Artykuły

Na wspak

Scena przedstawia wenecki port. Na skrawku lądu, gdzieś między Adriatykiem

a jednym z kanałów Krzysztof Warlikowski rozgrywa "Kupca weneckiego" Szekspira. Dobra jest przestrzeń określona przez Małgorzatę Szczęśniak. Drewniane pale wbite w dno morza, pływające łodzie, wreszcie biały horyzont sugeruje miejsce akcji. Ta zaś rozgrywa się również i w innych miejscach toruńskiego Teatru im. Horzycy. Fragment mieszkania Shylocka to jedna z lóż balkonu, zaś doża wenecki przyjmuje skargi obywateli zasiadając na podwyższeniu zbudowanym na widowni. W przedstawieniu pojawiają się: kupiec Antonio (Michał Marek Ubysz), zakochany w Bassaniu, silny i brutalny wobec Żyda Shylocka (Włodzimierz Maciudziński). Ten w meloniku, przykrótkich spodniach i z parasolem w dłoni częściej wywołuje śmiech niż litość czy współczucie. Zabawny jest także Bassanio (Wacław Tracz), który w scenie zalotów przychodzi do Porcji w za dużej zbroi. Nie ma też przed sobą trzech szkatuł, lecz wyrastające spod ziemi kukły. Są jeszcze kobiety: sprytna i wyrachowana Porcja (Jolanta Teska), jej służąca Nerissa (Małgorzata Chojnowska) i nieco bezbarwna Jessica, córka Shylocka (Małgorzata Abramowska). Warlikowski dziwnie rozkłada akcenty w swoim przedstawieniu. Bassania i Shylocka ośmiesza, natomiast najbardziej błazeńską postać utworu, Lancelota Gobbo (Grzegorz Wolf) traktuje poważnie. Jego scena spotkania z ojcem staje się nagle wzruszająca i kojarzy się bardziej z antycznym "rozpoznaniem" niż z zamierzoną przez Szekspira błazenadą. W inscenizacji Warlikowskiego brakuje konfliktu na miarę tej bogatej i złożonej sztuki. Interesująco postawiona jest rola Antonia, targanego między miłością do Bassania a okrucieństwem w stosunku do Shylocka. Ubysz nie gra człowieka zniewieściałego, jest z pewnością najmocniejszą postacią w przedstawieniu, nie ma jednak przeciwnika w Shylocku. Maciudziński nie jest ani zawistny ani groźny. Wycięcie funta mięsa Antonia traktuje jako żartobliwy zastaw. Taka interpretacja mogłaby być interesująca, gdyby postać rozwijała się, a każda klęska osobista (utrata córki i pieniędzy, lekceważenie i poniewieranie przez Antonia) utwierdzała go w nienawiści do chrześcijan. Niestety, Maciudziński stosuje środki aktorskie bardziej zbliżające go do Molierowskiego Harpagona czy poczciwych starców z włoskiej dell'arte. Granie Shylocka w konwencji zbliżającej się do clownady stawia tę postać o kilka klas niżej niż wynikałoby to z dramatu. A jeżeli rzecz jest o małym, histeryzującym człowieku, to i całe przedstawienie traci wiele sensów. Jedna scena jest w toruńskim "Kupcu" poruszająca. W finale pierwszej części, po utracie córki, Shylock rzuca się z płaczem w ramiona Antonia, ten zaś brutalnie odpycha go na ziemię. Renesansowa muzyka towarzyszy bezgłośnemu lamentowi Żyda. Warto przypomnieć jeszcze scenę finałową. Zakochane pary zbliżają się do białego horyzontu i zaczynają tańczyć. Taniec to dziwny, bo każdy tańczy osobno, a właściwie jedynie próbuje wpisać się w rytm muzyki. Na końcu dołącza do nich smutny Antonio i tak cytując jakby finał "Księżniczki Turandot" Zioły i "Snu srebrnego Salomei" Jarockiego, Krzysztof Warlikowski dopiero w ostatnich minutach przedstawienia usiłuje przekonać nas o tym, że "Kupiec wenecki" nie jest komedią i że szczęśliwy finał może być tylko pozorny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji