W świecie egzotyki
Yukio Mishima: Wachlarz, Jesteś piękna, Adamaszkowy bębenek, przekład z angielskiego Anny Gostyńskiej. Teatr Współczesny (scena na Czackiego). Reżys. i opracowanie dramaturgiczne: Tadeusz Łomnicki. Muzyka Zbigniew Turski. Scenogr. Julian Pałka.
Trzy jednoaktówki, które ujrzeliśmy na scenie, są dziełem współczesnego japońskiego pisarza, który jednak pełnymi garściami czerpał z czternastowiecznego, klasycznego japońskiego teatru Nō. Autor wziął z niego wątki, treści i postacie, ale sprowadził je niejako do czasów dzisiejszych, zmieniając owych ludzi sprzed wieków w przechodniów dzisiejszego Tokio, a nawet bliższych nam miast europejskich.
Ale mimo owego przeniesienia wątków sprzed wieków do naszej teraźniejszości, wszystkie trzy sztuki pozostają dla widza europejskiego do tego stopnia egzotyczne, stworzone w jakiejś innej konwencji niż ta, do której przywykliśmy, że musimy się całkiem przestawić, by je właściwie odebrać. Musimy zżyć się z egzotyką szczególnej fantazji, grającej tak wielką rolę w tych utworach, pogodzić się ze specyficzną filozofią, w której najważniejszą rolę grają zagadnienia śmierci, starości, przemijania czasu i przemian miłości, która, gdy jest prawdziwa, nie ginie nawet z końcem życia.
Z trzech jednoaktówek najwięcej uroku ma Wachlarz, obrazek pełen poetyckiego, beznadziejnego smutku, historia małej, japońskiej Ofelii, która z miłości wpadła w obłęd i jej kochającej ją nad życie opiekunki.
Najbardziej naładowany filozofią mówiącą o miłości i śmierci jest obrazek pt. Jesteś piękna, ukazujący śmierć poety zakochanego niemal w samej miłości, dla której nie ma barier, czasu i wieku.
Wreszcie ostatnia sztuka, składająca się na ten egzotyczny wieczór, to Adamaszkowy bębenek. W tej historii starego woźnego (w klasycznym pierwowzorze był podobno ogrodnikiem) zakochanego w pięknej pani, ubierającej się w magazynie naprzeciwko (w teatrze No była to księżniczka), znajdujemy przedziwne filiacje. Oto okrucieństwo krzywdy, jakiej doznał ów stary człowiek i powrót jego w charakterze widma po tragicznej śmierci, przypomina nam utwór z całkiem innej epoki i zrodzony pod innym niebem: gogolowski Płaszcz. Oczywiście, różnica pomiędzy tymi utworami polega znowu na mocnym rysie egzotyki Adamaszkowego bębenka.
Japoński autor miał u nas szczęście. Wprost znakomita gra wszystkich aktorów, biorących udział w tym przedstawieniu, rzuciła światło na jego utwory. Wątpię, czy w innym wykonaniu byłyby one zrozumiałe dla widza i potrafiły tak do niego przemówić. Pod batutą Tadeusza Łomnickiego (pierwsza to i jakże udana jego praca reżyserska) toczyło się owo przedstawienie, usuwając zręcznie w cień wszystko to, co jest dla naszego widza obce i wręcz niezrozumiałe, a wysuwając na plan pierwszy ową poetyckość, która niewątpliwie tkwi w każdej z trzech ukazanych jednoaktówek.
Irena Eichlerówna po mistrzowsku ukazała wszystkie trzy grane przez nią postacie. Była zniewalająca w swej miłości do małej, oszalałej gejszy malarką Jitsuko, świetnie zagrała przemianę z 99-letniej staruchy w powabną, budzącą miłość kobietę, wreszcie w ostatniej sztuce wcieliła się w olśniewającą wytwornością i wyniosłością damę jako pani Tsukioka. W ciągu jednego wieczora pokazała trzy różne swe możliwości, wszystkie trzy — wspaniałe.
TadeuszŁomnicki przemówił do nas może najbardziej w roli starego, skrzywdzonego woźnego Iwakchi. Jego naiwna wiara w moc swych miłosnych listów, jego rozczarowanie i głęboki ból, gdy uświadomił sobie, że jest igraszką okrucieństwa ludzkiego, wygrane zostały w każdym calu wprost wyśmienicie. Całkiem inny, choć też trafny, był w pierwszym obrazie jako zuchwały kochanek przychodzący po swą własność — zakochaną w nim dziewczynę, a jeszcze inny jako romantyczny poeta, umierający w parku miejskim z miłości.
Wielkie brawo dla Marty Lipińskiej, którą z przyjemnością oglądaliśmy jako uroczą, pełną słodyczy japońską dziewczynkę, oszalałą z tęsknoty za kochankiem. Słodycz, naiwność i wdzięk połączyły się tu w śliczny obraz. W dwu pozostałych sztukach miała już mniejsze role: jako Dziewczyna na ławce ogrodowej i mała urzędniczka u adwokata.
Bardzo przyjemnie odegrał obie swoje role Damian Damięcki, zwłaszcza trafny jako baletmistrz. Barbara Drapińska była pociągającą właścicielką Salonu Mody, a Tadeusz Surowa kolejno Policjantem i, jak trzeba, uroczystym kandydatem na dyplomatę.
Przekład z angielskiego — Anny Gostyńskiej — bez zarzutu.