Artykuły

Kazimierz Kutz: polsko-śląska poczwarka

Najnowszą biografię Kazimierza Kutza "Cały ten Kutz. Biografia niepokorna" napisała dziołcha ze Śląska, pyskata blondyna. Dobrze, że dziołcha, bo potrafiła objaśnić, dlaczego kobiety go uwielbiają. Dobrze, że ze Śląska, bo z tej perspektywy obraz jest pełniejszy. I dobrze, że pyskata, bo się swojego bohatera nie wystraszyła - pisze Dariusz Kortko w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Trudna sprawa, napisać biografię Kazimierza Kutza. Nic tu się kupy nie trzyma, nic nie jest oczywiste. A jak się wydaje proste, nasz bohater robi wszystko, by rzecz skomplikować. Odnosi sukces w Warszawie, ale ucieka na Śląsk. Wielbią go na Śląsku - wyjeżdża do Warszawy. Kocha przyjaciół, ale ich nie oszczędza. Zwierzę filmowe, wyżywa się w teatrze. Brzydzi się polityką, ale idzie do parlamentu. Agnostyk, a ściąga czapkę przed Najświętszym Sakramentem.

O sobie pisze: Kurdupel-Korniszon ze Śląska, atakuje wszystko, co od niego wyższe - a więc prawie wszystko, łącznie z bernardynami; orator z bożej łaski, zielona małpa, co przedwczoraj zeszła ze świerku; zapewne mitoman erotyczny, wdzięczny obiekt dla Freuda, jako że jedyną rzeczą, nad którą ubolewa, jest to, że nie może rodzić; używa wyłącznie czterech słów na ch, d, p i k; pierdoła.

Osobowość fascynująca, ale w tym wszystkim chaos, chaos, chaos. Trzeba znaleźć klucz, uporządkować, przypisać. Na szczęście Aleksandra Klich, autorka książki "Cały ten Kutz. Biografia niepokorna" jest Ślązaczką. Coś, co z perspektywy stolicy wydaje się zadaniem nie do wykonania, jej przychodzi bez najmniejszego trudu. Nie musi się męczyć, bo klucz do Kutza sama trzyma w dłoniach: Śląsk.

Książka jest bardzo zgrabnie napisana, czyta się ją wartko, więc wszystko szybko staje się jasne: o co chodzi Kutzowi, na czym polegają jego wybory, skąd się biorą jego poglądy. Odpowiedź nasuwa się sama: wszystko bierze się z tego, że Polska Kutza nie rozumie. Dla Polski nie ma kogoś takiego jak Ślązak. Polska żąda deklaracji: jesteś za mną albo za Niemcami. Ślązacy nie pasują do romantycznego polskiego mitu powstańczego, nie są jego częścią. Niby nasi, a jednak poza nami. Na dodatek śmiesznie mówią. Dla Polaków nieswoi, dla Niemców podejrzani. Muszą przetrwać, nie wychylać się, smolić to wszystko. Robota, rodzina, życie w zgodzie z Bogiem - to najważniejsze.

Książka Klich to lektura obowiązkowa dla każdego Ślązaka i dla tych, którzy chcą choć trochę Śląsk zrozumieć. W Kutzu - jak w lustrze - odbija się wiele śląskich tęsknot. Nie jest to widok wesoły. Widzimy bowiem człowieka, który cierpi z powodu niespełnionej miłości. To Ślązak, który całym sercem kocha Polskę. Niestety, ona go odtrąca, czasem nim nawet gardzi.

Kutz traktuje Polskę jak ponętną kobietę. Wielbi ją i marzy, by ona mu to uczucie odwzajemniła. Jak doprowadzić ten związek do finału? Uda się, jeśli Kutz zostanie zauważony, stanie się kimś, dorobi, dopiero potem może uderzyć w zaloty. Gdy już osiąga sukces w Warszawie, zaczyna snuć swoją opowieść o Śląsku. I o swoich uczuciach do ukochanej panny P.

W "Soli ziemi czarnej" pokazuje, czym jest śląski mit, i zderza go z Polską ze swoich i śląskich marzeń. Ona jest piękna, idealna i... niedostępna. Czegóż się nie robi dla miłości? Prosi się o pomoc generała Jerzego Ziętka, skoro może pomóc. Warszawa nie może tego zrozumieć, wybaczyć. - Iść na współpracę z komunistą? - mruczy ukochana P. Nie rozumie, że nie o politykę tu chodzi, ale o skuteczność. Dla Ślązaka to naturalne. Liczy się przecież sprawa. Nawet się nie obraża, gdy opowiada w stolicy o powstaniach, a tam nie wiedzą, o co mu chodzi. Słyszy: Powstania śląskie? A były takie?

Kutz marzy: niech wszyscy zobaczą, że Ślązacy to prawdziwi Polacy, a nie podejrzani pół-Niemcy.

Film odnosi ogromny sukces, ale czy panna P. coś z niego zrozumiała? A z "Perły w koronie"? A z "Paciorków jednego różańca"? A ze "Śmierci jak kromka chleba"?

W książce Klich wyczuwa się mękę Kutza. Nieustannie przekonuje kogoś, kto wcale nie chce być przekonywany. Złości się na Polskę, skazany przez nią na niezrozumienie. Kutz w swoich śląskich genach ma jednak upór i honor, więc będzie do końca wypełniał tę beznadziejną misję. Tak jak górnicy wyszarpują węgiel z ziemskich bebechów i eksportują do kraju, tak on wydziera pazurami ekstrakty śląskości i wysyła do Polski. Tylko że tam jest to towar trefny.

Dobrze rozumie, że w tym śląskim powołaniu musi by osobny, niestowarzyszony, nieuwikłany. Niezależność to jego tarcza. Stroni więc od wszelkich partii. Programowo nie należy. W każdej grupie - czy to organizacja partyjna, czy związkowa - ważna jest zdolność do kompromisu. Ale w sprawach Śląska Kutz na ugodę iść nie może. Kto ma Śląsk w rzyci, tego Kutz ma w rzyci. Przykładanie go do polskiego mitu nie ma żadnego sensu. Polska ma mu to za złe. I nie chce wybaczyć.

Rozpaczliwa walka Kutza o odwzajemnienie uczuć jest skazana na porażkę. I on dobrze o tym wie, ten nasz pan Kazimierz, polsko-śląska poczwarka, która na próżno mówi Ślązakom: każdy z was może się stać motylem.

PS Gdyby książkę Klich przenieść na ekran, pewnie byłby to film przeznaczony wyłącznie dla widzów dorosłych. Tyle tu wulgaryzmów, że nie sposób zliczyć. Ale nie miejcie tego za złe autorce. Każdy, kto spotkał Kazimierza Kutza, wie, że w jego ustach każde: pierdolę, jebię, kurwa czy chuj nie brzmi jak przekleństwo. Bez tzw. wyrazów nie byłoby Kutza, a jego portret byłby fałszywy. To poświadczam ja, nazwany przez Kutza "tym kurduplem z Gazety ".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji