciogodzinnego spektaklu pojawia się przed nami w trzech osobach - krewkiego młodzieńca, wykrzykującego na placu słynne sentencje z tekstu, niemłodego, zmęczonego własną wszystko pożerającą refleksją myśliciela i nalanego, zbzikowanego starca, utożsamianego z samym filozofem (w trzeciej części tekst poematu zostaje zastąpiony biograficzną sztuką Einara Schleefa, gdzie oszalały Nietzsche zostaje oddany pod opiekę niemłodej matki i zasuszonej jak płotka siostrze).

W trzeciej części, gdzie poetyckie piękno samego Nietzschego zamienia wzgardzona we wszystkich sensach proza, a spektakl przekształca się z przypowieści w dramat obyczajowy, Lupa ostatecznie zatapia patos Nietzschego w codzienności. W dwóch poprzednich częściach rozpuszcza go w wątpliwościach.

W poemacie Zaratustra przychodzi do świata, już znając prawdę. U Lupy szuka prawdy. I najciekawsze w spektaklu krakowskiego teatru jest to, jak deklaracje poematu stają się tu zadumą. Jak w końcu każdej z zuchwałych sentencji filozofa stawiane są znaki zapytania. Jak w Nietzschem - Zaratustrze Lupa dostrzega współczesny typ świadomości, poszarpanej, wygniecionej, nie mogącej się uspokoić ani w wierze, ani w niewierze.

Raczej nie przypadkowo polski reżyser szczególnie przekonywujący jest w tych chwilach przedstawienia, kiedy jego medytacyjny styl nagle przecina pięknymi wizualnymi konstrukcjami, odsyłającymi nas do strasznych obrazów wojującego gnostyka współczesnej sceny Romeo Castellucciego. Szczególnie wyraźnie ten rym ujawnia się w scenie, w której Zaratustra spotyka się z papieżem, uderzająco podobnym do zmarłego Jana Pawła II. Za plecami papieża stoi akwarium ze starcem, który karmi ojca świętego własną krwią. "Co masz za plecami?" - pyta papieża Zaratustra. . "Nie wiem - odpowiada. - Doprawdy, tam zawsze była ściana". Próba zobaczenia, co jest za ścianą stanowi istotę tego spektaklu. Zaratustra Lupy nie obala, a raczej bada rzeczywistość. Jak i sam Lupa, jak Castellucci, którego teatr sam Twórca polecił nazwać "anatomicznym", jak i w ogóle współczesny artysta.

W samym finale udręczony chorobą psychiczną filozof (fantastyczny aktor Krzysztof Globisz) ponownie trafia na plac, na którym w młodości zaczął swoją długą drogę ku prawdzie. I widzi znów tych samym żałosnych ludzi, stojących w kolejce po bezpłatną zupę. Widzi ołowianą ohydę życia, ludzkie cierpienia, ociekającą krwią prostytutkę Lupa dochodzi do tego punktu, gdzie immoralizm Nietzschego powinien chyba przejść w moralizm w duchu Dostojewskiego. I na szczęście, zatrzymuje się. Jego Zaratustra więcej nic nie mówi. W odróżnieniu od Zaratustry Nietzschego on, jak cała współczesna kultura, nie zna pewnych odpowiedzi na trudne pytania. On tylko zadaje te pytania. A dalej - milczenie.

tłum. Agnieszka Lubomira Piotrowska

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji