Artykuły

W pułapce niepewności i osaczenia

"Urodziny Stanleya" w reż. Barbary Sass w Teatrze Miejskim w Gdyni. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.

Zmarły niedawno angielski dramaturg, literacki noblista z 2005 r., był mistrzem niedopowiedzeń. Stawiał znacznie więcej pytań, niż podsuwał odpowiedzi - znakomicie pobudzając wyobraźnię i intelekt widza. Nabrzmiałe znaczeniami pauzy jego pierwszej pełnospektaklowej sztuki "Urodziny Stanleya" z 1957 r. zdają się więcej mówić niż słowa, które tylko z rzadka odsłaniają skrywane intencje bohaterów.

Czas - ponad pół wieku od premiery sztuki - bynajmniej nie stępił jej ostrza. Gdyńska wersja w reżyserii Barbary Sass oddaje niespieszny rytm Pinterowskiej frazy, nieoczekiwanie wpędzającej świadomość widza w pułapkę niepewności i osaczenia.

Główny bohater Stanley (Piotr Michalski) to rozleniwiony, niespełniony pianista pod czterdziestkę. Od roku jest jedynym gościem Petera i Meg (Eugeniusz K. Kujawski i Małgorzata Talarczyk), sześćdziesięcioletnich właścicieli podupadającego nadmorskiego pensjonatu. Traktują go jak syna, co pozwala mu żerować na pobłażliwości gospodarzy - zwłaszcza pani domu, która obdarza go też uczuciem zgoła niematczynym.

Banał codziennego bytowania trojga ludzi przerywa nagłe wkroczenie niejakich Goldberga i McCanna (Grzegorz Wolf i Rafał Kowal), którzy wynajmują pokój. Na wieść o tym Stanley wpada w dziwny popłoch, szybko udzielający się i widzom.

Tajemniczy osobnicy, o manierach ugrzecznionych speców od mokrej roboty, urządzają bohaterowi przyjęcie z okazji urodzin, choć sam zainteresowany twierdzi, że ma je dopiero za miesiąc. Podczas pijatyki - z udziałem także Meg oraz seksownej dwudziestolatki z sąsiedztwa Lulu (Katarzyna Bieniek) - Stanley zostaje poddany brutalnemu praniu mózgu. Obaj przybysze przebierają go - bezwolnego jak kukłę - w garnitur biznesmena i wywożą nad ranem w niewiadomym kierunku.

Barbara Sass sprawia, że rachunek win, który Pinter wystawia współczesnemu światu, ożył na scenie w najlepszym wydaniu. Wszystkich nas może nieoczekiwanie dopaść przypadek wtłoczenia - bez udziału naszej woli - w ten czy inny uniform. Wysłannicy bliżej nieokreślonych mocodawców tylko czyhają, żeby nas ukarać za niesprecyzowane winy i narzucić nam nieoczekiwane role. "Będziesz rozkazywał. Będziesz decydował. Będziesz magnatem. Będziesz mężem stanu" - kuszą bluźnierczą litanią obietnic nie do spełnienia, niby z przedwyborczych mityngów lub telewizyjnych reklam.

Nikt nie potrafi równie bezlitośnie ukazać opresyjności naszego "najlepszego ze światów" niż Pinter. Barbara Sass dzięki grze całego zespołu wspaniale wydobyła ów podskórny lęk przed niepewnym jutrem.

Tkwi on na dnie naszych dusz i pęta wolę, szczególnie dziś, kiedy zewsząd jesteśmy bombardowani sensacjami o ogólnoświatowym kryzysie.

Rewelacją widowiska okazał się Eugeniusz K. Kujawski. Jako odtwórca roli Petera miał do przekazania najmniej tekstu. Swoim wymownym milczeniem wyraził jednak więcej, niż pozostali aktorzy nieustanną gadaniną. Niesamowita, zapadająca w pamięć, przejmująca rola. Już dla niej warto wybrać się na to przedstawienie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji